niedziela, 10 czerwca 2018

Lisbeth Salander powrociła!

Niech Cthulhu będzie z wami!


ilka dni temu w sieci zawitał pierwszy zwiastun "The Girl in the Spider’s Web" czyli kolejnego amerykańskiego podejścia do ekranizacji w swoim czasie cyklu "Millenium" Stiega Larssona (Po jego śmierci kontynuowanego przez Davida Lagercrantza). Po niezbyt zadowalającym finansowo rezultacie poprzedniej próby czyli "Dziewczyny z Tatuażem" postanowiono dokonać poważnych zmian.  Davida Finchera na fotelu reżyserskim zastąpił Fede Alvarez (Między innymi "Nie oddychaj!" czy remake "Martwego Zła"), jako Lisbeth Salander zobaczymy Claire Foy a Daniela Craiga zastąpił Sverrir Gudnason (Borg/McEnroe). A ponieważ osobiście uwielbiam postać wspomnianej wyżej genialnej hakerki, którą uważam za jedną z najciekawszych postaci kobiecych w literaturze musiałem zerknąć okiem, co też udało się tam twórcom usmażyć. 

I niestety trzeba powiedzieć, że jak na razie nie wygląda to zbyt korzystnie. Wiem, że to tylko trailer i od wszelkich dalekosiężnych przewidywań należy się póki co powstrzymać (a nuż to tylko niefortunnie dobranego materiału), ale mam wrażenie, że całość sprawia raczej wrażenie parodii "Dziewczyny z tatuażem" a nie jej pełnoprawnego sequelu.

Zreszta jakoś specjalnie mnie to nie dziwi, skoro nawet w przypadku ksiazkowego oryginału pierwsza czesc zdecydownie góruje nad reszta pod względem klimatu czy fabuły, dyż nie ma w nim absolutnie zbednych koligacji rodzinnych glownej bohaterki sprawiajacych wrazenie zaczerpnietych z jakiejs marnej telenoweli. Poza tym Rooney Mara zdaje sie miec wiecej ekranowej charyzmy niz Claire Foy, która wygląda i zachowuje się jak tania cosplayerka. Nie mówiąc już o tym, że nadal uważam, że Mara była dokładnie taką Salander, jaką miałem w głowie podczas czytania książki. Stworzyła bowiem bohaterkę niezwykle skomplikowaną, która wygląda jak delikatna, niewinna i wrażliwa nastolatka (Dodam, że to właśnie dlatego bardziej wiarygodna i wierna książkowemu oryginałowi wydaje mi się scena gwałtu. Z tego bowiem co pamiętam z lektury nasza bohaterka wyglądała na "łatwy łup" co w przypadku eterycznej Mary jest o wiele bardziej prawdopodobne i łatwiej w to uwierzyć niż przy o wiele masywniej zbudowanej Noomi Rapace, która wcieliła się w tę bohaterkę w szwedzkiej wersji), ale jednocześnie oglądając ją na ekranie mamy wrażenie, że w środku drzemie dzika bestia, z którą lepiej nie zadzierać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz