piątek, 20 stycznia 2017

Assassin's Creed (2016)

Niech Cthulhu będzie z wami!

Zacznę może od tego, że nie jestem wielkim entuzjastą takiej formy rozrywki jak gry komputerowe. Ponad spędzaniem czasu przed ekranem wcielając się w fikcyjnych bohaterów i przeżywając ich przygody preferuję czytanie książek albo oglądanie filmów. Wiem! Jestem dziwny!

Na tę produkcję poszedłem więc (Tak na marginesie dodam, że pierwotnie miałem to zrobić już dwa tygodnie temu (konkretnie dzień po swoich urodzinach), jednak moje plany pokrzyżowały wówczas mrozy dochodzące -30 stopni) nie dlatego, żebym czuł jakąkolwiek emocjonalną więź z pierwowzorem (wszak trudno czuć więź z czymś, z czym nigdy nie miało się żadnego kontaktu prawda?) ale raczej dlatego, że gra w nim mój ulubiony aktor Michael Fassbender.

Dodatkowo ostatnia współpraca Fassbendera, Marion Cottilard
i reżysera Justina Kurzela zaowocowała oszałamiającym (głównie pod względem wizualnym) "Makbetem", więc  liczyłem na to, że po prostu będę się dobrze bawił. I wiecie co? Mogę  śmiało powiedzieć, że się nie zawiodłem!

Przede wszystkim dlatego, że pod względem, że tak to ujmę
aspektu formalnego "Assassin's Creed" jednoznacznie dowodzi tego, iż przywołany wyżej Justin Kurzel to twórca bardzo sprawny warsztatowo i potrafiący znakomicie "opowiadać obrazem". Akcja trzymała w napięciu a muzyka i montaż budowały odpowiedni nastrój.

Bo choć brakuje tu scen pozostających w pamięci czy pięknych kadrów, które chciałoby się oprawić w ramkę  i powiesić na ścianie (jak to miało miejsce w przypadku choćby finałowej bitwy w "Makbecie") to jednak pod względem realizatorskim nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Akcja trzymała w napięciu a muzyka i montaż budowały odpowiedni nastrój.

Niestety to, że film prezentuje się wspaniale, jeśli chodzi o 
ormę i "wizualia" nie znaczy, że jest dziełem pozbawionym wad. Wprost przeciwnie!

Z bólem muszę przyznać, że fabuła była dla mnie niezbyt klarowna i nie do końca wiem o co tak naprawdę chodziło. Może to być jednak efekt tego, że jak wspomniałem nigdy nie grałem w żadną grę z tej serii.

Dodatkowo główny bohater, mimo że grany był przez wspomnianego wyżej Michaela Fassbendera, jakoś mnie do siebie nie przekonał i nie sprawił bym czuł choćby minimalne zainteresowanie jego  losem.

Mam również wrażenie, że nieco zmarnowano potencjał tkwiący w Marion Cottilard, która jest przecież wspaniałą aktorką o szerokim spektrum aktorskich możliwości. Śmiało zatem mogła stworzyć interesującą postać. 

Tymczasem tu dano jej rolę, w której specjalnie nie była w stanie się czymkolwiek wykazać. Swoją drogą podobne wątpliwości mógłbym wyartykułować odnośnie kreacji Jeremy'ego Ironsa i Charlotte Rampling).

Podsumowując. Wiem, że produkcje stanowiące adaptacje innych dzieł (np. książek, komiksów czy gier komputerowych) powinno się oceniać w kontekście tego, jak wypadają na tle materiału źródłowego.

Tak jak jednak wspominałem na początku, nigdy nie grałem w żadną z gier składających się na uniwersum "Assasin's Creed". Zatem w przeciwieństwie do wielu recenzentów, z których opiniami zdążyłem się zapoznać nie możliwym jest dla mnie ocenienie, czy jest to dobra czy zła adaptacja.  

Mogę tylko powtórzyć, że choć zdaję sobie sprawę, że  gdybym wcześniej zagrał w jakąkolwiek grę z tej serii, to pewnie film podobał by mi się bardziej, jednak mimo wszystko czasu spędzonego w kinie nie uważam za czas stracony.

OCENA: 7/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz