wtorek, 14 lutego 2017

"La La Land" (2016)



Niech Cthulhu będzie z wami!

Przyznam się szczerze, że poza kilkoma wyjątkami takimi jak fenomenalne "Moulin Rouge" czy zwariowane "Córki Dancingu" nigdy nie byłem fanem musicali. W dodatku niespecjalnie przypadł mi do gustu poprzedni film Damiena Chazelle czyli "Whiplash", który nadal uważam za przereklamowaną gorszą wersję "Czarnego Łabędzia". Wobec tego nie może być chyba dla nikogo specjalnym zdziwieniem, że nie miałem w planach oglądać "La La Land"

Ponieważ jednak wszyscy wokół dosłownie zwariowali na punkcie tej produkcji, zbiera ona wszystkie możliwe nagrody filmowe i wyrosła na oscarowego pewniaka wypadało ją obejrzeć i przekonać się, czy faktycznie jest tak dobra.

I wiecie co? Absolutnie nie żałuję, że zdecydowałem się na seans, ponieważ "La La Land" mi się bardzo podobał!

Jasne! Można się czepiać, że fabuła jest, delikatnie rzecz biorąc niespecjalnie oryginalna i była wykorzystana jakieś, lekko licząc, milion razy jednak jeśli mam być szczery to jest w tej chwili bez znaczenia.

 Całość jest bowiem znakomicie zrealizowana, opowiedziana z wdziękiem, świeżością i energią a przede wszystkim nie da się zaprzeczyć temu, iż wywołuje autentyczne emocje oraz posiada niemalże magiczny nastrój. W dodatku ewidentnie widać, że film powstał z miłości do kina czemu niejednokrotnie daje wyraz.

Powinienem dodać, że Emma Stone jest przeurocza a z Ryanem Goslingiem łączy ją nieprawdopodobna ekranowa chemia, ale to akurat wiedziałem przed seansem choćby z ich wspólnego występu w rewelacyjnym  "Crazy Stupid Love" 

Podsumowując. Choć osobiście wolałbym zwycięstwo "Arrival" czy "Manchester By The Sea" (Nie mówiąc już o niesprawiedliwie pominiętych "Nocnych Zwierzętach" Toma Forda) jednak nie będę zaskoczony ani specjalnie zawiedziony jeśli w nocy z 26 na 27 lutego okaże się, że to film Damiena Chazelle zgodnie z przewidywaniami rozbije bank podczas oscarowej gali!

Dostaliśmy bowiem bardzo dobra produkcję, która, czego nie będę ukrywał, przemówiła do mojego wewnętrznego marzyciela i romantyka głęboko ukrytego pod maską zgorzkniałego cynika-nihilisty. 

OCENA: 8/10

1 komentarz:

  1. U mnie było prościej, bo ja kocham musicale. Jestem marzycielka, romantyczka. Uwielbiam Ryana Goslinga i Emme Stone. Czego więcej mogłam oczekiwać od filmu? Nawet ubrania głównych bohaterów były idealne :D
    Ja jestem totalnie zauroczona i mocno trzymam kciuki za wszystkie kategorie, choć sądzę, że Ryan nie dostanie statuetki, gdyż rola życia jeszcze przed nim ;)
    Mam nadzieje jednak ze z piosenek wygra "City of stars". Zaczarowala mnie tak, jak Ciebie "Audition".
    No ale jak Emma juz dostanie Oscara to może się obyć bez tej kolejnej statuetki :D

    OdpowiedzUsuń