środa, 20 stycznia 2016

"Homar" (The Lobster) 2015 - kawał znakomitego kina dla koneserów


Niech Cthulhu będzie z wami! 

W przeciwieństwie do wielu filmowych blogerów, ja na otwarcie sezonu tegorocznych produkcji (oczywiście mówię tu o polskich datach premier) wybrałem sobie nie najnowszy film Quentina Tarantino ale jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie tytułów roku. 

Konkretnie mam tu na myśli anglojęzyczny debiut greckiego reżysera Giorgosa Lanthimosa, w którego portfolio znajduje się przede wszystkim szokujący, kontrowersyjny i obrazoburczy „Kieł”, który (ku mojemu absolutnemu zdziwieniu, ponieważ nie jest to raczej typ obrazu, którego można by się było spodziewać na tego typu eventach) kilka temu (konkretnie w 2011) był Oscarowym kandydatem swojego kraju.

I powiem tak: Zdecydowanie dokonałem właściwego wyboru! Lanthimosowi udało się bowiem stworzyć kolejne wspaniałe dzieło i udowodnić, że bez wątpienia jest jednym z najciekawszych i najbardziej oryginalnych współczesnych reżyserów!

„Homar” to przygnębiająca, acz jak najbardziej realna wizja przyszłości, w której ludzie samotni są zamykani w hotelu i mają 45 dni by znaleźć sobie „drugą połówkę”. W przeciwnym razie zostaną zamienieni w zwierzęta (w sensie jak najbardziej literalnym). Alternatywą jest ucieczka i dołączenie do grupki rebeliantów zajmujących stanowisko wręcz przeciwne: flirtowanie i jakiekolwiek związki są absolutnie zakazane i karane. Nie ma żadnej trzeciej drogi!

Zdaję sobie sprawę, że dzieło greckiego reżysera nie każdemu przypadnie do gustu. Że albo się je pokocha, albo znienawidzi. Podobnie jak w przypadku innych wielkich arcydzieł „Homar” nie schlebia gustom masowego widza i nie należy do gatunku „kino lekkie, łatwe i przyjemne do natychmiastowego zapomnienia". Wręcz przeciwnie! 

To produkcja specyficzna, wymagająca  maksymalnego skupienia i odpowiedniego nastroju. Film, który skłania do refleksji i nie daje prostych rozwiązań. Dzieło niespieszne, urzekająca kapitalnie wykreowaną atmosferą (przypominającą nieco obrazy Stanleya Kubricka) i naprawdę dobrze zagrane (A trzeba przyznać, że twórcy  udało się zwabić naprawdę głośne nazwiska. Wystąpili tu wszak: Colin Farrell, Ben Whishaw, Lea Seydoux, John C. Reilly i Rachel Weisz).

Podsumowując. Nie będę ukrywał, że „Homar” mnie zauroczył i że  wzorem ubiegłorocznego „Birdmana” (którego, o ile dobrze pamiętam, recenzowałem mniej więcej o tej samej porze) wyrósł na najpoważniejszego pretendenta do tytułu najlepszego filmu roku! Pamiętajmy jednak, że wyścig dopiero się zaczyna zatem nauczony przywołanym wyżej doświadczeniem, kiedy zdecydowanie zbyt wcześnie obwołałem film Inarritu zwycięzcą,  tym razem niczego nie będę przesądzać. Powiem więc krótko. "Homar" to znakomita produkcja, którą  z czystym sercem mogę polecić! 

OCENA: 9,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz