Niech Cthulhu będzie z wami!
Na początek kilka słów wprowadzenia. "Amok" czyli podobno jeden z
najgłośniejszych polskich filmów ostatnich lat opowiada historię Krystiana
Bali, autora wydanej w 2003 roku książki zatytułowanej "Amok" (stąd
też tytuł filmu).
Został on oskarżony o dokonanie brutalnego zabójstwa, które
potem miał ze szczegółami opisać w wyżej wspomnianej książce. Bala został
skazany na 25 lat jednak wątpliwości w sprawie jego winy pozostały do
dziś. Sam proces jest, przynajmniej jak
do tej pory największym poszlakowym procesem w historii polskiego sądownictwa a
o samej sprawie opisywały m.in. BBC, "Guardian", "New
Yorker", "Time", "Daily Mail", "The Washington
Post", "Der Spiegel", "Le Figaro", "Le
Parisien" i "Telegraph".
Muszę powiedzieć, że powyżej zarysowany koncept
fabularny brzmiał interesująco, zatem nie można się chyba dziwić, iż "Amok" był jednym z najbardziej
oczekiwanych przeze mnie filmów roku. W końcu udało mi się go obejrzeć i mimo
drobnych niedoróbek (Przykładowo nie wydaje mi się możliwym, aby nawet po
czterech latach kobieta mogła nie rozpoznać charakteru pisma swojego męża. W
dodatku intelektualne tropy, jakie rzucała Adamik były momentami aż nazbyt
oczywiste. Nietzsche i jego twierdzenie o otchłani? Przecież to już
wyświechtany symbol, który dawno utracił swoje pierwotne znaczenie) i lekkiego
niedosytu (mam wrażenie, że potencjał tkwiący w historii został ledwie
liźnięty) mi się generalnie podobał.
Podobał mi się klimat i pewna moralna ambiwalencja.
Podobała mi się gra aktorska Mateusza Kościukiewicza oraz (a może powinienem
powiedzieć przede wszystkim) Łukasza Simlata, którzy wykonali kawał dobrej
roboty. Podobała mi się także śliczna jak obrazek Zofia Wichłacz.
Jednocześnie przyznam, że po seansie rozumiem
obiekcje rodziny ofiary. Film może bowiem nie gloryfikuje wprost Krystiana Bali
(przedstawiono go bowiem w dość niekorzystnym świetle jako megalomana i
uwielbiającego manipulować ludźmi psychopatę) ale jednak sprawia, że podobnie
jak to miało miejsce w przypadku Hannibala Lectera zaczyna on nas fascynować.
Mnie "Amok" zachęcił do tego by mimo wszystko dać szansę książce. Raz
już nawet próbowałem, ale z tego co
zdążyłem się zorientować po pobieżnym przejrzeniu kilku stron (bo mimo usilnych
starań nie dałem rady się w to wbić głębiej) zahacza o totalny bełkot z takimi
fragmentami jak:
*Fragment 1* W larwarium książkowych wandali
wyklułem się po milionach lat dojrzewania. Przeleżałem jakiś czas w inkubatorze
wstydu. Późno zacząłem ssać pierś literackiej tradycji. Późno zacząłem
raczkować. Późno zacząłem chodzić po ukwieconym ogrodzie zabaw przypadku. W
ogóle byłem jakiś opóźniony. Martwiła się tym moja mama, Madame Melancholia.
*Fragment 2* Zastanawiam się długo, od czego
zacząć. Przecież ludzie mają już dosyć fabuły i charakterystyki postaci. To nie
składa się na obraz życia czy czegokolwiek w zasadzie. Rozdygotane życie
podpowiada mi jednak kilka historii. Prawdę i szczerość zastępuje sposób opisu.
Fabularny trawnik wymaga koszenia. Niczym kwaśny deszcz, przeciekam przez
podszewki największych światowych aglomeracji, niemogących ustać w spoczynku i
drżących jak galaretki na wadze. Poparzona skóra alergicznego czytelnika,
idealnego czytelnika, bo cierpiącego na bezsenność, jest dowodem, że nic nie
zrozumiał. A ja bawię się w najlepsze, tylko czasami jakiś biust przeistacza
się w tego dwugłowego robaka, wwiercającego się w mój mózg niczym jakiś
rozwodniony, nieokreślony nowotwór złośliwy.
W ogóle warto wspomnieć, że pierwotnie za reżyserię filmu opartego o tę
historię miał się zabrać Roman Polański. Szkoda, że nie mu nie wyszło, bo
materiał wydaje się być bardzo w jego stylu i jestem bardzo ciekaw rezultatu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz