wtorek, 27 listopada 2018

Krótka piłka: "Deadpool 2"

Niech Cthulhu będzie z wami!






Dzisiaj w końcu udało mi się obejrzeć "Deadpoola 2" czyli kontynuację filmu, który dwa lata temu rozbił bank i zdobył serca widzów. No cóż! Muszę powiedzieć, że zwlekałem stanowczo zbyt długo, ponieważ ten film jest rewelacyjny i bawiłem się przednio! "Deadpool 2" to podobnie jak jedynka cudowna, samoświadoma i bezpretensjonalna meta-rozrywka (jest w ogóle takie określenie? ), która nie traktuje siebie zbyt poważnie a przede wszystkim pięknie ośmiesza gatunkowe schematy. Nie da się oczywiście zaprzeczyć, że mamy tu do czynienia z „powtórką z rozrywki”, ale co z tego, kiedy rewelacyjnie się to wszystko ogląda! Chciałbym, aby każdy sequel prezentował się choć w połowie tak dobrze! Ba! Muszę powiedzieć, że mi dwójka podobała się bardziej od jedynki i wydaje się mieć większy "replayability".Główna w tym oczywiście zasługa Ryana Reynoldsa, który jest niesamowicie charyzmatyczny jako tytułowy bohater. Trzeba jednak nadmienić, że Josh Brolin w roli Cable'a wiele mu nie ustępuje (co, tak na marginesie było do przewidzenia. W końcu to rewelacyjny aktor, który ten rok bez wątpienia może zaliczyć do udanych. Fani kina komiksowego pamiętają go bowiem z wcielenia się w Thanosa czyli największe zagrożenie dla Avengers w dotychczasowej historii MCU. Moją cichą bohaterką jest jednak Zazie Beetz, której wróżę ogromną karierę i szczerze kibicuję. Po występie w fantastycznym serialu "Atlanta", który swoją drogą gorąco polecam, kolejny raz udowadnia, że jest nieprzeciętnie urocza i byłoby kapitalnie gdyby Domino w jej wykonaniu powróciła jeszcze na wielki ekran. No i oczywiście nie wolno zapominać o Peterze ;) Może jego wkład w końcowe rozstrzygnięcie jest niewielki, ale z pewnością kradnie serca i uwagę.



piątek, 16 listopada 2018

Krótka piłka: Gorzka siedemnastka (2017)


Niech Cthulhu będzie z wami!

Będę z wami w stu procentach szczery. Niespecjalnie przepadam za produkcjami, których tematyką jest dojrzewanie. Po prostu nie czuję abym był ich targetem. Czasem przyjemnie jest się rozczarować.
"Gorzka siedemnastka" autorstwa debiutującej na fotelu reżysera Kelly Fremon to wielki mały film. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku rewelacyjnego "Lady Bird" czy niemal równie dobrego "Ja, Earl i umierająca dziewczyna" dostałem kawał kapitalnego kina. Sympatyczne dzieło dające do myślenia, urzekające nastrojem, oddziałujące na emocje a przede wszystkim rewelacyjnie zagrane. Nie będę tu wspominał o charyzmie prezentowanej przez Woody'ego Harelsona, który kradnie show za każdym razem jak pojawia się na ekranie, gdyż mam wrażenie, iż wielokrotnie udowodnił, że jest rewelacyjnym aktorem. Chcę za to zwrócić uwagę na Hailee Steinfeld, która jest w tym filmie wielka i aż szkoda, że jej kreacja nie została specjalnie doceniona.

niedziela, 11 listopada 2018

Krótka piłka: Mandy (2018)




Niech Cthulhu będzie z wami!


Nie będę ukrywał, że ta produkcja była jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów roku. Wreszcie udało mi się ją obejrzeć i jedyne co mogę powiedzieć to Wow!

