niedziela, 11 grudnia 2016

Moje wrażenia po tegorocznej Żubroffce

Z uwagi kończącą się dziś kolejną edycję wspaniałego festiwalu filmów krótkometrażowych Żubroffka chciałbym zaprezentować subiektywną listę 10 filmów, które podczas tegorocznej odsłony najbardziej przypadły mi do gustu.

Od razu informuję, że wybór był trudny, że mam dość specyficzny gust (jakbyście jeszcze nie zdążyli zauważyć ;) ) oraz, że opierałem się wyłącznie na tych tytułach, które miałem możliwość obejrzeć. Dopuszczam bowiem do świadomości fakt, że były produkcje, które przegapiłem. Które znalazły by się w moim zestawieniu gdybym tylko je zobaczył. 

Ale może czas przejść do meritum

Miejsce 10.
The Formula
Reżyseria: Emmanuel Adjei
Kraj: Polska
Czas trwania: 15 minut

Oficjalny opis: Mimo różnych charakterów Zillah i Azar kochają się. Sens ich miłości wyznacza nadejście upragnionego dziecka. Kiedy ich nienarodzona córka umiera, żarliwe i zmysłowe uczucie poddane zostaje próbie.

Miejsce 9.
Raven Mother
Reżyseria: Noemi Valentiny
Kraj: Słowenia
Czas trwania: 8 minut

Oficjalny opis: Animowana, ludowa opowieść o kobiecie, która mierzy się z siłami potężniejszymi od niej samej i stara się zaakceptować swój los.

Miejsce 8.
Love
Reżyseria: Reka Bucsi
Kraj: Węgry
Czas trwania: 14 minut 30 sekund

Oficjalny opis: Uczucie opisane w trzech rozdziałach poprzez oddziaływanie na odległy układ słoneczny.

Miejsce 7.
A night in Tokoriki
Reżyser: Roxana Stroe
Kraj: Rumunia
Czas trwania: 18 minut

Oficjalny opis: W zaimprowizowanym nocnym klubie Takoriki cała wieś świętuje 18. urodziny Geaniny. Od swego chłopaka i Alina dostanie zaskakujący prezent, o którym nikt nigdy nie zapomni.

Miejsce 6.
Wartburg
Reżyseria: David Borbas
Kraj: Węgry
Czas trwania: 15 minut

Oficjalny opis: Dwaj ojcowie, którzy stracili pracę i pieniądze zdecydowali, że rozwiązaniem ich problemów będzie napad na pocztę przy użyciu wartburga.

Miejsce 5.
Back
Reżyseria: Gabriele Urbonaite
Kraj: Litwa
Czas trwania: 19 minut

Oficjalny opis: Początkująca aktorka wraca z Hollywood do swego rodzinnego Wilna. Uświadamia sobie, jak bardzo zmienili się ludzie i samo miasto.

Miejsce 4.
The Bloom of Youth
Reżyseria: Adam Freund
Kraj: Węgry
Czas trwania: 14 minut

Oficjalny opis: Karl zasypia w szkole, bo całą noc uczył się historii. To we wtorek piąta lekcja. Zasnął już na trzeciej lekcji, biologii. Jednak gdy spał, przynajmniej coś mu się przyśniło.

Miejsce 3.
What happens in your brain if you see a german word like ...?
Reżyseria: Zora Rux
Kraj: Niemcy
Czas trwania: 5 minut

Oficjalny opis: Eksperymentalna podróż do świata niezwykle długiego niemieckiego słowa.

Miejsce 2.
(Self) exhibitions
Reżyseria: Florencia Alberti
Kraj: Hiszpania/Argentyna
Czas trwania: 14 minut 18 sekund

Oficjalny opis: Dokument w technice found footage, zwracający uwagę na nowe formy ekshibicjonizmu w Internecie i portalach społecznościowych.

Miejsce 1.
Velodrool
Reżyseria: Sander Joon
Kraj: Estonia

Czas trwania: 6 minut 11 sekund 

Oficjalny opis: Uzależnionemu od nikotyny rowerzyście kończą się papierosy. Postanawia więc wystartować w wyścigu. By liczyć się w zawodach, potrzebuje pomocy pewnych osób z tłumu.

niedziela, 4 grudnia 2016

Piękny zwiastun sequela "Strażników Galaktyki"!



Choć po "Suicide Squad" powinienem być ostrożny w kwestii zachwytów już na tym etapie, jednak dzisiejszy zwiastun sprawił, że pozwolę sobie stwierdzić, iż kontynuacja przygód "Strażników Galaktyki" zapowiada się co najmniej równie dobrze jak część pierwsza. Mam zatem nadzieję, że faktycznie dostaniemy solidną dawkę bezpretensjonalnej rozrywki. In James Gunn we trust!   

sobota, 3 grudnia 2016

Najlepsze covery w filmach

Niech Cthulhu będzie z wami!

Na wstępie powinienem pewnie przeprosić za tak długą przerwę w pisaniu. Wzięła się ona stąd, że jakoś nie miałem natchnienia na tworzenie wpisów. Zatem przepraszam i mam nadzieję, że od teraz będzie lepiej.

 A przechodząc do meritum informuję, że przygotowana ostatnio prezentacją o coverach sprawiła, że  postanowiłem pokusić się o przygotowanie listy najlepszych moim zdaniem przeróbek tego typu jakie można usłyszeć w filmach . 

Od razu wyjaśniam też, że jako cover za słownikiem terminów muzyki rozrywkowej rozumiem wykonanie, aranżację lub nagranie utworu muzycznego wykonywanego wcześniej przez innego muzyka lub grupę muzyczną.

 Żeby już jednak nie przedłużać oto moja lista

Miejsce 20. 


"I will always love you" z filmu "Bodyguard" (1992)
Wykonawca: Whitney Houston
Twórca oryginału: Dolly Parton (1973)



Miejsce 19.


 "Rawhide" z filmu "Blues Brothers" (1980)
Wykonawcy: John Belushi i Dan Aykroyd
Twórca oryginału: Frankie Lane (1958)


Miejsce 18.

"Johnny B. Goode" z filmu "Powrót do przyszłości" (1985)
Wykonawca: Michael J. Fox, Marvin Berry
Twórca oryginału: Chuck Berry (1958)

Miejsce 17. 



 "I'd love to change the world" z filmu "Terminator Genisys" (2015)
Wykonawca: Jetta
Twórca oryginału: Ten Years After (1971)

Miejsce 16.

 "Everybody wants to rule the world" z filmu " Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia" (2013)
Wykonawca: Lorde
Twórca oryginału: Tears for fears (1985)

Miejsce 15.

 "Ballada o Janku Wiśniewskim" z filmu "Czarny Czwartek" (2011)
Wykonawca: Kazik Staszewski
Twórca oryginału: Krzysztof Dowgiałło (1970)

Miejsce 14.

 "Don't Panic" z filmu "X men Apocalypse" (2016)
Wykonawca: Clairity
Twórca: Coldplay (2001)

Miejsce 13.

 "One" z filmu " Z archiwum X: Pokonać przeszłość" (1998)
Wykonawca: Filter
Twórca: Harry Nilsson (1968)

Miejsce 12.


 "Deszczowa piosenka" z filmu "Little Nellie Kelly" (1940)
Wykonawca: Judie Garland
Twórca: Arthur Freed (1929)

Miejsce 11. 

"Happy Together" z filmu "Wielki Gatsby" (2013)
Wykonawca: Filter
Twórca: The Turtles (1967)

Miejsce 10.

 "Bohemian Rhapsody" z "The Muppet Show" (1976-1981)
Wykonawca: Muppety
Twórca: Queen (1975)

Miejsce 9.

 "Creep" z filmu "Social Network" (2010)
Wykonawca: Scala & Kolacny Brothers
Twórca: Radiohead (1992)

Miejsce 8.

 "Smells Like Teen Spirit" z filmu "Szubienica" (2015)
Wykonawca: Malia J.
Twórca: Nirvana

Miejsce 7.

 "SOS" z filmu "High Rise" (2015)
Wykonawca: Portishead
Twórca: ABBA (1975)

Miejsce 6.

 "Strawberry Fields Forever" z filmu "Across the Universe" (2007)
Wykonawcy: Jim Sturgess i Joe Anderson
Twórca: The Beatles (1967)

Miejsce 5.

 "Immigrant Song" z filmu "Dziewczyna z tatuażem" (2011)
Wykonawcy: Karen O., Trent Reznor
Twórca: Led Zeppelin (1970)

Miejsce 4.

 "Love is the drug" z filmu "Sucker Punch" (2011)
Wykonawcy: Carla Gugino, Oscar Isaac
Twórca: Roxy Music (1975)

Miejsce 3.

 „El Tango De Roxanne” z filmu "Moulin Rouge" (2001)
Wykonawcy: Jacek Koman, Evan McGregor
Twórcy: The Police ( 1978), Mariano Mores (1957)
Wersja oryginalna: "Roxanne", "Tanguera"



Miejsce 2.

 "Sweet Dreams (are made of this)" z filmu "Sucker Punch" (2011)
Wykonawca: Emily Browning
Twórca: Eurythmics (1983)

Miejsce 1.

 "New York, New York" z filmu "Wstyd" (2011)
Wykonawca: Carey Mulligan
Twórca: Liza Minelli  (1977)

niedziela, 23 października 2016

Moje krótkie wrażenia po obejrzeniu pierwszego sezonu serialu "Stranger Things"

Niech Cthulhu będzie z wami!

Opis fabuły: . W spokojnej, podmiejskiej dzielnicy ginie chłopiec. Przyjaciele, rodzina i policja zaczynają poszukiwania, jednak zaginięcie chłopca okazuje się być początkiem złożonej historii, której meandry są coraz bardziej zawiłe.

Zacznę może od oczywistości. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku omawianego nie tak dawno serialu "Mr Robot", "Stranger Things" dość nieoczekiwanie stało się największym popkulturowym fenomenem ostatnich lat. Praktycznie wszyscy wokół o nim mówią zachwycając się kunsztem braci Duffer i chwaląc praktycznie każdy element tej produkcji.

Dlatego też mimo, że nie lubię ulegać "owczemu pędowi" a także, jak pewnie zdążyliście zauważyć,  niespecjalnie przepadam za serialami uznałem, iż warto na ten tytuł "rzucić okiem" i przekonać się czy faktycznie entuzjaści wypowiadający się o tym serialu w samych superlatywach mają rację czy też może mamy tu do czynienia arcydziełem marketingu i przehypowanym humbugiem.

