poniedziałek, 5 marca 2018

Garść refleksji po tegorocznej ceremonii rozdania Oscarów



Niech Cthulhu będzie z wami!





Muszę przyznać, że chyba jestem masochistą! Co roku bowiem powtarzam sobie, że nie będę więcej "zarywał" nocy, by śledzić tę ceremonię obłudy oraz posuniętej aż do przesady politycznej poprawności skutkującej niesprawiedliwymi decyzjami wynikającymi z nagradzania filmów wyłącznie za to, że poruszają modną aktualnie tematykę (O czym świadczyć może chociażby triumf "Moonlight" nad "La La Land" czy tegoroczne zwycięstwo "Fantastycznej Kobiety", która w pokonanym polu zostawiła znakomitą węgierską produkcję "Dusza i Ciało" czy rosyjską "Niemiłość") ponieważ tylko się niepotrzebnie denerwuję, a jednak co roku zasiadam przed odbiornikiem. Tak też było tym razem.

niedziela, 25 lutego 2018

Największe oscarowe pomyłki w historii.



Niech Cthulhu będzie z wami!

Już za kilka dni dowiemy się o tym, kto w tym roku będzie cieszyć się ze zdobycia statuetek przyznawanych przez Amerykańską Akademię Filmową. Z tej okazji postanowiłem sporządzić krótkie oraz niezwykle subiektywne zestawienie aktorów i aktorów, którzy nie powinni byli tego zaszczytu dostąpić, a przynajmniej nie za te kreacje.

Miejsce 1.



Cuba Gooding Jr.

"Jerry Maguire" (1997)


Do dziś nie wiem, jakim cudem Akademia mogła nie dostrzec gigantycznej przepaści dzielącej świetną kreację Gooding Jr. (notabene chyba jedyną w karierze tego aktora, który już nigdy nie wzniósł się na podobny poziom) od absolutnego popisu aktorstwa zaprezentowanego przez Edwarda Nortona w "Lęku Pierwotnym". Swoją drogą mam nieodparte wrażenie, że Norton jest jednym z najbardziej niedocenianych współczesnych aktorów i zdecydowanie zbyt rzadko mamy możliwość podziwiać go na ekranie.



Miejsce 2. 



Eddie Redmayne 

"Teoria Wszystkiego" (2015)

Osobiście preferuje bardziej "subtelne" kreacje niż "udawanie" osoby niepełnosprawnej. Dlatego uważam, że statuetka należała się Keatonowi za koncertowe rozliczenie się ze swoją przeszłością w genialnym  "Birdmanie". 





Miejsce 3.  


Jennifer Lawrence 

"Poradnik Pozytywnego Myślenia" (2013)

W tamtym czasie Lawrence była pupilkiem Hollywood i uważano ją za "Next Big Thing". (To jakim cudem udało się ją aż tak wypromować pozostanie słodkim sekretem Harvey'a Weinsteina), więc i stauetka musiała wpaść. Szkoda tylko, że w ten sposób skrzywdzono Jessicę Chastain i jej fantastyczną kreację we "Wrogu Numer Jeden", przy której Lawrence wypada jak uboga krewna.


Miejsce 4.



George Clooney

"Syriana" (2006)

Clooney to niezaprzeczalnie dobry aktor, więc w "Syrianie" wypadł całkiem dobrze (Szkoda, że sam film całkowicie wyparował mi z pamięci jednak w swoim czasie o ile sobie dobrze przypominam mi się całkiem podobał. Oczywiście nie jest niewiadomo jak wspaniałe dzieło, jednak dobrze się go ogląda i porusza tematykę, która mimo upływu lat wciąż znajduje się w centrum uwagi światowej opinii publicznej. W dodatku pokazuje go z nieco innej strony, gdyż dotyczy brudnych zakulisowych gierek prowadzonych przez amerykański wywiad oraz wielkie koncerny naftowe, gdzie pod hasłami pełnymi frazesów kryją się duże ilości pieniędzy). Dlatego sama nagroda nie jest dla mnie wielkim rozczarowaniem. Z perspektywy czasu widać jednak, że w tamtym roku zdecydowanie więcej nagród powinno "popłynąć" do Anga Lee i jego fantastycznej "Tajemnicy Brokeback Mountain". A skoro tak, to należało docenić kogoś z duetu Jack Gyllenhall/ Heath Ledger.



Miejsce 5. 



Jean Dujardin 

"Artysta" (2012) 

Jasne! "Artysta" to film pełen wdzięku a Dujardin wykazał się dużą dawką uroku osobistego i czaru, jednakże w tamtym roku należało nagrodzić nie francuską aktorską efemerydę, ale jak zwykle wspaniałego Gary'ego Oldmana za "Szpiega". Mnie najbardziej boli jednak fakt, że nie zdecydowano się wtedy choćby nominacją wyróżnić genialnej roli Michaela Fassbendera we "Wstydzie".



Miejsce 6. 



Meryl Streep 

"Żelazna Dama" (2012)

 2012 oględnie rzecz biorąc nie był najlepszym rokiem jeśli chodzi o trafność wyborów Amerykańskiej Akademii. Nie wiem! Może namioty tlenowe się szanownym akademikom popsuły. Przykładowo na liście produkcji nominowanych do Oscara dla najlepszego filmu znalazło się miejsce dla  "Extremely Loud and Incredible Clouse" przez wielu krytyków uważanego za najgorszą produkcję, jaka kiedykolwiek brała udział w tym wyścigu a nie załapała się chociażby wybitna "Melancholia" czy niemalże równie dobry "Wstyd".  W kategorii najlepszej aktorki pierwszoplanowej pod nieobecność Carey Mulligan (Wstyd), Tildy Swinton (Musimy Porozmawiać o Kevinie) i Kirsten Dunst (Melancholia) powinna zatem wygrać Rooney Mara, która doskonale się odnalazła w mrocznym świecie "Dziewczyny z Tatuażem". Mara stworzyła bowiem bohaterkę niezwykle skomplikowaną, która może wyglądać jak delikatna, niewinna i wrażliwa nastolatka (Dodam, że to właśnie dlatego bardziej wiarygodna i wierna książkowemu oryginałowi wydaje mi się scena gwałtu. Z tego bowiem co pamiętam z lektury nasza bohaterka wyglądała na "łatwy łup" co w przypadku eterycznej Mary jest o wiele bardziej prawdopodobne i łatwiej w to uwierzyć niż przy o wiele masywniej zbudowanej Noomi Rapace, która wcieliła się w tę bohaterkę w szwedzkiej wersji. Ba! Ośmielę się stwierdzić, że była dokładnie taką Lisbeth Salander,  jaką wykreowałem sobie w wyobraźni podczas czytania książki i w tej chwili trudno mi sobie nawet wyobrazić inną odtwórczynię tej roli) ale w środku drzemie dzika bestia, z którą lepiej nie zadzierać. I mimo tak wyraźnego dysonansu w każdej z tych odsłon wypada jednakowo wiarygodnie.


środa, 7 lutego 2018

Cloverfield Project (2018)



Niech Cthulhu będzie z wami!







Nie będę ukrywać, że " Cloverfield Project" już od kilku lat, tzn. w czasach kiedy jeszcze nosił tytuł "God Particle", znajdował się na mojej liście najbardziej oczekiwanych filmów (głównie z powodu intrygującego konceptu) dlatego też bardzo się ucieszyłem, że będę miał możliwość go w końcu obejrzeć.

Po seansie jednak doskonale rozumiem dlaczego dzieło nigeryjskiego reżysera Juliusa Onaha (który do tej pory miał na swoim koncie tylko jedną pełnometrażową, choć chyba niespecjalnie znaną, pozycję zatytułowaną "Dziewczyna ma kłopoty", w której jedną z głównych ról zagrała Alicja Bachleda Curuś) nie weszło do kin, jak to było pierwotnie planowane tylko od razu trafiło na Netflixa. Mamy tu bowiem do czynienia z bardzo slabą produkcją.

Jak już wspomniałem uważam, że sam pomysł wyjściowy (grupa astronautów podczas wykonania misji w przestrzeni kosmicznej uświadamia sobie, że Ziemia zniknęła a co najgorsze, że swymi działaniami mogli się do takiego stanu rzeczy przyczynić) był intrygujący i, co by nie mówić całkiem oryginalny. Niestety, jak to często bywa od fajnego pomysłu do satysfakcjonującego filmu daleka droga, szczególnie kiedy ludzie którzy się za to zabierają nie dysponują odpowiednio dużym talentem.

Jestem absolutnie pewien, że gdyby za ten projekt odpowiadał np. Denis Villeneuve otrzymalibyśmy prawdziwe cudeńko, jednak Onahowi równie blisko do Villeneuve'a co mnie do randki z Emmą Stone. Nigeryjski twórca nie potrafi budować nastroju, nie wie jak się "opowiada obrazem" i w rezultacie otrzymujemy tytuł, który niespecjalnie angażuje.

Warto również podkreślić, że scenariusz, pisany przez Orena Uziela (m.in. "22 Jump Street") i Douga Junga (m.in. "Przekręt Doskonały") powtarza schematy znane z tysięcy innych produkcji kina SF, których tematyką są problemy z jakimi muszą się mierzyć ludzie w przestrzeni kosmicznej a w dodatku wyraźnie widać, że pierwotnie miała to być w pełni autonomiczna pozycja, którą w ostatniej chwili starano się powiązać ze stworzoną przez J.J. Abramsa serią. W przeciwieństwie do kapitalnego "10 Cloverfield Lane" nawiązania do elementów znanych z poprzednich odsłon są tu bowiem robione na siłę i bez choćby grama subtelności.

Przede wszystkim jednak mimo obsadzenia kilku świetnych aktorów (Mam tu na myśli przede wszystkim Daniela Bruhla, Elizabeth Dębicki czy Zhang Ziyi) zabrakło wyrazistych bohaterów, których losem można się przejmować.

Krótko mówiąc nie polecam sięgać po "Cloverfield Project". Lepiej kolejny raz obejrzeć jedną z poprzednich części tego uniwersum, które były dużo bardziej udane.



OCENA: 4/10

wtorek, 23 stycznia 2018

Moje Przedoscarowe Przewidywania



Witajcie! Jako że wczoraj poznaliśmy nominacje do tegorocznych Oscarów czyli rzekomo najbardziej prestiżowych nagród w świecie filmów (Rzekomo ponieważ osobiście mam wrażenie, że z faktycznym docenianiem walorów artystycznych te nagrody dawno przestały mieć cokolwiek wspólnego. Liczy się bowiem wyłącznie polityczna poprawność oraz umiejętność meandrowania w aktualnie modnym nurcie) pora na ogłoszenie komu będę kibicować podczas tegorocznego rozdania. A zatem:

Najlepszy film: Moim zdaniem najlepszą produkcją spośród nominowanych produkcji jest bezapelacyjnie "Dunkierka" Christophera Nolana jednak nie obraziłbym się, gdyby ostatecznie wygrały Billboardy lub Lady Bird. W ostateczności nagroda może powędrować w ręce Del Toro.


Najlepszy aktor: Dzisiejszy seans tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że pod nieobecność Jamesa Franco nie ma innego kandydata niż Gary Oldman, który w "Czasie Mroku" nie tyle perfekcyjnie odwzorował Winstona Churchilla co wręcz się nim stał. Dodatkowo byłaby to nagroda za te wszystkie role, kiedy Akademia go pominęła choć powinna była na kolanach przynieść mu Oscara. Mam nadzieję, że szanowni akademicy nie zaskoczą i nie nagrodzą na przykład Daniela Kaluuyi, gdyż byłoby to grubą przesadą.


Najlepsza aktorka: Tu mogę powiedzieć tyle. Nagroda absolutnie zasłużenie powędruje do Frances McDormand jednak nie obraziłbym się gdyby doszło do niespodzianki i po statuetkę sięgnęła Margot Robbie albo Saoirse Ronan.


Najlepszy aktor drugoplanowy: Na razie widziałem tylko Billboardy więc stawiam na Sama Rockwella, jednak wiedząc jak niesamowitym talentem dysponuje Willem Dafoe to muszę przyznać, że gdyby to on sięgnął po statuetkę zdecydowanie bym się nie obraził.


Najlepsza aktorka drugoplanowa: Zdecydowanie Allison Janey, która podobnie jak Sam Rockwell jest do tej pory nie była specjalnie doceniana choć niejednokrotnie udowodniła swoją znakomitą dyspozycją, że na uznanie zasługuję.


Najlepszy reżyser: Christopher Nolan I to nie tylko dlatego, że jest on jednym z moich ulubionych twórców, ale przede wszystkim mam nadzieję, że Akademia dostrzeże, iż "Dunkierka" była technicznym majstersztykiem.


Najlepszy scenariusz oryginalny: Skrypt do Bilboardów był fantastyczny jednak nie obraziłbym się, gdyby w tej kategorii zdecydowano się postawić na Lady Bird.


Najlepszy scenariusz adaptowany: The Disaster Artist ponieważ James Franco został "okradziony" z szansy walki o złotą statuetkę dla najlepszego aktora mimo życiowej dyspozycji to może tu mu wynagrodzą.

Najlepszy film nieanglojęzyczny: Na razie widziałem tylko "The Square", ale przymierzam się do fantastycznie się zapowiadającego kandydata z Węgier czyli "Dusza i Ciało"

Najlepsza muzyka: Mam nadzieję, że wygra Alexandre Desplat za wspaniałe wytworzenie baśniowego klimatu w "Kształcie Wody". 

Najlepsza scenografia: Zdecydowanie i bezapelacyjnie "Blade Runner"!!! Ewentualnie może wygrać "Kształt Wody"

Najlepsze efekty specjalne: "Blade Runner" lub "Ostatni Jedi"

Najlepsze zdjęcia: Blade Runner (Roger Deakins po prostu zasługuje na Oscara za całokształt dokonań!) lub Dunkierka
Najlepszy montaż: Baby Driver
Najlepszy montaż dźwięku: Baby Driver lub Dunkierka
Najlepszy dźwięk: Dunkierka

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Podsumowanie roku 2017!!!