Kanadyjski reżyser Panos Cosmatos nie zawiódł i po genialnym "Beyond The Black Rainbow", o którym miałem już okazję pisać, zabiera nas w kolejną psychodeliczną podróż do samego jądra szaleństwa. Bo choć fabuła jest w najlepszym razie pretekstowa, to fenomenalna strona wizualna sprawia, że seans jest niezwykłym doświadczeniem, które ma szansę na długo zostać w pamięci. Te intensywne kolory, których nie powstydziłby się Refn czy Argento! Ta niepokojąca muzyka świętej pamięci Johanna Johannsona. Ten frenetyczny montaż!

Wszystkie wyżej wymienione elementy sprawiają, że "Mandy" to zdecydowanie największy filmowy odjazd tego roku! Warto też wspomnieć o fenomenalnej kreacji Nicholasa Cage'a, który przypomniał sobie, iż jest aktorem a nie internetowym memem.


wtorek, 6 listopada 2018

Emma Stone

Wczoraj 58 urodziny świętowała niesamowita Tilda Swinton, a dziś 30 wiosen kończy cudowna Emma Stone! Nie będę ukrywać, że to nie tylko jedna z moich ulubionych aktorek (zaraz obok Evy Green i Elizabeth Olsen) ale przede wszystkim absolutny ideał kobiety! Przeuroczy uśmiech, od którego nie można oderwać wzroku, magnetyzujące i hipnotyzujące spojrzenie, niesamowite oczy a przede wszystkim nieprzeciętny wdzięk oraz charyzma. Oglądając ją na ekranie ma się wrażenie obcowania z wesołą, inteligentną młodą kobietą z sarkastycznym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Ma również odwagę otwarcie mówić o swoich problemach, takich jak zmagania z zaburzeniami lękowymi. Nie zapominajmy także o nieprzyzwoicie wysokim poziomie talentu, który sprawia, że oglądanie jej na ekranie jest nie tylko przyjemnością pod względem wizualnym, ale przede wszystkim gwarancją wysokiego aktorskiego poziomu! Emma nie boi się wyzwań, jest aktorskim kameleonem i naprawdę cieszę się, że jej kariera nabrała wiatru w żagle! Należy jej życzyć tego, aby nie zamierzała zwalniać tempa!

piątek, 2 listopada 2018

Chilling Adventures of Sabrina (sezon pierwszy)





Niech Cthulhu będzie z wami!

"Chilling Adventures of Sabrina" to oparta na powieści graficznej Roberto Aguirre-Sacasy wersja przygód Sabriny Spellman nastoletniej czarownicy, którą większość z nas pamięta z popularnego kilkanaście lat temu serialu komediowego, gdzie w tę postać wcieliła się Melissa Joan Hart. W tym miejscu warto zaznaczyć, że produkcja Netflixa odbiega od poprzedniej wersji tej historii praktycznie w każdym możliwym elemencie. Moim zdaniem dokonane zmiany i postawienie na horror wypada zdecydowanie na plus.

Nie zrozumcie mnie źle. Mam duży sentyment do dzieła Neila Scovella i lubię do niego wracać, jednak trzeba powiedzieć, że przy tej inkarnacji wypada bladziutko. Poprzednia wersja była bowiem tak na prawdę niezobowiązującym sitcomem. Lekkim zabawnym oraz pełnym głupkowatych elementów. Tu natomiast akcent położony jest na horror. Mamy zatem mrok, grozę, Szatana, okultyzm, podrzynanie gardeł, składanie ofiar z ludzi i (momentami) tak gęsty klimat, że można by go ciąć siekierą. Jak to trafnie ujął jeden z internetowych komentarzy, aż dziwne iż oburzeni rodzice jeszcze nie maszerują z widłami i pochodniami na siedzibę Netflixa.

Dlatego też nie znalazło się tu miejsce dla gadającego kota Salema, będącego ulubieńcem widzów poprzedniej wersji. Trzeba powiedzieć, że taki „rozgadany” Salem to kapitalna postać i "trochę" (nawet więcej niż trochę) mi go brakuje, jednak rozumiem, że tu zwyczajnie nie byłoby dla niego miejsca. To bowiem zupełnie inna historia, a przede wszystkim poważniejsza konwencja. W związku z tym Salem się co prawda pojawia, ale nie wypowiada słów. Wyjaśnienia tego faktu są dwa (przynajmniej na takie się natknąłem). Po pierwsze Salema gra tym razem prawdziwy kot a nie marionetka, więc byłby problem ze zgraniem ruchu ust z wypowiadanymi słowami. Aby zaoszczędzić sobie kłopotów wybrano więc opcję, którą ja nazywam "R2D2" czyli bohaterka go rozumie a widzowie niePo drugie zaś podczas kręcenia zdjęć okazało się, że Kiernan Shipka ma uczulenie na koty, więc naturalną koleją rzeczy interakcje między nią a Salemem musiały zostać ograniczone do absolutnego minimum. Zmieniono zatem origin story tej postaci i jest goblinem przybierającym postać kota, a nie zaklętym człowiekiem

Na koniec warto podkreślić kapitalne kreacje aktorskie. Błyszczy przede wszystkim wcielająca się w tytułową rolę Kiernan Shipka, która udowadnia, że jej kapitalny występ w "February" nie był przypadkowy. Uwagę przykuwają jednak także Miranda Otto oraz, a może przede wszystkim rewelacyjna Michelle Gomez.

czwartek, 1 listopada 2018

Krótka piłka: Suspiria (2018)






Niech Cthulhu będzie z wami!

Wczoraj miałem okazję obejrzeć nową "Suspirię". I muszę powiedzieć, że dla mnie to najlepszy horror roku (acz przyznaję, że nie widziałem jeszcze "Hereditary" więc wszystko może się zmienić) oraz najbardziej intensywne kinowe doświadczenie od bardzo dawna (Kulminacyjna scena w "czerwonym pokoju" przyćmiewa wszystko co "wymodził" Gaspar Noe w swoim, rzekomo szokującym, "Climaxie").

Docenić warto przede wszystkim fakt, że twórcy nie starali się na siłę kopiowiać kultowego oryginału, ale "poszli swoją drogą". Wzięli wymyśloną przez Dario Argento fabułę, przefiltrowali przez własną wrażliwość i w rezultacie stworzyli zupełnie nową jakość. Warto także podkreślić kapitalne aktorstwo (Prym wiedzie oczywiście Tilda Swinton (czemu zresztą chyba trudno się specjalnie dziwić, bo przecież ta aktorka to klasa sama w sobie), ale Dakota Johnson wcale nie odstaje aż tak mocno, jak można by się spodziewać), znakomitą robotę operatorską i montażową (sposób, w jaki ukazano tutaj taniec to jakiś kosmos), muzykę znakomicie budującą niepokojący nastrój (choć nie będę ukrywać, że ścieżka dźwiękowa autorstwa zespołu Goblin, którą możemy usłyszeć w pierwowzorze podobała mi się zdecydowanie bardziej) oraz niesamowicie hipnotyzujący klimat, który sprawia, iż ani na moment nie można oderwać się od ekranu.

Z tego co zdążyłem zauważyć ten film mocno polaryzuje odbiorców. Ludzie albo są tą produkcją absolutnie zachwyceni, albo uważają za pretensjonalny bełkot. No cóż! Nie da się ukryć, że masowa publika jest przyzwyczajona do prostej i lekkiej rozrywki, więc bardziej ambitne i wymagające kino, które nie nie oferuje prostych rozwiązań oraz zmusza do samodzielnego zinterpretowania przedstawionych wydarzeń ich odrzuca. Tak było chociażby w ubiegłym roku z genialnym "Mother!" Aronofsky'ego, "Wieżą, Jasny Dzień" Jagody Szelc, "Anihilacją" Alexa Garlanda czy wieloma tytułami, których nawet nie chce mi się wymieniać.

Ja osobiście jestem zachwycony nową inkarnacją "Suspirii" i kupiłem ją w całej rozciągłości! Nie wiem oczywiście jak ten film zniesie próbę czasu i jak będzie oceniany z perspektywy kilkudziesięciu lat, ale w mojej ocenie kultowy pierwowzór nie ma nawet startu do bezkompromisowej wizji Luki Guadagnino!

OCENA: 9/10