niedziela, 23 października 2016

Moje krótkie wrażenia po obejrzeniu pierwszego sezonu serialu "Stranger Things"

Niech Cthulhu będzie z wami!

Opis fabuły: . W spokojnej, podmiejskiej dzielnicy ginie chłopiec. Przyjaciele, rodzina i policja zaczynają poszukiwania, jednak zaginięcie chłopca okazuje się być początkiem złożonej historii, której meandry są coraz bardziej zawiłe.

Zacznę może od oczywistości. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku omawianego nie tak dawno serialu "Mr Robot", "Stranger Things" dość nieoczekiwanie stało się największym popkulturowym fenomenem ostatnich lat. Praktycznie wszyscy wokół o nim mówią zachwycając się kunsztem braci Duffer i chwaląc praktycznie każdy element tej produkcji.

Dlatego też mimo, że nie lubię ulegać "owczemu pędowi" a także, jak pewnie zdążyliście zauważyć,  niespecjalnie przepadam za serialami uznałem, iż warto na ten tytuł "rzucić okiem" i przekonać się czy faktycznie entuzjaści wypowiadający się o tym serialu w samych superlatywach mają rację czy też może mamy tu do czynienia arcydziełem marketingu i przehypowanym humbugiem.

I wiecie co? Po seansie muszę powiedzieć, że bliżej mi do pierwszej z wyżej wymienionych opcji. Bo choć opowiadana historia nie jest specjalnie oryginalna (przeciwnie! Można powiedzieć, że jest schematyczna i opiera się na wyświechtanych kliszach, które widzieliśmy już dziesięć tysięcy razy. Przykładowo z motywem dziecka obdarzonego niezwykłymi mocami, na którym ktoś (w tamtym wypadku była to sekta) chce przeprowadzać eksperymenty mieliśmy do czynienia w tegorocznym "Midnight Special" Jeffa Nicholsa) jednak dzięki znakomitej realizacji, kapitalnie wykreowanemu klimatowi, umiejętnym bazowaniu na sentymencie widzów za latami osiemdziesiątymi i "kinem nowej przygody" (ktoś kiedyś trafnie powiedział, że mamy tu do czynienia z bardziej udaną wersją "Super 8" J.J. Abramsa), przyzwoitej grze aktorskiej (wyróżnia się zwłaszcza Millie Bobbie Brown) oraz interesujących bohaterów całość wciąga do tego stopnia, że nie można oderwać się od ekranu aż nie obejrzy się wszystkich odcinków i nie pozna zakończenia. Na szczęście nie ma ich tak znów wiele, więc jest to fizycznie wykonalne nawet "za jednym posiedzeniem"

Podsumowując. Jeśli jeszcze nie widzieliście "Stranger Things" gorąco zachęcam do tego, by nadrobić zaległości.
OCENA: 8/10

niedziela, 2 października 2016

"Ostatnia rodzina" (2016)

Niech Cthulhu będzie z wami!
Zacznę może od tego, że czekałem na ten tytuł z wielkimi nadziejami jak również chyba jeszcze większymi obawami. Z jednej strony bowiem od zawsze uważałem, że tragiczna a jednocześnie fascynująca historia rodziny Beksińskich i ich zmagania z tkwiącymi w nich, jak w każdym człowieku demonami (np. dążeniem do autodestrukcji) to praktycznie gotowy materiał na znakomity film (nasiliło się ono zresztą po przeczytaniu genialnej książki Magdaleny Grzebałkowskiej "Beksińscy portret podwójny", którą tak swoją drogą gorąco polecam), z drugiej jednak miałem w pamięci, że ten rok mnie delikatnie mówiąc nie rozpieszczał i wszystkie (albo zdecydowana większość) filmy, na które czekałem okazywały się mniejszymi bądź większymi niewypałami (Żeby wspomnieć tylko "Hateful Eight" Quentina Tarantino czy "Suicide Squad" Davida Ayera). Nie chciałem zatem narażać się na kolejne rozczarowanie. Dodatkowo można się było niepokoić, czy debiutujący w długiej formie reżyser Jan P. Matuszyński, będzie w stanie udźwignąć ciężar gatunkowy tej historii. Czy podejdzie do tego niewątpliwie trudnego i skomplikowanego tematu w odpowiednio wyważony sposób czy też da się zwieść taniemu efekciarstwu i skandalizowaniu!
Na szczęście dziś mogę z ręką na sercu zakomunikować, że wszystkie powyższe obawy okazały się równie istotne co "łzy w deszczu". "Ostatnia Rodzina" nie tylko bowiem sprostała moim oczekiwaniom, ale je wręcz przerosła!
Oczywiście nie znaczy to, że jest to produkcja pozbawiona wad. Że uniknięto pewnych uproszczeń, nadużyć (np. Nie dziwię się, że Wiesław Weiss w swojej recenzji na łamach "Teraz Rocka" zarzucił twórcom, że jego zdaniem z Tomasza Beksińskiego niepotrzebnie zrobiono świra i półgłówka. Ba! Muszę przyznać, że mimo, że w przeciwieństwie do pana Wiesława nie znałem osobiście pierwowzoru, to jednak również miałem wrażenie, jakoby filmowy Tomasz był "nieco" upośledzony umysłowo) czy uogólnień. Ba! W pełni zgadzam się z zasłyszanymi kilka dni temu opiniami, iż ten film jest przede wszystkim skierowany do osób, którzy już cokolwiek o Beksińskich wiedzą gdyż siłą rzeczy prezentowany jest tu tylko pewien wycinek z ich życia. Pewna bardzo subiektywna wizja rzeczywistości. Tak więc obawiam się, że jeśli ktoś o ich losie przed seansem nic nie wiedział, po nim także wiele wiedzieć nie będzie.
Jednak to wszystko moim zdaniem absolutnie nie zmniejsza potężnej siły oddziaływania tego dzieła! Nie zmienia faktu, że jest to doświadczenie niesamowicie intensywne, doprawdy porażające, do głębi poruszające, przesiąknięte nihilizmem, przygnębiające i emocjonalnie wstrząsające, które zostaje z odbiorcą na długo! Do tego stopnia, że nawet teraz, już kilka godzin po seansie czuję się jakby mnie ktoś zdzielił po głowie obuchem i ciężko mi pozbierać myśli by napisać coś w miarę sensownego.
Dlatego też pozwólcie, że zadowolę się stwierdzeniem, że wszystkie nagrody i wyróżnienia dla tej produkcji są absolutnie zasłużone a także pochwaleniem: wybitnego aktorstwa zaprezentowanego przez Andrzeja Seweryna, Dawida Ogrodnika (co zresztą było do przewidzenia znając klasę obu panów) i Aleksandrę Konieczną; znakomitego pełnego niuansów i dwuznaczności oraz wspaniale łączącego elementy komiczne z tragicznymi scenariusza Roberta Bolesty; niezwykle wiernie oddanej scenografii; realizatorskiego kunsztu; zdjęć autorstwa Kacpra Fertacza oraz znakomicie dobranej cudownej ścieżki dźwiękowej doskonale budującej klimat tej smutnej i przygnębiającej historii.
Podsumowując. "Ostatnia Rodzina" to nie tylko najlepszy film tego roku. To, nie bójmy się tego słowa wybitne arcydzieło na światowym poziomie, które zostaje w głowie po seansie na długo i które każdy fan dobrego kina koniecznie powinien zobaczyć, do czego zresztą serdecznie zachęcam!

OCENA: 9/10