Niech Cthulhu będzie z wami!!!


Rok 2018 można oficjalnie uznać za otwarty!!! Oby był on znacznie lepszy niż ten, który za nami!!! Jednak zanim przedstawię to na co wszyscy czekają czyli zestawienie 20 pozycji, które osobiście uważam za najbardziej godne uwagi spośród tych, jakie udało mi się zobaczyć (Tak na marginesie dodam może, że przy sporządzaniu tego zestawienia brałem przede wszystkim filmy, które w ciągu minionych 12 miesięcy weszły w naszym pięknym kraju do masowej dystrybucji (Stąd zatem na liście obecność kilku pozycji, które światową premierę miały w innym czasie). Z ogólnej liczby 184 seansów, jakie udało mi się zaliczyć (wliczam tu zarówno powtórki po latach jak i ponowne seanse tego samego tytułu) tylko 61 filmów spełniało to kryterium), warto choć przez chwilę zastanowić się nad tym jaki był świeżo miniony rok i z czego zostanie zapamiętany? A trzeba uczciwie przyznać, że jeśli chodzi o kinematografię (acz nie tylko jak się wkrótce przekonacie) był to z pewnością rok, który na długo pozostanie mi w pamięci. Dlaczego?

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Wesołych Świąt!!!

Moi drodzy czytelnicy!





Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam przede wszystkim zdrowia, szczęścia oraz nieustających pokładów energii na cały zbliżający się wielkimi krokami rok 2018! Życzę wam magicznej atmosfery oraz tego, abyście chociaż przez moment mieli możliwość odpocząć od pośpiechu codziennego życia oraz idących za tym trosk czy problemów. Abyście ani przez chwilę nie ustawali w poszukiwaniu sensu życia i harmonii. Życzę wam, żebyście rozumieli i byli rozumiani. Przede wszystkim jednak życzę wam odwagi w wyrażaniu swoich pragnień, marzeń, albo chociażby swojego własnego gustu filmowego ;) Krótko mówiąc:

 Wesołych świąt oraz żeby każdy dzień nowego  roku był dziesięć razy lepszy od najlepszego dnia roku wciąż jeszcze bieżącego!!!

piątek, 15 grudnia 2017

Krótka piłka: "Ostatni Jedi" (2017)




Niech Cthulhu będzie z wami!

Śledząc reakcje w Internecie widzę, że "Ostatni Jedi" zbiera mieszane opinie. Ba! Wielu hardcorowych fanów "Gwiezdnych Wojen" narzeka, oględnie rzecz ujmując, nazywając tę produkcję niemalże gwałtem na tej wspaniałej sadze. Przyznam, że niektóre z zarzutów doskonale rozumiem jednocześnie jednak muszę powiedzieć, że nadal nie mogę wyjść z podziwu i jestem absolutnie zachwycony tym, co zobaczyłem! To czego doświadczyłem było bowiem tak piękne pod względem wizualnym, pełne nieprzewidywalnych zwrotów akcji, trafionego humoru (najbardziej zapamiętam chyba scenę z mieczem świetlnym, której udało się wywołać szczery uśmiech na mojej wiecznie nadąsanej twarzy) czy fantastycznego poziomu aktorstwa ( Chylę czoła przed Adamem Driverem, Markiem Hamillem a nawet Daisy Ridley, której udało się sprawić bym polubił jej postać mimo, że nadal uważam, iż jest "przefajnowana"), że aż brakuje mi słów by właściwie opisać emocje jakie ten film we mnie wywołał. 

Dodam więc tylko, że Rian Johnson (twórca mający na swoim koncie dwie znakomite produkcje czyli "Loopera" i "Brick") dostał zaskakująco dużą wolność artystyczną i skwapliwie z niej skorzystał. Jednocześnie wykazał się nie tylko nieprzeciętnymi umiejętnościami ale przede wszystkim dużą odwagą, gdyż podobnie jak David Lynch w tegorocznej odsłonie "Twin Peaks" poszedł po bandzie i kompletnie przemodelował fabularna podstawę ustanowiona przez poprzednie części czyli głównie (nie oszukujmy się) asekuranckie "Przebudzenie Mocy". Ba! Mam wrażenie, że to właściwie mogłoby być zwieńczenie kosmicznej sagi i nie wiem co wymyśli J.J. Abrams aby jego IX część wypadła jeszcze lepiej! 

Dlatego też nie mam innego wyjścia niż gorąco zachęcić, by pójść do kina i ten wspaniały film obejrzeć. To świeże podejście do zdawałoby się skostniałej sagi. 

OCENA 9/10