niedziela, 23 kwietnia 2017

Amok (2017)

Niech Cthulhu będzie z wami!



Na początek kilka słów wprowadzenia. "Amok" czyli podobno jeden z najgłośniejszych polskich filmów ostatnich lat opowiada historię Krystiana Bali, autora wydanej w 2003 roku książki zatytułowanej "Amok" (stąd też tytuł filmu). 

Został on oskarżony o dokonanie brutalnego zabójstwa, które potem miał ze szczegółami opisać w wyżej wspomnianej książce. Bala został skazany na 25 lat jednak wątpliwości w sprawie jego winy pozostały do dziś.  Sam proces jest, przynajmniej jak do tej pory największym poszlakowym procesem w historii polskiego sądownictwa a o samej sprawie opisywały m.in. BBC, "Guardian", "New Yorker", "Time", "Daily Mail", "The Washington Post", "Der Spiegel", "Le Figaro", "Le Parisien" i "Telegraph".

Muszę powiedzieć, że powyżej zarysowany koncept fabularny brzmiał interesująco, zatem nie można się chyba dziwić, iż  "Amok" był jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów roku. W końcu udało mi się go obejrzeć i mimo drobnych niedoróbek (Przykładowo nie wydaje mi się możliwym, aby nawet po czterech latach kobieta mogła nie rozpoznać charakteru pisma swojego męża. W dodatku intelektualne tropy, jakie rzucała Adamik były momentami aż nazbyt oczywiste. Nietzsche i jego twierdzenie o otchłani? Przecież to już wyświechtany symbol, który dawno utracił swoje pierwotne znaczenie) i lekkiego niedosytu (mam wrażenie, że potencjał tkwiący w historii został ledwie liźnięty) mi się generalnie podobał.

Podobał mi się klimat i pewna moralna ambiwalencja. Podobała mi się gra aktorska Mateusza Kościukiewicza oraz (a może powinienem powiedzieć przede wszystkim) Łukasza Simlata, którzy wykonali kawał dobrej roboty. Podobała mi się także śliczna jak obrazek Zofia Wichłacz.

Jednocześnie przyznam, że po seansie rozumiem obiekcje rodziny ofiary. Film może bowiem nie gloryfikuje wprost Krystiana Bali (przedstawiono go bowiem w dość niekorzystnym świetle jako megalomana i uwielbiającego manipulować ludźmi psychopatę) ale jednak sprawia, że podobnie jak to miało miejsce w przypadku Hannibala Lectera zaczyna on nas fascynować. Mnie "Amok" zachęcił do tego by mimo wszystko dać szansę książce. Raz już nawet próbowałem, ale  z tego co zdążyłem się zorientować po pobieżnym przejrzeniu kilku stron (bo mimo usilnych starań nie dałem rady się w to wbić głębiej) zahacza o totalny bełkot z takimi fragmentami jak:
*Fragment 1* W larwarium książkowych wandali wyklułem się po milionach lat dojrzewania. Przeleżałem jakiś czas w inkubatorze wstydu. Późno zacząłem ssać pierś literackiej tradycji. Późno zacząłem raczkować. Późno zacząłem chodzić po ukwieconym ogrodzie zabaw przypadku. W ogóle byłem jakiś opóźniony. Martwiła się tym moja mama, Madame Melancholia.
*Fragment 2* Zastanawiam się długo, od czego zacząć. Przecież ludzie mają już dosyć fabuły i charakterystyki postaci. To nie składa się na obraz życia czy czegokolwiek w zasadzie. Rozdygotane życie podpowiada mi jednak kilka historii. Prawdę i szczerość zastępuje sposób opisu. Fabularny trawnik wymaga koszenia. Niczym kwaśny deszcz, przeciekam przez podszewki największych światowych aglomeracji, niemogących ustać w spoczynku i drżących jak galaretki na wadze. Poparzona skóra alergicznego czytelnika, idealnego czytelnika, bo cierpiącego na bezsenność, jest dowodem, że nic nie zrozumiał. A ja bawię się w najlepsze, tylko czasami jakiś biust przeistacza się w tego dwugłowego robaka, wwiercającego się w mój mózg niczym jakiś rozwodniony, nieokreślony nowotwór złośliwy.


W ogóle warto wspomnieć, że  pierwotnie za reżyserię filmu opartego o tę historię miał się zabrać Roman Polański. Szkoda, że nie mu nie wyszło, bo materiał wydaje się być bardzo w jego stylu i jestem bardzo ciekaw rezultatu! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz