środa, 9 października 2019

Zabójczy żart. Krótkie wrażenia po seansie "Jokera".



Witam!






Zacznijmy od tego, że "Joker" to bez wątpienia najgłośniejszy film tego roku ponieważ narosła wokół niego cała masa emocji. Głównie negatywnych. Obawiano się chociażby, że film zainspiruje różnej maści szaleńców i może powtórzyć się sytuacja się sytuacja jaka miała miejsce 7 lat w Aurorze kiedy James Holmes otworzył ogień podczas premiery w tamtejszym kinie filmu "Mroczny Rycerz Powstaje" Christophera Nolana zabijając 12 osób a raniąc 59. Na szczęście do tej pory nic takiego nie miało miejsca. Oby tak było to końca.

Nie będę ukrywał, że bardzo mocno czekałem na tę produkcję i miałem wobec niej bardzo wysokie oczekiwania. Głównie dlatego, że uwielbiam tytułową postać i byłem ciekaw jak tym razem zostanie zaprezentowana, ale również ze względu na udział w tym projekcie Joaquina Phoenixa czyli jednego z najciekawszych i najbardziej utalentowanych współczesnych aktorów.

Czy dziełu Todda Phillipsa (do tej pory kojarzonego z lżejszym repertuarem czyli takimi filmami jak chociażby trylogia "Kac Vegas") udało się im sprostać? Moim zdaniem jak najbardziej! Co to był za film! Połączenie "Króla Komedii" z "Taksówkarzem" oraz komentarzem społecznym rodem z "Fight Clubu" Davida Finchera dało mocne, intensywne i porażające studium popadania w obłęd. Mimo całej mojej miłości do "Watchmen" to właśnie "Jokera" uznałbym za najlepszy film komiksowy w historii. I to nawet mimo faktu, że ta opowieść nie potrzebuje komiksowego enturażu gdyż mogłaby śmiało stać "na własnych nogach".

Dodatkowo warto wspomnieć o niesamowitej muzyce autorstwa Hildur Guðnadóttir (niezwykle utalentowanej kompozytorki z Islandii, która w tym roku dowiodła, że warto obserwować jej dalszą karierę ponieważ zdążyła zabłysnąć ścieżką dźwiękową do genialnego "Czarnobyla") a także aktorski popis Joaquina Phoenixa, który tworzy jedną z najlepszych kreacji tej dekady. Jego Joker może śmiało konkurować z tym Morderczym Błaznem jakiego wykreował nieodżałowanej pamięci Heath Ledger w "Mrocznym Rycerzu" . Nie będę ich bezpośrednio porównywał bo to kompletnie różne wizje. Jeden jest enigmatyczną i fascynującą figurą niosącą chaos a jej jedynym celem jest patrzeć "jak świat płonie". Drugi nieszczęśliwym człowiekiem, który musi zmagać się z własnymi demonami (choroba psychiczna) oraz nieżyczliwym światem, który go odrzucił.

Powiem jednak, że ta postać ma ogromne szczęście do wcielających się w nią aktorów gdyż pozwala się wykazać talentem i z każdego wyzwala to, co w nim najlepsze (oczywiście o ile twórcy nie sabotują swojego filmu jak to miało miejsce w przypadku Jareda Leto).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz