środa, 23 stycznia 2019

Krótka piłka: Vice (2018)

Niech Cthulhu będzie z wami!


Ostatni film nominowany do tegorocznych Oskarów w najważniejszej kategorii, który musiałem nadrobić. I niestety okazało się, że tym razem najlepsze nie zostało na koniec. Mnie osobiście film Adama McKaya (twórcy bardzo udanego przecież "Big Short") zupełnie nie porwał.

Co z tego bowiem, że montaż wypada całkiem fajnie (Według mnie za dużo tu jednak narracji z offu. Kino to przede wszystkim sztuka "opowiadania obrazem". Narratora tłumaczącego wydarzenia dziejące się na ekranie zostawmy literaturze) skoro z czysto filmowego punktu widzenia "Vice" trudno traktować inaczej niż jako zmarnowaną szansę.

Można było bowiem pokusić się na wniknięcie w psychikę bohaterów oraz pokazania ich od innej, tej mniej znanej, strony. Umożliwić widzowi zrozumienie czym się kierowali podejmując takie a nie inne decyzje, bez jednoznacznego oceniania czy były one dobre czy złe. Próbować pokazać, że polityka, szczególnie współczesna, jest dużo bardziej złożona od tego, co widzimy w telewizji. Krótko mówiąc postarać się stworzyć coś na wzór "House of Cards". Tymczasem "Vice" zamiast zniuansowania i subtelności preferuje serwować jednostronną propagandę i łopatologię. Przykładem niech będzie tu przerysowany i błaznujący Sam Rockwell jako G. W. Bush, a raczej jego karykatura.

Przyznaję, że doskonale rozumiem dlaczego ta produkcja zdobywa uznanie krytyków. W końcu stwarza okazję by tanim kosztem ę ponabijać siz nie cieszących się uznaniem (delikatnie rzecz ujmując) republikanów. Gdyby u nas ktoś zrobił podobny film o członkach PiS po trupach dążących do celu też miałby szansę odnieść sukces!Tylko może nie udawajmy przy okazji, że robimy wielkie kino.

Aktorsko "Vice" również nie porywa. Na słowa uznania zasługuje tylko Steve Carrell jako Donald Rumsfeld. Aż szkoda, że to nie o nim jest ten film. Główni aktorzy, którzy powinni ciągnąć ten film radzą sobie zdecydowanie gorzej. W przeciwieństwie do ubiegłorocznego "Czasu Mroku", gdzie Oldman kompletnie "zniknął w roli" pozostawiając miejsce na ekranie dla Churchilla tu ani przez moment nie widziałem Dicka Cheney tylko Christiana Bale w charakteryzacji.

Mam nadzieję, że Amy Adams i Christian Bale nie dostaną jednak statuetek za swoje role (mimo, że są murowanymi faworytami) ponieważ jestem pewien, że stać ich na zdecydowanie więcej niż to, co tutaj zaprezentowali. Głównie mam tu na myśli Adams, która nie ma tu praktycznie nic do zagrania i nagrodzenie jej akurat za tę kreację byłoby prawdziwym policzkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz