poniedziałek, 26 marca 2018

Pryzmat zniekształca rzeczywistość.




Niech Cthulhu będzie z wami!



Opis filmu 
(Za Filmwebem) 


Lena (Natalie Portman), biolożka i była żołnierka, próbuje rozwikłać tajemnicę zaginięcia swojego męża w Strefie X — nieprzyjaznym i tajemniczym miejscu rozciągającym się wzdłuż amerykańskiego wybrzeża — dlatego dołącza do grupy śmiałków, którzy zamierzają zajrzeć do jej wnętrza. Na miejscu członkowie ekspedycji odkrywają niespotykane w normalnym świecie piękne krajobrazy i stworzenia, które zagrażają ich życiu oraz potrafią wpłynąć na ich umysł.


Moja opinia 


Nie będę ukrywał tego, że "Anihilacja" była jedną z najmocniej oczekiwanych przeze mnie produkcji tego roku dlatego też nie może chyba nikogo dziwić, że nie zwlekałem z seansem i obejrzałem ją niemalże od razu jak tylko taka opcja była możliwa.

Żałuje tylko, że przez sposób dystrybucji (W naszym kraju film trafił bowiem bezpośrednio na platformę Netflix) nie dane mi było doświadczyć tego wszystkiego w kinie, gdyż jestem przekonany, że na wielkim ekranie ta produkcja mogłaby tylko zyskać. Oglądając na laptopie ciężko bowiem właściwie docenić niesamowitą stronę wizualną, na którą składają się zdjęcia czy efekty specjalne. A przecież to dzięki tym wspomnianym wyżej elementom udało się wykreować fascynujący i intrygujący świat, do którego chętnie bym powrócił, by odkrywać go na nowo.

Jednocześnie muszę przyznać, że przed seansem miałem poważne obawy co do jakości finalnego produktu wynikające w głównej mierze z faktu, że nie jest łatwo zekranizować wielką literaturę, a powieść Jeffa Vandermeera, którą miałem niewątpliwą przyjemność czytać kilka miesięcy temu to bez wątpienia wybitna pozycja o niepodrabialnym klimacie bazującym na wszechogarniającym niedopowiedzeniu.

Aż się boję co by było jakby ktoś, nie daj panie Boże, wpadł na pomysł ekranizacji wybitnego "Metra 2033". Przecież oddanie wspaniałego klimatu wykreowanego przez Dmitrija Głuchowskiego zahacza o prawdziwe mission impossible. No chyba żeby zabrał się za to ktoś taki jak Denis Villeneuve (który znakomitym "Arrival" czy absolutnie zniewalającym ubiegłorocznym "Blade Runnerem 2049" udowodnił, że doskonale rozumie na czym polega tworzenie kina SF nie obrażającego inteligencji widza) czy właśnie twórca "Anihilacji" Alex Garland.

Mimo bowiem lekkiego rozczarowania, uważam, że warto było czekać na kolejne po "Ex Machinie" podejście Garlanda do stworzenia wartościowego a przede wszystkim inteligentnego SF. Dostałem kawał dobrego, świetnie zagranego (O klasie Natalie Portman pisać nie będę, bo to "oczywista oczywistość", ale mam wrażenie, że Jennifer Jason Leigh to zdecydowanie jedna z najbardziej niedocenianych aktorek świata. Jakoś nie kojarzę, żeby w jakimkolwiek filmie zagrała źle czy choćby średnio. Przeciwnie! Zawsze jest jednym z najjaśniejszych punktów a odgrywane przez nią postacie są wyraziste i zapisują się w pamięci na bardzo długo po zakończonym seansie. ) a przede wszystkim intrygujacego i wciągającego kina, które zmusza do myślenia a przede wszystkim nie stara się na siłę przypodobać masowemu odbiorcy tylko konsekwentnie zmierza swoją drogą.

Wymaga bowiem włożenia w seans odrobiny intelektualnego wysiłku zamiast nastawienia się wyłącznie na, że tak to określę "podziwianie widoczków" i dlatego przez wielu widzów przyzwyczajonych do lekkiej, łatwej i przyjemnej popcornowej fantastyki oferowanej przez te wszystkie blockbustery uważane jest za nudne, bełkotliwe czy przekombinowane. A przecież jak to ktoś mądry kiedyś powiedział: Sztuka nie potrzebuje wyjaśnień. Są one niewystarczające, względne, lub po prostu niedorzeczne. Prawdziwa sztuka to magia, która jest w bezpośredniej interakcji z ludzką podświadomością.

Mnie osobiście "Anihilacja" zachwyciła i jestem 100% przekonany, że gdybym nie czytał książki, to teraz byłbym oszołomiony tym, co widziałem i zastanawiał się nad wystawieniem najwyższej możliwej oceny!

A własnie! Fanów książki chce solennie ostrzec przed tym, by nie brali ze mnie mnie przykładu i nie budowali sobie fałszywych oczekiwań przed seansem, gdyz to najkrotsza droga do rozczarowania i frustracji. W żadnym wypadku nie jest to bowiem wierna ekranizacja. Przeciwnie! Zamiast przeniesienia książkowych wydarzeń na ekran w skali 1:1 otrzymujemy raczej taką swoistą wariację na znany z powieści temat, niezwykle luźno traktującą materiał źródłowy. Właściwie można powiedzieć, że Garland pożyczył z powieści Jeffa Vandermeera jedynie ogólny koncept ekspedycji złożonej z samych kobiet wysłanej do zbadania obszaru, na którym dochodzi do tajemniczych zjawisk po tym jak niepowiedzeniem zakończyło się 11 ekspedycji "męskich".

Cała reszta to efekt wynik doprawiona większą dawka akcji podczas gdy w książce, z tego co sobie przypominam nacisk położony był na aspekt psychologicznego oddziaływania aury tego dziwacznego na bohaterki. Tak jak już wspominałem z jednej strony szkoda, że nie zdecydowano się zachować intrygującego klimatu literackiego pierwowzoru, jednak z drugiej zdaję sobie sprawę, że książka rządzi się nieco innymi prawami niż film. W książce autor może zdecydowanie głębiej wejść w sferę przemyśleń głównych bohaterów oraz ich percepcji obserwowanych zjawisk podczas gdy film to przede wszystkim sztuka opowiadania obrazem. Dlatego doskonale rozumiem podjętą decyzję i nie mam większych pretensji.

Wnioski końcowe 

Jeśli tak jak ja preferujecie ambitniejsze kino SF nie oferujące prostych rozwiązań, ale będące intelektualnym wyzwaniem to koniecznie musicie obejrzeć "Anihilację". Raczej nie powinniście się zawieść!

OCENA: 8/10

wtorek, 20 marca 2018

Najładniejsze aktorki vol. 2.0


Niech Cthulhu będzie z wami!


Wszystko na świecie (poza śmiercią, podatkami i grą polskich piłkarzy) podlega bezustannym przeobrażeniom, metamorfozom i zmianom. Dlatego też jak co roku mniej więcej o tej samej porze pokusiłem się o sporządzenie aktualizacji swojego rankingu najpiękniejszych aktorek świata. W tym elitarnym gronie znalazły się zarówno "stare wyjadaczki" jak też zupełnie nowe twarze. A zatem zapraszam do lektury!

poniedziałek, 5 marca 2018

Garść refleksji po tegorocznej ceremonii rozdania Oscarów



Niech Cthulhu będzie z wami!





Muszę przyznać, że chyba jestem masochistą! Co roku bowiem powtarzam sobie, że nie będę więcej "zarywał" nocy, by śledzić tę ceremonię obłudy oraz posuniętej aż do przesady politycznej poprawności skutkującej niesprawiedliwymi decyzjami wynikającymi z nagradzania filmów wyłącznie za to, że poruszają modną aktualnie tematykę (O czym świadczyć może chociażby triumf "Moonlight" nad "La La Land" czy tegoroczne zwycięstwo "Fantastycznej Kobiety", która w pokonanym polu zostawiła znakomitą węgierską produkcję "Dusza i Ciało" czy rosyjską "Niemiłość") ponieważ tylko się niepotrzebnie denerwuję, a jednak co roku zasiadam przed odbiornikiem. Tak też było tym razem.