Niech Cthulhu będzie z wami!
Oczywiście rozumiem, że ludzie mogli być rozczarowani. Ja jednak siedziałem jak zaczarowany. Moim zdaniem Quentin Tarantino, enfant terrible popkultury, po prostu zaczął dojrzewać, wrócił do formy po rozczarowującym "Hateful Eight" i
Owszem są tu brutalne sceny (na przykład zakończenie), ale tym razem Tarantino postawił na stworzenie swoistego listu miłosny dla kina. Trzeba powiedzieć, że wyszło mu to rewelacyjnie! Jestem zachwycony tą przejażdżką do słonecznej Kaliforni prosto z pięknych lat sześćdziesiątych. Moim zdaniem ten film ma tylko jedną wadę - jest zdecydowanie za krótki. Chciałbym bowiem dłużej przebywać z tymi bohaterami i chłonąć tę cudowną atmosferę wolności. Pewnie dlatego, że uwielbiam kiedy kino podejmuje dialog same ze sobą. Z pewnością zafunduję sobie niedługo kolejny seans.
Warto podkreślić znakomite ekranową chemię między Bradem Pittem a Leo DiCaprio, scenografię, muzykę oraz fakt, że kolejny raz uświadomiłem sobie, że Margot Robbie jest tak piękna i ma taką charyzmę, iż ciężko oderwać od niej wzrok. Szkoda więc, że dostała tak mało czasu ekranowego.
dostarczył jedno ze swoich najlepszych dzieł.
Również jestem w grupie „zaczarowanych”... Miło w końcu przeczytać na tym blogu o filmie, który sama również widziałam. :) Mimo miłości do filmu, niektórym bardziej po drodze jest z literaturą, i jestem jedną z takich osób...
OdpowiedzUsuń