środa, 3 października 2018

Kler (2018)





Niech Cthulhu będzie z wami!

Zdecydowanie najgłośniejszy film roku! Obraz, który jeszcze przed premierą wywołał prawdziwą burzę i podzielił opinię publiczną na dwa mocno spolaryzowane obozy. Osobiście mam wrażenie, że PiS działa na oślep a te wszystkie "uszczypliwości" wobec Kleru tylko napędzą jego popularność ponieważ z jednej strony wzbudzają zainteresowanie tą produkcją a z drugiej pozwalają środowiskom niechętnym partii rządzącej traktować go jako pewien rodzaj deklaracji światopoglądowej. Krótko mówiąc o lepszej reklamie producenci nie mogliby chyba nawet marzyć co zresztą ślicznie obrazują wyniki box office. Trzeba było go więc zobaczyć, by móc się o nim wypowiadać. A skoro miałem taką możliwość, podczas tegorocznej odsłony „Filmweb Offline” to postanowiłem z niej skorzystać.

Co do samej imprezy to muszę szczerze powiedzieć, że był to najlepszy zlot, w którym uczestniczyłem. Poziom filmów był bowiem kosmiczny! Nawet „Climax” Gaspara Noe, który mi osobiście nie specjalnie podszedł, uważam za ciekawe kinowe doświadczenie. Mój osobisty kandydat do tytułu najlepszego filmu to jednak "Dom, który zbudował Jack". Bawiłem się na nim bowiem wybornie. Ponadto, jest on dziełem przewrotnym, ponieważ można je traktować jako środkowy palec wymierzony w kierunku krytyków oskarżających von Triera o to, że jest egotycznym potworem, który nienawidzi kobiet) a dodatkowo poznałem fajnych ludzi i miałem okazję w przyjemnej atmosferze gadać o kinie z podobnymi sobie „fanatykami” aż do piątej rano.

Sam film natomiast mocno mnie zaskoczył. Idąc na seans byłem bowiem przekonany, iż mi się kompletnie nie spodoba. Nie dlatego jednak, żebym był jakimś fanatykiem religijnym uważającym przedstawianie kościoła w niezbyt korzystnym świetle za bluźnierstwo.

Po prostu na podstawie (mylnego jak się okazało) zwiastunu odniosłem wrażenie, że Smarzowski bawi się tu w Patryka Vegę czyli tworzy film tendencyjny i wulgarny, którego główną grupą docelową są ludzie uważający rzucane rzez ekranowego bohatera przekleństwa za szczyt wyrafinowanego humoru.

W tej kwestii niestety mocno się nie pomyliłem, ponieważ podczas wczorajszego seansu widownia zgromadzona na Sali raz po raz wybuchała śmiechem w najbardziej niestosownych momentach. Co mnie, tak na marginesie dodam, niemile zaskoczyło. Jak już bowiem wspomniałem był to pokaz dla elitarnej grupy członków portalu Filmweb. Można by zatem przypuszczać, że na sali znajdowały się osoby, które należy podejrzewać o kinowe wyrobienie.

Dodatkowo miałem wątpliwości czy w sytuacji, kiedy mamy niemalże przesyt informacji o czarnej stronie Kościoła ponieważ media raz po raz ujawniają grzechy i grzeszki, których dopuszczać się mieli kapłani da się faktycznie powiedzieć coś nowego.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektóre z opisywanych spraw mogą być i pewnie są sztucznie rozdmuchane. Że większość księży nie skrzywdziła nawet muchy. Chyba jednak dla nikogo, kto całego życia nie spędził pod kamieniem nie powinno być wątpliwości, że w Kościele, jak w każdej innej instytucji mają miejsce również ewidentne nadużycia, za których winnych należałoby surowo ukarać.

Dlatego tak bardzo podobał mi się sposób w jaki Smarzowski podszedł do zagadnienia. Bo choć z jednej strony zabrakło mi tu większego zniuansowania i podkreślenia, że nie wszyscy księża błądzą, jednak z drugiej strony stworzył obraz na tyle mocny i sugestywny, iż udało mu się sprawić, że jestem głęboko poruszony tym, co zobaczyłem. Rozumiem dlaczego Kościół tak boi się tej produkcji choć moim zdaniem jest to film uniwersalny, opowiadający o niemalże mafijnym systemie wpływania na ludzi i niszczeniu osób stojących na drodze do materialnych korzyści w myśl zasady, że cel uświęca środki. Wiara jest tu tylko przykrywką. Mam wrażenie, że identyczny film można by było zrealizować o praktycznie każdej grupie zawodowej. Zwłaszcza o politykach i ich nieczystych konszachtach z biznesem.

Oczywiście nie znaczy to, że "Kler" jest filmem pozbawionym wad. Osobiście uważam chociażby, że postać arcybiskupa granego przez Janusza Gajosa jest absurdalnie groteskowa i od całkowitej karykaturalności ratuje ją chyba tylko talent wspomnianego aktora. Dodatkowo wyrzuciłbym wątek postaci granej przez Roberta Więckiewicza. Nie tylko bowiem nie wnosi on do tej historii niczego nowego, ale w dodatku kompletnie nie czułem chemii między Więckiewiczem a Joanną Kulig. Wydaje mi się, że film zdecydowanie by zyskał gdyby skupiono się na jednym wątku.

Ogólnie jednak uważam, że „Kler” to wartościowa produkcja, która, mam wrażenie, już spełniła swoje podstawowe zadanie ponieważ stała się pretekstem do dyskusji o roli Kościoła we współczesnym społeczeństwie. Warto również podkreślić kapitalne kreacje aktorskie (zwłaszcza tę w wykonaniu Arkadiusza Jakubika). To także dzięki nim „Kler” jest obrazem, który daje „emocjonalnego kopa” i mam wrażenie na długo pozostanie w mojej pamięci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz