Niech Cthulhu będzie z wami!
W dniach 17 - 20 października w Łodzi miała miejsce jubileuszowa edycja Festiwalu Krytyków Sztuki Filmowej "Kamera, Akcja" tym razem (jak można zobaczyć na załączonym obrazku) z udziałem mojej skromnej osoby. Tak na marginesie dodam, iż już od kilku lat planowałem wziąć udział w tym wydarzeniu ponieważ słyszałem wiele pozytywnych opinii jednak zawsze coś stawało na przeszkodzie (na przykład, w swoim stylu, nie zorientowałem się w porę i przegapiłem termin zgłoszeń). W tym roku wreszcie udało mi się wszystkiego dopilnować i zrealizować swoje zamierzenie pozwólcie zatem, że podzielę się z wami krótkimi wrażeniami.
Po pierwsze nie wyobrażam sobie lepszej lokalizacji dla festiwalu filmowego niż budynek Szkoły Filmowej! To miejsce "do szpiku kości" przesiąknięte historią kina (To tu znajdują się najsłynniejsze schody w Polsce, po którym stąpali między innymi tak wspaniali artyści jak Roman Polański i Jagoda Szelc) oraz twórczą energią (polecam obejrzeć stworzony przez Macieja Buchwalda krótki spot reklamowy, którego nie powstydziliby się mistrzowie purnonsensowego humoru czyli panowie z Latającego Cyrku Monthy Pythona). Ta nietypowa mieszanka sprawia, że oglądanie filmów w tej niezaprzeczalnej "Świątyni Kina" sprawia wrażenie obcowania z absolutem i ociera się o sferę sacrum.
Po drugie wśród zróżnicowanych propozycji filmowych nie było filmu, który można uznać zły. Przeciwnie! Dzięki genialnie przeprowadzonej selekcji każdy widz mógł znaleźć coś dla siebie ponieważ do wyboru była klasyka (Filmy Jean- Pierre'a Melvilla), kinowe świeżynki ("Parasite", "Midsommar", "Boże Ciało", "Mowa Ptaków" czy "Wysoka Dziewczyna"), filmy które nie doczekały się polskiej premiery ("Eight Grade" czy "Najlepsze Lata"), kiczowaty film klasy B z lektorem komentującym na żywo ekranowe wydarzenia ("It's Alive III: Island of the Alive") oraz interaktywne eksperymenty ("Late Shift"). Zresztą o atrakcyjności repertuaru najlepiej świadczyły tłumy chętnych oraz fakt, że na niektóre seanse ciężko było się dostać. Jedynym zarzutem (jeśli można to w ogóle można tak traktować) jest fakt, że projekcje się na siebie nakładały tak więc nie było możliwości obejrzenia wszystkich filmów. Aż chciałoby się mieć wehikuł czasu. Osobiście żałuję chociażby, że nie udało mi się "upolować" nowego Lanthimosa, jednak w czwartek wybrałem "Boże Ciało" (i nie żałuję) a w niedzielę już o 13 musiałem wracać do Białegostoku.
Po trzecie udało mi się zrealizować swój wstępny plan, jaki sobie założyłem przed tą całą wyprawą praktycznie w stuprocentach. Jedyne zmiany (takie jak rezygnacja z seansu "Portretu Kobiety w Ogniu" czy "Blindspotting" ) wynikały z faktu, że, jak już wspomniałem, seansy się na siebie nakładały a także kiedyś trzeba było niestety jeść, spać oraz choć odrobinę pozwiedzać miasto, które do tej pory kojarzyło mi się jedynie z działalnością kolektywu artystycznego "Łódź Kaliska" (przyznam, że jestem wielkim fanem starej, postindustrialnej architektury, więc byłem pod sporym wrażeniem aczkolwiek zdecydowanie wciąż zbyt wiele tu budynków zaniedbanych, które dopiero teraz zaczynają być poddawane renowacji). W przeciwnym razie mógłbym nie wychodzić z sali kinowej.
Tak na marginesie dodam, że zdecydowanie najlepszym filmem jaki widziałem premierowo na tym festiwalu była frenetyczna "Mowa Ptaków" w reżyserii Xawerego Żuławskiego. To bez wątpienia największe szaleństwo tego roku ale całkowicie satysfakcjonujące! Kino prowokujące, odważne, wymykające się wszelkim schematom i pulsujące energią. Na drugim miejscu w moim osobistym rankingu uplasowało się intrygujące "Ja teraz kłamię" Pawła Borowskiego czyli przedstawiciel "retrofuturyzmu" (jak to określił podczas prelekcji operator Arkadiusz Tomiak) oraz próba znalezienia odpowiedzi na pytanie co by było gdyby David Lynch stworzył odcinek Black Mirror po obejrzeniu Krainy Grzybów? Warto także wspomnieć o otwierającym festiwal filmie "Boże Ciało" w reżyserii Jana Komasy . Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony jakością tej produkcji. To mocna, przejmująca, znakomicie zagrana (Mój krajan Bartosz Bielenia) i zmuszająca do myślenia opowieść o wierze, duchowości oraz odkupieniu. Produkcja, która nie jest hermetyczna i w gruncie rzeczy nie opowiada się po żadnej ze stron polskiego ideologicznego piekiełka, ale opowiada historię uniwersalną, zrozumiałą pod każdą szerokością geograficzną dlatego też trzymam kciuki by znalazła się w gronie tytułów nominowanych do przyszłorocznych Oscarów.
Po czwarte warto podkreślić niesamowite dyskusje (formalne oraz te zdecydowanie ciekawsze czyli zakulisowe), które otworzyły mi w głowie szufladki i pozwoliły inaczej spojrzeć na kino jako zjawisko kulturowe a także na kulturę per se.Przykładowo miałem możliwość zapoznać się ze sposobami promocji filmów, poznać sposoby mówienia o klasykach, których się nigdy nie widziało, podyskutować o polskim kinie gatunkowym, ze szczególnym uwzględnieniem mojego ukochanego horroru, poznać ludzi, którzy również mają hopla na punkcie kina albo wygrać piwo za wiedzę na temat wpływu waginy kochanki Hearsta na historię kinematografii ze szczególnym uwzględnieniem Obywatela Kane'a.
Po piąte w związku z tym wszystkim o czym wcześniej wspomniałem czas upłynął mi zdecydowanie zbyt szybko i zanim na dobre wsiąkłem w atmosferę festiwalowego święta trzeba było się żegnać. Dlatego mam nadzieję, że za rok ponownie uda mi się zagościć na tym fantastycznym wydarzeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz