Niech
Cthulhu będzie z wami!
Zacznę może
od tego, że nie jestem wielkim entuzjastą takiej formy rozrywki jak gry
komputerowe. Ponad spędzaniem czasu przed ekranem wcielając się w fikcyjnych
bohaterów i przeżywając ich przygody preferuję czytanie książek albo oglądanie
filmów. Wiem! Jestem dziwny!
Na tę
produkcję poszedłem więc (Tak na marginesie dodam, że pierwotnie miałem to zrobić już dwa tygodnie temu (konkretnie dzień po swoich urodzinach), jednak moje plany pokrzyżowały wówczas mrozy dochodzące -30 stopni) nie dlatego,
żebym czuł jakąkolwiek emocjonalną więź z pierwowzorem (wszak trudno czuć więź
z czymś, z czym nigdy nie miało się żadnego kontaktu prawda?) ale raczej
dlatego, że gra w nim mój ulubiony aktor Michael Fassbender.
Dodatkowo ostatnia
współpraca Fassbendera, Marion Cottilard
i reżysera Justina Kurzela zaowocowała
oszałamiającym (głównie pod względem wizualnym) "Makbetem", więc liczyłem na to, że po prostu będę się dobrze bawił.
I wiecie co? Mogę śmiało powiedzieć, że
się nie zawiodłem!
Przede
wszystkim dlatego, że pod względem, że tak to ujmę
aspektu formalnego "Assassin's
Creed" jednoznacznie dowodzi tego, iż przywołany wyżej Justin Kurzel to
twórca bardzo sprawny warsztatowo i potrafiący znakomicie "opowiadać
obrazem". Akcja trzymała w napięciu a muzyka i montaż budowały odpowiedni
nastrój.
Bo choć
brakuje tu scen pozostających w pamięci czy pięknych kadrów, które chciałoby
się oprawić w ramkę i powiesić na
ścianie (jak to miało miejsce w przypadku choćby finałowej bitwy w "Makbecie")
to jednak pod względem realizatorskim nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Akcja
trzymała w napięciu a muzyka i montaż budowały odpowiedni nastrój.
Niestety to,
że film prezentuje się wspaniale, jeśli chodzi o
ormę i "wizualia" nie znaczy, że jest dziełem
pozbawionym wad. Wprost przeciwnie!
Z bólem
muszę przyznać, że fabuła była dla mnie niezbyt klarowna i nie do końca wiem o
co tak naprawdę chodziło. Może to być jednak efekt tego, że jak wspomniałem
nigdy nie grałem w żadną grę z tej serii.
Dodatkowo główny
bohater, mimo że grany był przez wspomnianego wyżej Michaela Fassbendera, jakoś
mnie do siebie nie przekonał i nie sprawił bym czuł choćby minimalne
zainteresowanie jego losem.
Mam również wrażenie, że nieco zmarnowano potencjał tkwiący w Marion Cottilard, która jest przecież wspaniałą aktorką o szerokim
spektrum aktorskich możliwości. Śmiało zatem mogła stworzyć interesującą postać.
Tymczasem tu dano jej rolę, w której specjalnie
nie była w stanie się czymkolwiek wykazać. Swoją drogą podobne wątpliwości mógłbym wyartykułować odnośnie
kreacji Jeremy'ego Ironsa i Charlotte Rampling).
Podsumowując. Wiem, że produkcje stanowiące adaptacje innych dzieł (np. książek, komiksów czy
gier komputerowych) powinno się oceniać w kontekście tego, jak wypadają na tle
materiału źródłowego.
Tak jak jednak wspominałem na początku, nigdy
nie grałem w żadną z gier składających się na uniwersum "Assasin's
Creed". Zatem w przeciwieństwie do wielu recenzentów, z których opiniami
zdążyłem się zapoznać nie możliwym jest dla mnie ocenienie, czy jest to dobra
czy zła adaptacja.
Mogę tylko
powtórzyć, że choć zdaję sobie sprawę, że gdybym wcześniej zagrał w jakąkolwiek grę z
tej serii, to pewnie film podobał by mi się bardziej, jednak mimo wszystko czasu
spędzonego w kinie nie uważam za czas stracony.
OCENA: 7/10