I wiecie co? Po seansie muszę powiedzieć, że bliżej mi do pierwszej z wyżej wymienionych opcji. Bo choć opowiadana historia nie jest specjalnie oryginalna (przeciwnie! Można powiedzieć, że jest schematyczna i opiera się na wyświechtanych kliszach, które widzieliśmy już dziesięć tysięcy razy. Przykładowo z motywem dziecka obdarzonego niezwykłymi mocami, na którym ktoś (w tamtym wypadku była to sekta) chce przeprowadzać eksperymenty mieliśmy do czynienia w tegorocznym "Midnight Special" Jeffa Nicholsa) jednak dzięki znakomitej realizacji, kapitalnie wykreowanemu klimatowi, umiejętnym bazowaniu na sentymencie widzów za latami osiemdziesiątymi i "kinem nowej przygody" (ktoś kiedyś trafnie powiedział, że mamy tu do czynienia z bardziej udaną wersją "Super 8" J.J. Abramsa), przyzwoitej grze aktorskiej (wyróżnia się zwłaszcza Millie Bobbie Brown) oraz interesujących bohaterów całość wciąga do tego stopnia, że nie można oderwać się od ekranu aż nie obejrzy się wszystkich odcinków i nie pozna zakończenia. Na szczęście nie ma ich tak znów wiele, więc jest to fizycznie wykonalne nawet "za jednym posiedzeniem"

Podsumowując. Jeśli jeszcze nie widzieliście "Stranger Things" gorąco zachęcam do tego, by nadrobić zaległości.
OCENA: 8/10

niedziela, 2 października 2016

"Ostatnia rodzina" (2016)

Niech Cthulhu będzie z wami!
Zacznę może od tego, że czekałem na ten tytuł z wielkimi nadziejami jak również chyba jeszcze większymi obawami. Z jednej strony bowiem od zawsze uważałem, że tragiczna a jednocześnie fascynująca historia rodziny Beksińskich i ich zmagania z tkwiącymi w nich, jak w każdym człowieku demonami (np. dążeniem do autodestrukcji) to praktycznie gotowy materiał na znakomity film (nasiliło się ono zresztą po przeczytaniu genialnej książki Magdaleny Grzebałkowskiej "Beksińscy portret podwójny", którą tak swoją drogą gorąco polecam), z drugiej jednak miałem w pamięci, że ten rok mnie delikatnie mówiąc nie rozpieszczał i wszystkie (albo zdecydowana większość) filmy, na które czekałem okazywały się mniejszymi bądź większymi niewypałami (Żeby wspomnieć tylko "Hateful Eight" Quentina Tarantino czy "Suicide Squad" Davida Ayera). Nie chciałem zatem narażać się na kolejne rozczarowanie. Dodatkowo można się było niepokoić, czy debiutujący w długiej formie reżyser Jan P. Matuszyński, będzie w stanie udźwignąć ciężar gatunkowy tej historii. Czy podejdzie do tego niewątpliwie trudnego i skomplikowanego tematu w odpowiednio wyważony sposób czy też da się zwieść taniemu efekciarstwu i skandalizowaniu!
Na szczęście dziś mogę z ręką na sercu zakomunikować, że wszystkie powyższe obawy okazały się równie istotne co "łzy w deszczu". "Ostatnia Rodzina" nie tylko bowiem sprostała moim oczekiwaniom, ale je wręcz przerosła!
Oczywiście nie znaczy to, że jest to produkcja pozbawiona wad. Że uniknięto pewnych uproszczeń, nadużyć (np. Nie dziwię się, że Wiesław Weiss w swojej recenzji na łamach "Teraz Rocka" zarzucił twórcom, że jego zdaniem z Tomasza Beksińskiego niepotrzebnie zrobiono świra i półgłówka. Ba! Muszę przyznać, że mimo, że w przeciwieństwie do pana Wiesława nie znałem osobiście pierwowzoru, to jednak również miałem wrażenie, jakoby filmowy Tomasz był "nieco" upośledzony umysłowo) czy uogólnień. Ba! W pełni zgadzam się z zasłyszanymi kilka dni temu opiniami, iż ten film jest przede wszystkim skierowany do osób, którzy już cokolwiek o Beksińskich wiedzą gdyż siłą rzeczy prezentowany jest tu tylko pewien wycinek z ich życia. Pewna bardzo subiektywna wizja rzeczywistości. Tak więc obawiam się, że jeśli ktoś o ich losie przed seansem nic nie wiedział, po nim także wiele wiedzieć nie będzie.
Jednak to wszystko moim zdaniem absolutnie nie zmniejsza potężnej siły oddziaływania tego dzieła! Nie zmienia faktu, że jest to doświadczenie niesamowicie intensywne, doprawdy porażające, do głębi poruszające, przesiąknięte nihilizmem, przygnębiające i emocjonalnie wstrząsające, które zostaje z odbiorcą na długo! Do tego stopnia, że nawet teraz, już kilka godzin po seansie czuję się jakby mnie ktoś zdzielił po głowie obuchem i ciężko mi pozbierać myśli by napisać coś w miarę sensownego.
Dlatego też pozwólcie, że zadowolę się stwierdzeniem, że wszystkie nagrody i wyróżnienia dla tej produkcji są absolutnie zasłużone a także pochwaleniem: wybitnego aktorstwa zaprezentowanego przez Andrzeja Seweryna, Dawida Ogrodnika (co zresztą było do przewidzenia znając klasę obu panów) i Aleksandrę Konieczną; znakomitego pełnego niuansów i dwuznaczności oraz wspaniale łączącego elementy komiczne z tragicznymi scenariusza Roberta Bolesty; niezwykle wiernie oddanej scenografii; realizatorskiego kunsztu; zdjęć autorstwa Kacpra Fertacza oraz znakomicie dobranej cudownej ścieżki dźwiękowej doskonale budującej klimat tej smutnej i przygnębiającej historii.
Podsumowując. "Ostatnia Rodzina" to nie tylko najlepszy film tego roku. To, nie bójmy się tego słowa wybitne arcydzieło na światowym poziomie, które zostaje w głowie po seansie na długo i które każdy fan dobrego kina koniecznie powinien zobaczyć, do czego zresztą serdecznie zachęcam!

OCENA: 9/10

środa, 28 września 2016

Krótka relacja z Filmweb Offline 2016



Niech Cthulhu będzie z wami!
Jako że od piątku do niedzieli przebywałem w Warszawie na corocznym zlocie użytkowników portalu Filmweb, pomyślałem sobie, że warto byłoby napisać o tym doświadczeniu choć kilka słów.
Zacznę może od tego, że we wspomnianym wyżej wydarzeniu planowałem wziąć udział już od kilku lat, jednak zawsze w ostatniej chwili coś stawało na przeszkodzie. A to się w ostatniej chwili poważnie rozchorowałem, a to zwyciężała moja "fobia społeczna". W tym roku wreszcie udało mi się swój plan zrealizować i bardzo się z tego powodu cieszę!
W przeciwnym razie bowiem nie miałbym okazji poznać kilku osób z różnych części Polski podzielających moje zainteresowanie kinem (m.in. pani, która była statystką w "Ostatniej Rodzinie"), zobaczyć na żywo redaktora Michała Walkiewicza, którego szczerze podziwiam (szkoda tylko, że zabrakło mi odwagi by zrobić sobie z nim zdjęcie na pamiątkę) a przede wszystkim odbyć kilku bardzo ciekawych rozmów podczas których dowiedziałem się np. iż w przeciwieństwie do tego co można by sądzić, dobre polskie kino to nie oznacza tylko "wojna, depresja, żydzi i martyrologia", że nie tylko ja uważam "Córki Dancingu" za bardzo dobrą a przede wszystkim świeżą i oryginalną (zwłaszcza jak na polskie warunki) produkcję  oraz, że nie tylko mi brakuje rodzimego kina gatunkowego, szczególnie jeśli chodzi o takie gatunki jak SF i horror.
Przede wszystkim jednak nie dane by mi było już teraz obejrzeć genialnej koreańskiej "Służącej", która na ten moment (tzn. prawdopodobnie do momentu zobaczenia przywołanej już wyżej "Ostatniej Rodziny", co planuję zrobić już w najbliższy piątek) jest moim absolutnym faworytem do tytułu najlepszego obrazu roku!
Koreański reżyser Park Chan-Wook, twórca m.in. "Stokera" i "Oldboya" kolejny raz zaserwował bowiem prawdziwą filmową ucztę i zmusił mnie do przemyślenia kwestii dołączenia go do grona moich ulubionych twórców filmowych !
Stworzył piękne, wysmakowane, zmysłowe i niezwykle nastrojowe dzieło przewrotnie grające z oczekiwaniami widza. Obraz, który (czego nie będę ukrywał) mnie absolutnie oczarował i sprawił, że siedziałem przed ekranem jak zauroczony kompletnie nie zwracając uwagi na to wszystko, co działo się dookoła (czyli przede wszystkim śmiechy i niewybredne komentarze części widowni w najmniej odpowiednich momentach).
Ba! Poziom tego dzieła sprawił, że znacznie łatwiej przełknąłem fakt, że obydwa pozostałe zaprezentowane w ten weekend filmy czyli nowa wersja "Siedmiu wspaniałych" w reżyserii Antoine'a Fuquy i "Deepwater Horizon" Petera Berga wypadły w mojej ocenie dość blado. Jasne były one solidnie zrealizowane i miały swoje momenty (Na marginesie dodam, że w przypadku pierwszego z wyżej wymienionych dzieł biorę także pod uwagę prześliczną Haley Bennet) jednak w ogólnym rozrachunku prezentowały się strasznie generycznie i odtwórczo jeśli chodzi o fabułę, gdyż "mieliły" wszystkie możliwe schematy znane z dziesiątek tysięcy innych tytułów
Mimo zatem różnych mniejszych bądź większych perturbacji (związanych w dużej ,mierze z moim całkowitym życiowym nieogarnięciem) uważam, że warto było tego wszystkiego doświadczyć i całą tę eskapadę odbyć. Przyjemnie bowiem spędziłem te kilka dni (zwłaszcza, że czas między seansami poświęciłem na zwiedzanie Warszawy a dodatkowo mam pamiątkę w postaci trzech wygranych w konkursach filmów. Oczywiście w tym momencie pomijam ich "jakość") i naprawdę dobrze się bawiłem.
Mam zatem nadzieję, że w przyszłym roku będzie okazja na, że tak to ujmę, "powtórkę z rozrywki" W każdym razie obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by do tego doszło!

sobota, 27 sierpnia 2016

Najpiękniejsze aktorki na świecie

Witam!
Dziś zajmiemy się nieco lżejszym tematem. Sporządziłem bowiem listy aktorek oraz aktorów (tak, żeby panie nie czuły się pokrzywdzone i uniknąć zarzutów o szowinizm i mizoginizm. Tę listę zaprezentuję jutro), którzy przyciągają do ekranu nie tylko swoim talentem ale również (a może przede wszystkim)  urodą i wdziękiem osobistym. Zatem zaczynamy! 

środa, 11 maja 2016

Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów (2016)



Niech Cthulhu będzie z wami!

Zacznę może od tego, że kiedy wczoraj wieczorem zasiadałem w fotelu kinowym by obejrzeć produkcję stworzoną przez braci Russo miałem w głowie dwa pytania. Po pierwsze czy ten film faktycznie wychodzi zwycięsko z pojedynku z innym tegorocznym starciem komiksowych tytanów czyli recenzowanym przeze mnie już jakiś czas temu „Batman v. Superman Świt sprawiedliwości ” a po drugie czy rzeczywiście jest to, jak sugerują recenzje, najlepsza ekranizacja komiksu w historii kina.

No cóż. Muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o pierwszą z poruszonych wyżej kwestii to opinia publiczna się nie myli i zwycięstwo niewątpliwie należy się „Wojnie Bohaterów”. Przede wszystkim dlatego, że w przeciwieństwie do wspomnianej wyżej produkcji Zacka Snydera jest dziełem bardziej koherentnym. Nie ma tu wszak chaosu wynikającego z posiadania 500 milionów nijak ze sobą nie powiązanych wątków oraz miliarda postaci w gruncie rzeczy redundatnych dla opowiadanej historii a które to grzechy wynikają z pośpiesznego budowania uniwersum. Dodatkowo nie miałem wrażenia, że konflikt w tym filmie został wywołany sztucznie (No dobrze! Taki stan rzeczy nie do końca odpowiada prawdzie, ale ponieważ zostałem poproszony by nie spojlerować nie będę wchodzić w szczegóły. Powiem tylko, że chodziło mi tu o konkretne umocowanie sporu w fabule, które tu faktycznie ma miejsce a nie o „lenistwo” scenarzysty „BvS”, który wymyślił sobie skłócił głównych protagonistów nie bardzo wiedząc jak to logicznie przedstawić czy umotywować, więc konflikt ma miejsce właściwie dlatego, że „bo tak i kropka!”. W przypadku „Wojny Bohaterów”wiemy dokładnie dlaczego bohaterowie walczą, gdyż motywacje obu stron zostały przedstawione całkiem wiarygodnie i wyczerpująco. Tak na marginesie dodam, że do mnie osobiście bardziej przemówiły racje kierujące Tonym Starkiem, ale to pewnie w głównej mierze zasługa faktu, że Robert Downey Jr jest obiektywnie rzecz biorąc znacznie lepszym aktorem niż Chris Ewans i potrafił je znacznie lepiej wyrazić. Tak na marginesie warto również nadmienić, że w „Batman v. Superman” nie występuje prześliczna, przesłodka i przeurocza Elizabeth Olsen. Szkoda tylko, że jest jej tak mało.

Schody zaczyną się jednak, kiedy mówimy o tym czy „Wojna Bohaterów” rzeczywiście jest najlepszą ekranizacją komiksu ever. Moim zdaniem nie!

Jasne! Nie będę ukrywał, że z przyjemnością to dzieło obejrzałem i że z łatwością można tu wskazać liczne aspekty stojące na bardzo wysokim poziomie. Mam tu na myśli zwłaszcza znakomitą realizację, widowiskowe sceny akcji oraz kapitalną grę aktorską ze szczególnym uwzględnieniem przywołanego już Downey Jr oraz Daniela Bruhla wcielającego się w intrygującego Barona Zemo odgrywającego rolę „man behind the curtain” znacznie lepiej niż grany przez Jessego Eisenberga Lex Luthor w „Batman v. Superman”.

Z drugiej jednak strony nieco zbyt wyraźnie odczuwalne jest, że choć mamy tu do czynienia z kinem poważniejszym i cięższym gatunkowo niż obie części „Avengers” (Które nie oszukujmy się miały być po prostu rozkoszną rozpierduchą) to jednak twórcy nie bardzo mogli sobie pozwolić na zbyt mroczny klimat i poważny ton, ponieważ było nie było jest to produkcja skierowana w głównej mierze do młodszego widza i jako taka musi być nastawiona przede wszystkim na dostarczanie rozrywki a nie, że się tak wyrażę, „babranie się” w psychice głównych bohaterów i silenie się na „pararealizm” w stylu Nolanowskich Batmanów.

