środa, 8 lutego 2017

"Toni Erdmann" (2016) czyli pochwała szaleństwa!




Niech Cthulhu będzie z wami!


Opis fabuły (za Filmwebem)

Lekkoduch Winfried postanawia złożyć swojej zapracowanej córce wizytę w Bukareszcie. Spotkaniu towarzyszy jego ekscentryczne alter ego "Toni Erdmann", przedstawiający się jako trener personalny szefa dziewczyny.

Moje wrażenia

Przede wszystkim zacznę od tego, że film Maren Ade, czyli prawdopodobnie najpoważniejszy kandydat do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego (powiedziałbym, że wręcz murowany zwycięzca gdyby nie to, iż słyszałem głosy mówiące o tym, że akademia może chcieć zagrać na nosie Donaldowi Trumpowi i nagrodzić "Klienta" irańskiego reżysera Asghara Farhadi)  jest dziełem bardzo specyficznym, który nie każdemu przypadnie do gustu.

Mimo sporej porcji humoru nie jest to bowiem głupkowata komedyjka w stylu "Głupiego i głupszego" mająca wywoływać salwy śmiechu kolejnymi coraz bardziej przerysowanymi wygłupami swojego bohatera.

Nie ma tu porywającego tempa akcji ani pięknych ujęć, na których można "zawiesić oko" i którymi można się zachwycać.
Przeciwnie! Można powiedzieć, że jest to dzieło dość kameralne (żeby nie powiedzieć teatralne), które podobnie jak filmy Jima Jarmuscha skupia gros uwagi na bohaterach i dialogach.

Dlatego też nie dziwię się głosom, że "Toni Erdmann" to najlepszy sposób na zmarnowanie trzech godzin. Ja jednak mimo wszystko jestem bardzo zadowolony z seansu!

Dostałem bowiem wspaniały, mądry, kapitalnie zagrany (nadal nie mogę się zdecydować czy lepiej wypadł wcielający się w tytułowego bohatera Peter Simonischek czy grająca jego córkę Sandra Huller) i subtelnie opowiedziany film, który budzi delikatne skojarzenia z "Podwójnym życiem" Jodie Foster czy "Idiotami" Larsa Von Triera  ponieważ uczy że jedynym sposobem na to, by wypełnić pustkę egzystencji jest odnaleźć i pielęgnować  swojego "wewnętrznego idiotę".

Nigdy nie tracić poczucia humoru, nie traktować życia śmiertelnie poważnie i na przekór konwencjom czy schematom "normalności" starać się pielęgnować własną oryginalność.

Podsumowując. Mimo, że do końca roku i mojego podsumowania jeszcze sporo czasu jednak mam wrażenie, że "Toni Erdmann" znajdzie się na wysokim miejscu listy najlepszych filmów 2017.

 Dodam też, że bardzo boję się zapowiedzianego dziś amerykańskiego remaku tej produkcji. Bo choć Jack Nicholson jest jednym z moich ulubionych to jednak jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by hollywood nie przedobrzyło i nie zniszczyło tej subtelności, która była siłą oryginału. 

OCENA: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz