niedziela, 24 marca 2019

"Fobos. Klub Strachu" {Fobos: Klub strakha} (2010) czyli nieudana rosyjska odpowiedź na "Piłę" (Wpis archiwalny)





Porzućcie wszelkie nadzieje, wy którzy tu wchodzicie!


Niewiele widziałem rosyjskich horrorów (konkretnie to ta koprodukcja rosyjsko- estońska jest drugim po wcześniejszych "Martwych Córkach"), ale jeżeli ta pozycja , która z tego co kiedyś słyszałem miała być w zamierzeniu odpowiedzią na "Piłę" a zamiast tego przypomina raczej polską "Porę Mroku" jest wszystkim na co stać naszych braci zza wschodniej granicy w tej kwestii to jak na razie nie jestem specjalnie zachwycony.

Muszę powiedzieć, że absolutnie nie rozumiem dlaczego rosyjscy twórcy, polskich zresztą również to dotyczy, jak ognia unikają wyrobienia sobie własnego stylu straszenia i korzystania z przebogatego folkloru i własnej tradycji w celu wprowadzenia widza w prawdziwie niepokojący nastrój tylko starają się na siłę kopiować zachodnie wzorce. Przecież naprawdę nie mają się czego wstydzić, a dzięki takiemu zabiegowi "Fobos", mógłby być nową, ciekawą jakością w świecie grozy. A tak, mimo uczynienia czarnym charakterem mitologicznego, bezcielesnego uosobienia strachu (Coś jak w "Zapachu Śmierci", tylko jakimś cudem jeszcze gorzej wykonane), który karmi się strachem, mimo urody Tatiany Kosmachevej (która jednak nie dysponuje jednak niczym więcej, żadnymi środkami artystycznego wyrazu, poza tzw. "ładną buzią") dowodzącej, że rosjanki to bez cienia wątpliwości najładniejsze kobiety na świecie czy wysiłków scenarzystów, raz po raz wrzucających naszych protagonistów w tarapaty (czym doprowadzili jednak do lekkiego przesytu dzięki czemu zakończenie, które w ich zamierzeniu miało być pewnie inteligentnym i nieprzewidywalnym twistem, wygląda raczej jak odrzucona, przesadnie długa sekwencja otwierająca do kolejnej części serii "Oszukać Przeznaczenie" i sprawia, że cała ta historia traci jakikolwiek sens {A ja biedny myślałem, że to "Haute Tension" miało bezsensowny koniec}), dostaliśmy obraz kompletnie nie angażujący, maksymalnie przewidywalny, nudny i nie różniący się w jakiś szczególny sposób, poza językiem oczywiście, od masowo produkowanych w Ameryce szmirowatych teen slasherów (Choć tutaj nie ma czychającego na naszych bohaterów psychopaty, (w sumie szkoda, bo może dzięki temu byłby to lepszy film) to myślę, iż wystarczy przypomnieć sobie choćby "Ruiny" by zrozumieć o czym mówię, i z czym mamy tu do czynienia) a raczej powielającej wszystkie wady tego gatunku.

Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że taki a nie inny odbiór dzieła Olega Assadulina może być wynikiem tego, że nigdy nie byłem szczególnym entuzjastą tego typu filmów, bo z reguły nie zwiastują one zadowalającego mnie poziomu kreatywności (wyjątek stanowił chyba tylko "Cabin in the Woods", jednak sami przyznacie, że była to produkcja specyficzna). Nie ma bowiem w mojej ocenie gorszej, częściej powielanej i bardziej schematycznej fabuły od grupy wyzwolonych seksualnie nastolatków prosto z żurnala, lecz bez jakiejkolwiek osobowości, maksymalnie wkurzających i granych przez ludzi bez choćby szczątkowej ekranowej charyzmy , która jedzie do opuszczonego miejsca ( jedyny moment, w którym twórcy każdego takiego tworu muszą chwilę pogłówkować i zaoferować widzom ciekawą lokację. Był już więc hotel w Norwegii, były paryskie katakumby, trafił nam się nawet basen (Nie mylić z kapitalnym filmem, notabene jedną z moich ulubionych produkcji ostatnich lat, Francois Ozona) więc w tym wypadku jest to przeciwlotniczy bunkier przebudowywany na modny klub) gdzie nie działają komórki nie tylko mózgowe, by imprezować, i przez własną głupotę sprowadzić na siebie krwawą zagładę. Ba! Tutaj nawet muzyka dopasowała się do ogólnego mizernego poziomu i sprowadza się do powiellania w kółko, bez względu na wymowę poszczególnych scen, jednego, zapętlonego i pseudodramatycznego motywu

Podsumowując. Oj! Nie udała się rosjanom ta produkcja! Zresztą mogłem się tego spodziewać i już przed jego obejrzeniem wystawić mu niską ocenę. Niewiele by to zmieniło. "Fobos" to film, który zdecydowanie dowodzi jednej rzeczy: Słowianie absolutnie nie powinni zabierać się za kręcenie horrorów bo kompletnie nam to nie wychodzi i nie mamy do tego serca. Dlatego uważam, że można sobie odpuścić seans tego tytułu a zamiast niego, jeśli już koniecznie chcemy obejrzeć dzieło, którego akcja dzieje się w bunkrze, znacznie lepiej sięgnąć po sprawdzony, wiarygodniej zagrany i intrygujący "The Hole"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz