niedziela, 24 września 2017
piątek, 22 września 2017
Krótka piłka: Pokot (2017)
Niech Cthulhu będzie z wami!
Wczoraj wreszcie miałem okazję obejrzeć głośny "Pokot" w reżyserii Agnieszki Holland. I muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczony! Przyznam bowiem, iż miałem bowiem poważne wątpliwości co do ogólnego artystycznego poziomu związane z osobą pani reżyser, za którą specjalnie nie przepadam ponieważ jej dotychczasowe filmy jakoś do mnie nie przemówiły a dodatkowo prezentowane w wywiadach jednoznaczne zaangażowanie po jednej ze stron politycznego sporu jakoś mnie nie przekonuje. "Pokot" sprawił jednak, że oddzieliłem osobę od stworzonego przez nią dzieła.
Oczywiście nie oznacza to wcale, że uważam tę ekranizację powieści Olgi Tokarczuk za idealną. Przeciwnie! Dostrzegam poważne przerysowania ideologiczne i dość ambiwalentny moralnie przekaz. Dlatego też nie wróżę jej specjalnej kariery na Oscarach (choć oczywiście będę trzymał kciuki).
Wczoraj wreszcie miałem okazję obejrzeć głośny "Pokot" w reżyserii Agnieszki Holland. I muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczony! Przyznam bowiem, iż miałem bowiem poważne wątpliwości co do ogólnego artystycznego poziomu związane z osobą pani reżyser, za którą specjalnie nie przepadam ponieważ jej dotychczasowe filmy jakoś do mnie nie przemówiły a dodatkowo prezentowane w wywiadach jednoznaczne zaangażowanie po jednej ze stron politycznego sporu jakoś mnie nie przekonuje. "Pokot" sprawił jednak, że oddzieliłem osobę od stworzonego przez nią dzieła.
Oczywiście nie oznacza to wcale, że uważam tę ekranizację powieści Olgi Tokarczuk za idealną. Przeciwnie! Dostrzegam poważne przerysowania ideologiczne i dość ambiwalentny moralnie przekaz. Dlatego też nie wróżę jej specjalnej kariery na Oscarach (choć oczywiście będę trzymał kciuki).
Mimo wszystko jednak minusy nie przesłoniły mi plusów, do których w mojej ocenie zaliczają się chociażby fantastyczna strona wizualna, interesujący bohaterowie czy umiejętnie wykreowany klimat. Dodam też, że choć nie jestem jakimś ultra ekologiem to jednak filmowi Holland udało się mnie zaangażować i zmusić do refleksji nad Dlatego też zdecydowanie nie zgadzam się z opiniami "znawców kina" , uważających tę produkcję za lewicową propagandę i film "antypolski". (cokolwiek by to miało znaczyć).
Wydaje mi się bowiem, że zdecydowanie zbyt łatwo szafujemy takimi mocnymi określeniami. Ten film owszem pokazuje, że istnieją Polacy, który postępują niegodnie ale należy pamiętać, że przecież rzeczywistość nie składa się wyłącznie z ludzi kryształowych. Że każdemu zdarza się popełniać błędy.
czwartek, 21 września 2017
Artyści (2016) TVP
Oficjalny opis fabuły: Zasłużony i wieloletni dyrektor Teatru Popularnego w Warszawie popełnia samobójstwo, a jego ciało zostaje znalezione przez aktorów podczas spektaklu. Władze miasta mianują nowego dyrektora, którym zostaje młody reżyser z prowincji – Marcin Konieczny. Jego plany repertuarowe są bardzo ambitne – do końca sezonu chce wystawić cztery premiery. Zapewnia także zespół, że nie planuje zwolnień. Mimo tego aktorzy przyjmują dyrektora dosyć powściągliwie…
Moja opinia
Produkcja, która w mojej opinii śmiało może kandydować do tytułu najlepszego serialu w historii polskiej telewizji. Monika Strzępka i Paweł Demirski, do tej pory znani przede wszystkim jako reżyserzy teatralni w swoim debiucie na małym ekranie przygotowali niezwyle oryginalne danie w umiejętny sposób łączące ze sobą thriller polityczny, kryminał i komedię obyczajową. Dodając do tego wyrazistych bohaterów, fantastyczny klimat, oryginalność oraz kapitalną grę aktorską. Trzeba dodać, że poza nielicznymi wyjątkami takimi jak Tomasz Karolak czy Andrzej Seweryn postawiono na nowe, nieopatrzone jeszcze twarze, wśród których zdecydowanie bryluje kapitalny Marcin Czarnik. Finalny efekt jest doprawdy niesamowity i aż trudno uwierzyć, że to polska produkcja, gdyż pod każdym względem (czyli realizacyjnie, aktorsko a przede wszystkim fabularnie) mamy tu do czynienia z najwyższym możliwym poziomem. Odważę się nawet stwierdzić, że poziom tej produkcji dorównuje albo nawet zdecydowanie przerasta wysokobudżetowe produkcje hollywoodzkie!
czwartek, 7 września 2017
Który mamy rok?
Niech Cthulhu będzie z wami!
Muszę powiedzieć, że choć od finału "Twin Peaks" minęło już kilka dni, jednak nadal czuję się całkowicie znokautowany i nie mogę zebrać myśli. Dlatego też przepraszam, że ta krótka notka może być nieco chaotyczna.
Uznałem bowiem, że przydałoby się coś napisać i spróbować podsumować te kilka miesięcy spędzone w Twin Peaks, jednakże to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, które w tym tygodniu zafundowali nam Mark Frost oraz David Lynch zrobiło mi z mózgu kefir malinowy. Mam zatem wrażenie, że zajmie mi trochę czasu, zanim wszystko ułoży się w logiczną całość (oczywiście zakładając, że takowa istnieje). Ba! Uważam, że nie obejdzie się bez ponownego seansu całego serialu.
Na razie, niemal "na gorąco" mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem w stuprocentach usatysfakcjonowany. Całkowicie spełniło się bowiem to czego chciałem i czego prawdę mówiąc oczekiwałem, czyli by finał tej historii nie był prostym happy endem i nie zakończył się ostatecznym triumfem dobra nad złem. Przeciwnie! By David Lynch i Mark Frost nas zaskoczyli, zaszokowali, zmusili do myślenia a przede wszystkim by zwieńczenie opowiadanej przez nich historii na długo zostało nam w pamięci i wywoływało żarliwe emocje. Wszystko to tutaj dostaliśmy, dlatego też odważę się stwierdzić, że był to najlepszy finał serialu w historii telewizji i absolutnie nie dało się tego zrobić lepiej!
Tak na marginesie dodam, że z tego co zdążyłem zauważyć wynika, iż te dwa wyemitowane odcinki bardzo podzieliły fanów! Wspomniani wyżej twórcy ewidentnie zakpili bowiem z osób próbujących zinterpretować sens ich dzieła wywracając wszystkie fanowskie teorie do góry nogami. Stworzyli coś, co jeszcze przez długi czas będzie wywoływało żarliwe polemiki i inicjowało powstawanie rozlicznych interpretacji.
Uznałem bowiem, że przydałoby się coś napisać i spróbować podsumować te kilka miesięcy spędzone w Twin Peaks, jednakże to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, które w tym tygodniu zafundowali nam Mark Frost oraz David Lynch zrobiło mi z mózgu kefir malinowy. Mam zatem wrażenie, że zajmie mi trochę czasu, zanim wszystko ułoży się w logiczną całość (oczywiście zakładając, że takowa istnieje). Ba! Uważam, że nie obejdzie się bez ponownego seansu całego serialu.
Na razie, niemal "na gorąco" mogę powiedzieć tylko tyle, że jestem w stuprocentach usatysfakcjonowany. Całkowicie spełniło się bowiem to czego chciałem i czego prawdę mówiąc oczekiwałem, czyli by finał tej historii nie był prostym happy endem i nie zakończył się ostatecznym triumfem dobra nad złem. Przeciwnie! By David Lynch i Mark Frost nas zaskoczyli, zaszokowali, zmusili do myślenia a przede wszystkim by zwieńczenie opowiadanej przez nich historii na długo zostało nam w pamięci i wywoływało żarliwe emocje. Wszystko to tutaj dostaliśmy, dlatego też odważę się stwierdzić, że był to najlepszy finał serialu w historii telewizji i absolutnie nie dało się tego zrobić lepiej!
Tak na marginesie dodam, że z tego co zdążyłem zauważyć wynika, iż te dwa wyemitowane odcinki bardzo podzieliły fanów! Wspomniani wyżej twórcy ewidentnie zakpili bowiem z osób próbujących zinterpretować sens ich dzieła wywracając wszystkie fanowskie teorie do góry nogami. Stworzyli coś, co jeszcze przez długi czas będzie wywoływało żarliwe polemiki i inicjowało powstawanie rozlicznych interpretacji.
Dlatego też nie można się dziwić, że wytworzyły się
dwa antagonistyczne nastawione obozy. Jedni fani (i ja zdecydowanie należę do
tej właśnie grupy) są zachwyceni wykreowanym nastrojem. Inni natomiast (i tych
jest zdecydowana większość) narzekają,
że nic się nie wyjaśniło, że postaci pojawiały się i znikały, że efekty
specjalne nie były najwyższych lotów (tu się nawet mogę zgodzić, głównie jeśli
chodzi o sposób przedstawienia konfrontacji z Bobem, która wyglądała dość
tandentnie. Uważam jednak, że źródłem problemu były tu nie tyle pieniądze czy
raczej ich brak, ale głównie fakt, iż aktor grający tę postać zmarł zanim
zabrano się za kręcenie trzeciego sezonu. Jestem bowiem pewien, że z nim na
pokładzie ta wspomniana wyżej scena wyglądałaby znacznie bardziej przekonująco)
a przede wszystkim, że większość wątków nie została właściwie zamknięta. Tak
jakby zapominali, że Lynch to nie
Hitchcock (przykładowo) i nigdy nie
interesowały go logiczne rozwiązania czy związek przyczynowo-skutkowy, gdyż
jego dzieła należy przede wszystkim czuć a niekoniecznie rozumieć. W jego
filmach najważniejsza jest bowiem oniryczna atmosfera, wszechobecna dziwność i
niezwykłość, tajemnica a przede wszystkim to niepokojące podskórne poczucie
czyhającego się zagrożenia, którego nie widać na pierwszy rzut oka.
Dlatego też ja, mimo lekkiego niedosytu, jestem wdzięczny, że dane mi przeżyć tę niezwykłą przygodę. Bez takich "zwariowanych" dzieł i bez takich "szalonych" artystów jak David Lynch otaczający nas świat byłby bowiem bowiem przeraźliwie i nieznośnie smutny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)