piątek, 16 listopada 2018

Krótka piłka: Gorzka siedemnastka (2017)


Niech Cthulhu będzie z wami!

Będę z wami w stu procentach szczery. Niespecjalnie przepadam za produkcjami, których tematyką jest dojrzewanie. Po prostu nie czuję abym był ich targetem. Czasem przyjemnie jest się rozczarować.
"Gorzka siedemnastka" autorstwa debiutującej na fotelu reżysera Kelly Fremon to wielki mały film. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku rewelacyjnego "Lady Bird" czy niemal równie dobrego "Ja, Earl i umierająca dziewczyna" dostałem kawał kapitalnego kina. Sympatyczne dzieło dające do myślenia, urzekające nastrojem, oddziałujące na emocje a przede wszystkim rewelacyjnie zagrane. Nie będę tu wspominał o charyzmie prezentowanej przez Woody'ego Harelsona, który kradnie show za każdym razem jak pojawia się na ekranie, gdyż mam wrażenie, iż wielokrotnie udowodnił, że jest rewelacyjnym aktorem. Chcę za to zwrócić uwagę na Hailee Steinfeld, która jest w tym filmie wielka i aż szkoda, że jej kreacja nie została specjalnie doceniona.

niedziela, 11 listopada 2018

Krótka piłka: Mandy (2018)




Niech Cthulhu będzie z wami!


Nie będę ukrywał, że ta produkcja była jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów roku. Wreszcie udało mi się ją obejrzeć i jedyne co mogę powiedzieć to Wow!

Kanadyjski reżyser Panos Cosmatos nie zawiódł i po genialnym "Beyond The Black Rainbow", o którym miałem już okazję pisać, zabiera nas w kolejną psychodeliczną podróż do samego jądra szaleństwa. Bo choć fabuła jest w najlepszym razie pretekstowa, to fenomenalna strona wizualna sprawia, że seans jest niezwykłym doświadczeniem, które ma szansę na długo zostać w pamięci. Te intensywne kolory, których nie powstydziłby się Refn czy Argento! Ta niepokojąca muzyka świętej pamięci Johanna Johannsona. Ten frenetyczny montaż!

Wszystkie wyżej wymienione elementy sprawiają, że "Mandy" to zdecydowanie największy filmowy odjazd tego roku! Warto też wspomnieć o fenomenalnej kreacji Nicholasa Cage'a, który przypomniał sobie, iż jest aktorem a nie internetowym memem.


wtorek, 6 listopada 2018

Emma Stone

Wczoraj 58 urodziny świętowała niesamowita Tilda Swinton, a dziś 30 wiosen kończy cudowna Emma Stone! Nie będę ukrywać, że to nie tylko jedna z moich ulubionych aktorek (zaraz obok Evy Green i Elizabeth Olsen) ale przede wszystkim absolutny ideał kobiety! Przeuroczy uśmiech, od którego nie można oderwać wzroku, magnetyzujące i hipnotyzujące spojrzenie, niesamowite oczy a przede wszystkim nieprzeciętny wdzięk oraz charyzma. Oglądając ją na ekranie ma się wrażenie obcowania z wesołą, inteligentną młodą kobietą z sarkastycznym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Ma również odwagę otwarcie mówić o swoich problemach, takich jak zmagania z zaburzeniami lękowymi. Nie zapominajmy także o nieprzyzwoicie wysokim poziomie talentu, który sprawia, że oglądanie jej na ekranie jest nie tylko przyjemnością pod względem wizualnym, ale przede wszystkim gwarancją wysokiego aktorskiego poziomu! Emma nie boi się wyzwań, jest aktorskim kameleonem i naprawdę cieszę się, że jej kariera nabrała wiatru w żagle! Należy jej życzyć tego, aby nie zamierzała zwalniać tempa!

piątek, 2 listopada 2018

Chilling Adventures of Sabrina (sezon pierwszy)





Niech Cthulhu będzie z wami!

"Chilling Adventures of Sabrina" to oparta na powieści graficznej Roberto Aguirre-Sacasy wersja przygód Sabriny Spellman nastoletniej czarownicy, którą większość z nas pamięta z popularnego kilkanaście lat temu serialu komediowego, gdzie w tę postać wcieliła się Melissa Joan Hart. W tym miejscu warto zaznaczyć, że produkcja Netflixa odbiega od poprzedniej wersji tej historii praktycznie w każdym możliwym elemencie. Moim zdaniem dokonane zmiany i postawienie na horror wypada zdecydowanie na plus.