Tytułowa wojna bohaterów wbrew szumnym zapowiedziom nie jest więc tak naprawdę wojną per se tylko raczej wymianą mocniejszych szturchańców (jakoś bowiem nie odczułem tego, by obie strony konfliktu miały ochotę się wzajemnie pozabijać) a rosnące napięcie rozluźnianio tu praktycznie non stop serwując wątpliwej jakości one-linery. Przodował w tym zwłaszcza Spiderman i muszę powiedzieć, że nie podzielam ogólnego entuzjazmu odnośnie wprowadzenia tej postaci i sposobu jej przedstawienia. Dla mnie wniosła ona bowiem niewiele do opowiadanej historii.

Dodatkowo warto zaznaczyć, że aby w ogóle było tu jakiekolwiek napięcie musiano zdecydowanie downgradować Visiona, który w „Avengers Age of Ultron” został przedstawiony jako prawdziwy „wymiatacz” i powinien praktycznie w pojedynkę oraz bez najmniejszych problemów poradzić sobie ze zbieraniną Kapitana Ameryki. Tymczasem tu został niemal tak samo zmarnowany, jak Kylo Ren w najnowszej odsłonie „Gwiezdnych Wojen”. Dlatego też nie będę ukrywał, że mi osobiście do gustu przypadło zdecydowanie bardziej konsekwetne budowanie klimatu oraz świata przedstawionego w „Mrocznym Rycerzu”, „Strażnikach” czy nawet wspomnianym wcześniej „Batman v. Superman”.

Podsumowując. Choć „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów” nie jest aż tak przełomową produkcją i „game changerem” na jaki ją kreują (Ba! Nie jest nawet najlepszym filmem akcji bieżącego roku. Na to miano zasługuje bowiem wyłącznie „Hardcore Henry”), to jednak oferuje solidną porcję rozrywki stojącej na najwyższym poziomie. Dlatego też mimo wspomnianych wyżej, w gruncie rzeczy drobnych, uwag jestem zadowolony z seansu i zdecydowanie mogę tę produkcję polecić!

OCENA: 8/10



niedziela, 8 maja 2016

Pięć najlepszych książek, jakie czytałem w bieżącym roku (Odsłona 1.)


Niech Cthulhu będzie z wami!


Z okazji przypadającego wczoraj dnia bibliotekarza, o którym tak na marginesie mogę powiedzieć, że jest również moim świętem postanowiłem zapoczątkować nowy dział swojego bloga, w którym będę dokładał swoją cegiełkę do promowania czytelnictwa. Mam tu na myśli regularne podsumowania swoje przygód czytelniczych lub podrzucanie wam interesujących i wartych uwagi propozycji lekturowych. Na początek proponuję pierwszą odsłonę rankingu najlepszych książek jakie czytałem w bieżącym roku. Enjoy! 

1. Metro 2033 (Dmitrij Gluchovskij)

Oficjalny Opis (za Lubimyczytać.pl) 

Metro 2033” jest przypowieścią o postnuklearnej Moskwie, gdzie ci, którzy przeżyli kryją się przed promieniowaniem i nowymi formami życia w stołecznym metrze – największym schronie przeciwatomowym świata. Rozproszone grupki ludzi tworzą państwa-miasta na stacjach kolejki podziemnej, handlując, wojując i układając się między sobą. Bohater książki, Artem, aby ocalić swoją stację, jest zmuszony do wyprawy na drugi koniec metra, podczas której pokonuje liczne niebezpieczeństwa i poznaje nowe społeczności, które powstały po wojnie. Im dłużej szedł, im więcej poznawał światopoglądów, tym bardziej przekonywał się, że cała jego wyprawa jest pozbawiona sensu. W końcu staje przed wyborem: czy jest sens iść dalej?


2.  Próba  (Eleanor Catton)

Oficjalny opis (za Lubimyczytać.pl)

W mieście wybuchł skandal obyczajowy – nauczyciel liceum muzycznego miał kontakty seksualne z nieletnią uczennicą. Główna postać w powieści, nauczycielka saksofonu, przygląda się swojej klasie, przyjaciółkom ofiary, które wyrażają oburzenie seksualnym skandalem, ale zarazem bardzo chętnie, z zaciekawieniem i zazdrością, śledzą każdy jego detal…
Z liceum sąsiaduje szkoła teatralna. Jej uczniowie postanawiają na zaliczenie odegrać sztukę, której tematem jest ten skandal. Wytyczenie granic między sztuką, dramatem scenicznym a światem realnym z jego życiowymi dramatami wzbudza jeszcze większe emocje, gdy młody student szkoły aktorskiej dowiaduje się, że molestowaną uczennicą jest młodsza siostra jego również nieletniej dziewczyny.

3. Trzynasta opowieść (Diane Setterfield)

Oficjalny opis (za Lubimyczytać.pl) 

Margaret Lea - zwyczajna dziewczyna, córka antykwariusza z Cambridge, która bardziej kocha książki niż ludzi, i Vida Winter - największa pisarka naszych czasów, żyjąca z dala od świata, tajemnicza legenda łącząca siłę starożytnej bogini i czarownicy. Vida Winter nie ma prawdziwego nazwiska, za to ma setki biografii. Żadna nie jest prawdą. Wszystkie są zmyśleniem. Teraz ponaglana śmiertelną chorobą chce wreszcie wyjawić prawdę. Prawdę, która prześladowała ją przez całe życie. Wybiera Margaret a dlaczego? Skąd wie, że tylko ta dziewczyna ją zrozumie? Rozpoczyna się walka z prawdą i o prawdę. Ożywają wielkie uczucia, grzeszne namiętności, przeklęte i tragiczne postaci, duchy przeszłości. Porywa nas magia urzekającej opowieści. 

4. Zoo City (Lauren Beukes)


Oficjalny opis (za Lubimyczytać.pl)

Zinzi December dźwiga Leniwca na własnych plecach, żyje z talentu do znajdowania zaginionych rzeczy i ma paskudny dryg do oszustw internetowych. Pewnego dnia ktoś bestialsko morduje jej klientkę, a Zinzi musi się podjąć zadania, na które nie ma najmniejszej ochoty.
Zlecenie od legendarnego producenta muzycznego może się okazać biletem wyjścia z Zoo City, najgorszej dzielnicy Johannesburga, pełnej slumsów zamieszkanych przez prostytutki, morderców i pospolitych przestępców, z których każdy, tak jak Zinzi, nosi emanację swego grzechu w postaci jakiegoś zwierzęcia i żyje w cieniu piekielnej Cofki.
Ale nie jest tak łatwo uwolnić się od własnej przeszłości ani nie dać się uwikłać w cudze, mroczne sekrety – Zinzi musi przemierzyć drogę najeżoną zbrodnią, magią i stawić czoło temu, co do niej wraca z Poprzedniego Życia. 


5. Nagi lunch (William S. Burroughs)

Oficjalny opis (za Lubimyczytać.pl)

Na pierwszy rzut oka główne tematy „Nagiego lunchu”, ściśle ze sobą związane, to narkotyki i homoseksualizm, opisywany przez Burroughsa z wyjątkową otwartością. Stacje metra o wschodzie słońca, tanie hotele, drętwe oczekiwanie na kolejną dawkę heroiny i melancholijne, skazane na niepowodzenie próby znalezienia szczęścia w seksie stanowią elementy pejzażu, w którym toczyło się życie Burroughsa w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku, gdy mieszkał w Nowym Jorku, Meksyku i Tangerze. Pisarz uważa narkotyki za najwyższą formę towaru i traktuje uzależnienie jako część spisku potężnych sił rządzących światem – koncernów medialnych, zbiurokratyzowanych organizacji politycznych i handlowych, korporacji medycznych nastawionych na zysk. Ich celem jest doprowadzenie nas do całkowitego uzależnienia, przekształcenie w narkomanów, czemu towarzyszą kuszące miraże grzesznego seksu.

wtorek, 26 kwietnia 2016

W końcu się złamałem ;)

Niech Cthulhu będzie z wami!
sherlock__bbc__series_sh_fan_poster_by_crqsf-d5kwcys

Zacznę może od, pewnie oczywistego dla wszystkich uważnych obserwatorów mojego bloga stwierdzenia, iż nie jestem wielkim entuzjastą czy koneserem seriali.

Jak mniemam powodem takiego stanu rzeczy jest fakt braku cierpliwości do śledzenia cotygodniowych odsłon, zamiast jednego "pełnego" dzieła nawet jeśli miałoby ono trwać cztery godziny.

Dodatkowo, jak zapewne zdążyliście i zdążyłyście zauważyć jestem mentalnym hipsterem i staram się unikać rzeczy, którymi wszyscy wokół się zachwycają (albo być względem nich przesadnie sceptycznym) a taka sytuacja ma miejsce w przypadku omawianego tu dziś tytułu.

Moje zamiłowanie do szeroko pojętych kryminałów oraz, że się tak wyrażę, "słabość" do przygód najsłynniejszego londyńskiego detektywa, przyczyniły się jednak do tego, ze ciekawość wzięła jednak górę nad rozsądkiem i podobnie jak to miało miejsce przy okazji pierwszego sezonu genialnego "Detektywa" postanowiłem zrobić wyjątek od przytoczonej wyżej reguły i sięgnąć po „Sherlocka”. Czy żałuję podjętej decyzji? Absolutnie nie! Żałuję wyłącznie tego, że zajęło mi to tak długo!

Bo choć na razie obejrzałem tylko jeden sezon, to jednak już na tym etapie mogę powiedzieć, iż jestem absolutnie oczarowany tym co zobaczyłem oraz przyznać, że wszystkie te niezwykle entuzjastyczne opinie, jakie słyszałem i czytałem na temat produkcji sygnowanej nazwiskami Stevena Moffata i Marka Gattisa były zdecydowanie zasłużone!

Dostałem bowiem produkcje z najwyższej półki! Tytuł doskonale zrealizowany pod każdym możliwym do wyobrażenia względem (Mam tu na myśli przede wszystkim idealnie dobraną i wspaniale budującą nastrój oraz napięcie muzykę, doskonale zarysowane a przede wszystkim wiarygodne postacie „z krwi i kości”, które łączy autentyczna chemia, wzorcowo wyważone proporcje miedzy humorem a powaga oraz wspaniałe, „żywe” i autentycznie zabawne dialogi (Moim ulubionym jest chyba ten fragment "Anderson don't talk out loud, you lower the IQ of the whole street!"), wciągający (do tego stopnia, ze cały sezon "pochłonąłem" praktycznie podczas jednego posiedzenia), trzymający w napięciu, oferujący naprawdę intrygujące zagadki kryminalne (tak na marginesie dodam, że pozornie ryzykowny pomysł z uwspółcześnieniem realiów opowiadań Arthura Conan Doyle'a w mojej ocenie zdecydowanie zdał egzamin),oraz budzący skojarzenia, (głównie ze względu na dość ekstrawagancką i socjopatyczną naturę głównego bohatera) z uwielbianym przeze mnie Doktorem Housem.

Warto także podkreślić doskonałą grę aktorską, zwłaszcza jeśli chodzi o dyspozycję zaprezentowaną przez Benedicta Cumberbatcha (czy tez, jak wole go nazywac, Bulbazaura Candigrama ), ktory dowodzi, iz jest niesamowicie charyzmatycznym i nieprzeciętnie utalentowanym aktorem z wielkimi perspektywami na przyszłość. Przyznaje jednak, ze cieżko mi jednoznacznie ocenić czy wypadł on lepiej niż Robert Downey Jr. w filmach Guya Ritchie. Podobnie jak w przypadku porównań Jokera w interpretacji Jacka Nicholsona i Heatha Ledgera (a w tym roku do tej swoistej "ukladanki" dojdzie jeszcze Jared Leto, którego kreacja, jak można mniemać po zwiastunach „Suicide Squad” również zapowiada się ciekawie), mamy tu do czynienia z dwiema diametralnie innymi wersjami tej postaci wynikającej z odmiennych wizji twórców. Tak na marginesie dodam również, że pozytywnie zaskoczył mnie wcielający się w adwersarza głównego bohatera Andrew Scott, który udowodnił, że jest znacznie lepszym aktorem niż mogłyby to sugerować jego "popisy" w Spectre i Victorze Frankensteinie. Ba! W mojej ocenie pod względem aktorskiego kunsztu niewiele, o ile w ogóle, ustępował on przywołanemu wyżej Cumberbatchowi. 

Podsumowując muszę powiedzieć, że "Sherlock"to kawał fantastycznie wykonanej roboty, najlepszy dowód na to , iż BBC wciąż jest gwarantem bardzo wysokiej jakości oraz potwierdzenie tezy, iż w dzisiejszych czasach seriale faktycznie potrafią byc znacznie lepsze i ciekawsze od filmów.

Ocena: 9,5/10, serduszko na Filmwebie i niecierpliwe oczekiwanie na możliwość obejrzenia kolejnych odcinków. 

wtorek, 22 marca 2016

20 najlepszych filmów, jakie w życiu widziałem

Niech Cthulhu będzie z wami!

Oto krótka, całkowicie subiektywna i nie aspirująca do bycia jedynie słuszną wyrocznią lista filmów, które jak na ten moment automatycznie przychodzą mi do głowy kiedy myślę o najwartościowszych obrazach jakie miałem przyjemność oglądać w czasie swojej przygody z kinem.


Uwaga! Miało być 10 pozycji, ale uznałem, że to za mało. Zresztą i tak nie wszystkie wartościowe tytuły zmieściły się w tym zestawieniu co sprawia, że przedstawiona kolejność jest kolejnością wyłącznie "na ten moment" i w przyszłości zapewne ulegnie zmianie

Miejsce 1. 
Czas Apokalipsy  (1979)
Reżyseria: Francis Ford Coppola

Miejsce 2. 
Milczenie Owiec (1991)
Reżyseria: Jonathan Demme

Miejsce 3. 
Czarny Łabędź (2010)
Reżyseria: Darren Aronofsky

Miejsce 4. 
Dwunastu gniewnych ludzi (1957)
Reżyseria: Sidney Lumet

Miejsce 5. 
Melancholia (2011)
Reżyseria: Lars von Trier

Miejsce 6. 
Pulp Fiction (1994) 
Reżyseria: Quentin Tarantino

Miejsce 7. 
Taksówkarz (1976)
Reżyseria: Martin Scorsese

Miejsce 8. 
The Thing  (1982)
Reżyseria: John Carpenter

Miejsce 9. 
Bronson (2008)
Reżyseria: Nicolas Winding Refn

Miejsce 10. 
Mr Nobody (2009)
Reżyseria: Jaco Van Dormael

Miejsce 11. 
Terminator (1984)
Reżyseria: James Cameron

Miejsce 12. 
Piknik pod wiszącą skałą (1975)
Reżyseria: Peter Weir

Miejsce 13. 
Blade Runner (1982)
Reżyseria: Ridley Scott

Miejsce 14. 
Nóż w wodzie (1961)
Reżyseria: Roman Polański

Miejsce 15. 
Funny Games (1997)
Reżyseria: Michel Haneke

Miejsce 16. 
Memento (2000)
Reżyseria: Christopher Nolan

Miejsce 17. 
Lot nad kukułczym gniazdem (1975)

Miejsce 18. 
Drabina Jakubowa (1990)
Reżyseria: Adrian Lyne

Miejsce 19. 
Leon Zawodowiec (1994)
Reżyseria: Luc Besson

Miejsce 20. 
Donnie Darko (2001)
Reżyseria: Richard Kelly