poniedziałek, 10 grudnia 2018

Krótka piłka: Kapitan Ameryka: Winter Soldier (2014)

Niech Cthulhu będzie z wami!


Genialny zwiastun "Avengers Endgame", którym kilka dni temu uraczyli nas bracia Russo sprawił, że postanowiłem nadrobić zaległości. Na pierwszy ogień poszedł "Ant Man i Osa" (Całkiem sympatyczna rozrywka z ciekawym czarnym charakterem i fajnymi efektami. Jedynym minusem jest lekki niedosyt związany ze znikomą obecnością wymiaru kwantowego), teraz przyszła pora na "Zimowego Żołnierza" czyli podobno najlepszy film w całym MCU. Ba! Niektórzy twierdzą, że to najlepszy film na podstawie komiksu jaki kiedykolwiek powstał.


No cóż! Jeśli mam być szczery, nie umiem wytłumaczyć, dlaczego tak długo odwlekałem seans, ponieważ to naprawdę bardzo dobra produkcja, która z miejsca awansowała na wysokie miejsce w moim osobistym rankingu. Na razie trzecie, zaraz po "Infinity War" i "Strażnikach Galaktyki". Lubię bowiem, kiedy twórcy próbują nowych rzeczy. Bawią się gatunkami jak plasteliną i łączą elementy, których nikt nie podejrzewałby o to, że będą ze sobą współpracować. W dodatku dając finalnie tak rewelacyjny rezultat.

Dlatego też pozwolę sobie stwierdzić, że ze względu na swoją dojrzałość, kapitalny klimat żywcem przeniesiony ze szpiegowskich thrillerów, trzymającą w napięciu fabułę, moralną ambiwalencję (tu nie ma klarownego podziału na tych dobrych i tych złych. Obie strony stosują podobne metody działania) , ciekawy czarny charakter (o ile Winter Soldiera można w ogóle tak określić) relatywnie małą skalę wydarzeń (mam na myśli fakt, że nie ma tu kosmicznego zagrożenia dla całej Ziemi) i powagę "Zimowy Żołnierz" to bez wątpienia powiew świeżości w kinie superbohaterskim.