Nie zrozumcie mnie źle. Mam duży sentyment do dzieła Neila Scovella i lubię do niego wracać, jednak trzeba powiedzieć, że przy tej inkarnacji wypada bladziutko. Poprzednia wersja była bowiem tak na prawdę niezobowiązującym sitcomem. Lekkim zabawnym oraz pełnym głupkowatych elementów. Tu natomiast akcent położony jest na horror. Mamy zatem mrok, grozę, Szatana, okultyzm, podrzynanie gardeł, składanie ofiar z ludzi i (momentami) tak gęsty klimat, że można by go ciąć siekierą. Jak to trafnie ujął jeden z internetowych komentarzy, aż dziwne iż oburzeni rodzice jeszcze nie maszerują z widłami i pochodniami na siedzibę Netflixa.

Dlatego też nie znalazło się tu miejsce dla gadającego kota Salema, będącego ulubieńcem widzów poprzedniej wersji. Trzeba powiedzieć, że taki „rozgadany” Salem to kapitalna postać i "trochę" (nawet więcej niż trochę) mi go brakuje, jednak rozumiem, że tu zwyczajnie nie byłoby dla niego miejsca. To bowiem zupełnie inna historia, a przede wszystkim poważniejsza konwencja. W związku z tym Salem się co prawda pojawia, ale nie wypowiada słów. Wyjaśnienia tego faktu są dwa (przynajmniej na takie się natknąłem). Po pierwsze Salema gra tym razem prawdziwy kot a nie marionetka, więc byłby problem ze zgraniem ruchu ust z wypowiadanymi słowami. Aby zaoszczędzić sobie kłopotów wybrano więc opcję, którą ja nazywam "R2D2" czyli bohaterka go rozumie a widzowie niePo drugie zaś podczas kręcenia zdjęć okazało się, że Kiernan Shipka ma uczulenie na koty, więc naturalną koleją rzeczy interakcje między nią a Salemem musiały zostać ograniczone do absolutnego minimum. Zmieniono zatem origin story tej postaci i jest goblinem przybierającym postać kota, a nie zaklętym człowiekiem

Na koniec warto podkreślić kapitalne kreacje aktorskie. Błyszczy przede wszystkim wcielająca się w tytułową rolę Kiernan Shipka, która udowadnia, że jej kapitalny występ w "February" nie był przypadkowy. Uwagę przykuwają jednak także Miranda Otto oraz, a może przede wszystkim rewelacyjna Michelle Gomez.

czwartek, 1 listopada 2018

Krótka piłka: Suspiria (2018)






Niech Cthulhu będzie z wami!

Wczoraj miałem okazję obejrzeć nową "Suspirię". I muszę powiedzieć, że dla mnie to najlepszy horror roku (acz przyznaję, że nie widziałem jeszcze "Hereditary" więc wszystko może się zmienić) oraz najbardziej intensywne kinowe doświadczenie od bardzo dawna (Kulminacyjna scena w "czerwonym pokoju" przyćmiewa wszystko co "wymodził" Gaspar Noe w swoim, rzekomo szokującym, "Climaxie").

Docenić warto przede wszystkim fakt, że twórcy nie starali się na siłę kopiowiać kultowego oryginału, ale "poszli swoją drogą". Wzięli wymyśloną przez Dario Argento fabułę, przefiltrowali przez własną wrażliwość i w rezultacie stworzyli zupełnie nową jakość. Warto także podkreślić kapitalne aktorstwo (Prym wiedzie oczywiście Tilda Swinton (czemu zresztą chyba trudno się specjalnie dziwić, bo przecież ta aktorka to klasa sama w sobie), ale Dakota Johnson wcale nie odstaje aż tak mocno, jak można by się spodziewać), znakomitą robotę operatorską i montażową (sposób, w jaki ukazano tutaj taniec to jakiś kosmos), muzykę znakomicie budującą niepokojący nastrój (choć nie będę ukrywać, że ścieżka dźwiękowa autorstwa zespołu Goblin, którą możemy usłyszeć w pierwowzorze podobała mi się zdecydowanie bardziej) oraz niesamowicie hipnotyzujący klimat, który sprawia, iż ani na moment nie można oderwać się od ekranu.

Z tego co zdążyłem zauważyć ten film mocno polaryzuje odbiorców. Ludzie albo są tą produkcją absolutnie zachwyceni, albo uważają za pretensjonalny bełkot. No cóż! Nie da się ukryć, że masowa publika jest przyzwyczajona do prostej i lekkiej rozrywki, więc bardziej ambitne i wymagające kino, które nie nie oferuje prostych rozwiązań oraz zmusza do samodzielnego zinterpretowania przedstawionych wydarzeń ich odrzuca. Tak było chociażby w ubiegłym roku z genialnym "Mother!" Aronofsky'ego, "Wieżą, Jasny Dzień" Jagody Szelc, "Anihilacją" Alexa Garlanda czy wieloma tytułami, których nawet nie chce mi się wymieniać.

Ja osobiście jestem zachwycony nową inkarnacją "Suspirii" i kupiłem ją w całej rozciągłości! Nie wiem oczywiście jak ten film zniesie próbę czasu i jak będzie oceniany z perspektywy kilkudziesięciu lat, ale w mojej ocenie kultowy pierwowzór nie ma nawet startu do bezkompromisowej wizji Luki Guadagnino!

OCENA: 9/10 

wtorek, 16 października 2018

Krótka piłka: The Endless (2017)






Niech Cthulhu będzie z wami!

Nie mam jakoś weny na pisanie dłuższych notek. Chciałbym wam jednak polecić kapitalny film, który miałem okazję obejrzeć. Mam tu na myśli „The Endless” czyli najnowsze dzieło reżyserskiego duetu Justin Benson i Aaron Moorhead, mającego na swoim koncie takie tytuły jak „Resolution”, o którym w swoim czasie było dość głośno, oraz „Spring”.

„The Endless” to przede wszystkim obraz, który gra z naszymi oczekiwaniami. Biorąc bowiem rozmaite gatunkowe schematy i klisze (takie jak chociażby tajemnicza sekta czy potworne zagrożenie) twórcom udaje się przekształcić je w nową, całkowicie satysfakcjonującą jakość. "Horror intelektualny" (pozwoliłem sobie "zapożyczyć" bardzo trafne określenie tej produkcji zasłyszane dziś podczas spotkania Dkf Gag​) unikający dosłowności, bazujący na niedopowiedzeniu a przede wszystkim czerpiący pełnymi garściami z twórczości Lovecrafta i próbujący, że tak to ujmę "wyrazić niewyrażalne". Krótko mówiąc kino, które „wychodzi z widzem z kina” ponieważ na długo zostaje w pamięci i skłania do myślenia.

Wielu widzów narzeka co prawda, że film bardzo powoli się rozwija i w zasadzie niewiele się wyjaśnia, jednak mnie dzieło duetu Justin Benson Aaron Moorhead całkowicie kupiło i podczas seansu siedziałem jak urzeczony. Przy okazji warto wspomnieć, że twórcy nie tylko budują niepokojący klimat, ale przede wszystkim umiejętnie mylą tropy dzięki czemu nic tu nie jest tym, czym się wydaje. Nawet pozornie szczęśliwe zakończenie może finalnie okazać się wyłącznie pięknym złudzeniem. Wszystko zależy wyłącznie od interpretacji.

środa, 3 października 2018

Kler (2018)





Niech Cthulhu będzie z wami!

Zdecydowanie najgłośniejszy film roku! Obraz, który jeszcze przed premierą wywołał prawdziwą burzę i podzielił opinię publiczną na dwa mocno spolaryzowane obozy. Osobiście mam wrażenie, że PiS działa na oślep a te wszystkie "uszczypliwości" wobec Kleru tylko napędzą jego popularność ponieważ z jednej strony wzbudzają zainteresowanie tą produkcją a z drugiej pozwalają środowiskom niechętnym partii rządzącej traktować go jako pewien rodzaj deklaracji światopoglądowej. Krótko mówiąc o lepszej reklamie producenci nie mogliby chyba nawet marzyć co zresztą ślicznie obrazują wyniki box office. Trzeba było go więc zobaczyć, by móc się o nim wypowiadać. A skoro miałem taką możliwość, podczas tegorocznej odsłony „Filmweb Offline” to postanowiłem z niej skorzystać.

Co do samej imprezy to muszę szczerze powiedzieć, że był to najlepszy zlot, w którym uczestniczyłem. Poziom filmów był bowiem kosmiczny! Nawet „Climax” Gaspara Noe, który mi osobiście nie specjalnie podszedł, uważam za ciekawe kinowe doświadczenie. Mój osobisty kandydat do tytułu najlepszego filmu to jednak "Dom, który zbudował Jack". Bawiłem się na nim bowiem wybornie. Ponadto, jest on dziełem przewrotnym, ponieważ można je traktować jako środkowy palec wymierzony w kierunku krytyków oskarżających von Triera o to, że jest egotycznym potworem, który nienawidzi kobiet) a dodatkowo poznałem fajnych ludzi i miałem okazję w przyjemnej atmosferze gadać o kinie z podobnymi sobie „fanatykami” aż do piątej rano.

Sam film natomiast mocno mnie zaskoczył. Idąc na seans byłem bowiem przekonany, iż mi się kompletnie nie spodoba. Nie dlatego jednak, żebym był jakimś fanatykiem religijnym uważającym przedstawianie kościoła w niezbyt korzystnym świetle za bluźnierstwo.

Po prostu na podstawie (mylnego jak się okazało) zwiastunu odniosłem wrażenie, że Smarzowski bawi się tu w Patryka Vegę czyli tworzy film tendencyjny i wulgarny, którego główną grupą docelową są ludzie uważający rzucane rzez ekranowego bohatera przekleństwa za szczyt wyrafinowanego humoru.

W tej kwestii niestety mocno się nie pomyliłem, ponieważ podczas wczorajszego seansu widownia zgromadzona na Sali raz po raz wybuchała śmiechem w najbardziej niestosownych momentach. Co mnie, tak na marginesie dodam, niemile zaskoczyło. Jak już bowiem wspomniałem był to pokaz dla elitarnej grupy członków portalu Filmweb. Można by zatem przypuszczać, że na sali znajdowały się osoby, które należy podejrzewać o kinowe wyrobienie.

Dodatkowo miałem wątpliwości czy w sytuacji, kiedy mamy niemalże przesyt informacji o czarnej stronie Kościoła ponieważ media raz po raz ujawniają grzechy i grzeszki, których dopuszczać się mieli kapłani da się faktycznie powiedzieć coś nowego.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektóre z opisywanych spraw mogą być i pewnie są sztucznie rozdmuchane. Że większość księży nie skrzywdziła nawet muchy. Chyba jednak dla nikogo, kto całego życia nie spędził pod kamieniem nie powinno być wątpliwości, że w Kościele, jak w każdej innej instytucji mają miejsce również ewidentne nadużycia, za których winnych należałoby surowo ukarać.

Dlatego tak bardzo podobał mi się sposób w jaki Smarzowski podszedł do zagadnienia. Bo choć z jednej strony zabrakło mi tu większego zniuansowania i podkreślenia, że nie wszyscy księża błądzą, jednak z drugiej strony stworzył obraz na tyle mocny i sugestywny, iż udało mu się sprawić, że jestem głęboko poruszony tym, co zobaczyłem. Rozumiem dlaczego Kościół tak boi się tej produkcji choć moim zdaniem jest to film uniwersalny, opowiadający o niemalże mafijnym systemie wpływania na ludzi i niszczeniu osób stojących na drodze do materialnych korzyści w myśl zasady, że cel uświęca środki. Wiara jest tu tylko przykrywką. Mam wrażenie, że identyczny film można by było zrealizować o praktycznie każdej grupie zawodowej. Zwłaszcza o politykach i ich nieczystych konszachtach z biznesem.

Oczywiście nie znaczy to, że "Kler" jest filmem pozbawionym wad. Osobiście uważam chociażby, że postać arcybiskupa granego przez Janusza Gajosa jest absurdalnie groteskowa i od całkowitej karykaturalności ratuje ją chyba tylko talent wspomnianego aktora. Dodatkowo wyrzuciłbym wątek postaci granej przez Roberta Więckiewicza. Nie tylko bowiem nie wnosi on do tej historii niczego nowego, ale w dodatku kompletnie nie czułem chemii między Więckiewiczem a Joanną Kulig. Wydaje mi się, że film zdecydowanie by zyskał gdyby skupiono się na jednym wątku.

Ogólnie jednak uważam, że „Kler” to wartościowa produkcja, która, mam wrażenie, już spełniła swoje podstawowe zadanie ponieważ stała się pretekstem do dyskusji o roli Kościoła we współczesnym społeczeństwie. Warto również podkreślić kapitalne kreacje aktorskie (zwłaszcza tę w wykonaniu Arkadiusza Jakubika). To także dzięki nim „Kler” jest obrazem, który daje „emocjonalnego kopa” i mam wrażenie na długo pozostanie w mojej pamięci.