wtorek, 16 października 2018

Krótka piłka: The Endless (2017)






Niech Cthulhu będzie z wami!

Nie mam jakoś weny na pisanie dłuższych notek. Chciałbym wam jednak polecić kapitalny film, który miałem okazję obejrzeć. Mam tu na myśli „The Endless” czyli najnowsze dzieło reżyserskiego duetu Justin Benson i Aaron Moorhead, mającego na swoim koncie takie tytuły jak „Resolution”, o którym w swoim czasie było dość głośno, oraz „Spring”.

„The Endless” to przede wszystkim obraz, który gra z naszymi oczekiwaniami. Biorąc bowiem rozmaite gatunkowe schematy i klisze (takie jak chociażby tajemnicza sekta czy potworne zagrożenie) twórcom udaje się przekształcić je w nową, całkowicie satysfakcjonującą jakość. "Horror intelektualny" (pozwoliłem sobie "zapożyczyć" bardzo trafne określenie tej produkcji zasłyszane dziś podczas spotkania Dkf Gag​) unikający dosłowności, bazujący na niedopowiedzeniu a przede wszystkim czerpiący pełnymi garściami z twórczości Lovecrafta i próbujący, że tak to ujmę "wyrazić niewyrażalne". Krótko mówiąc kino, które „wychodzi z widzem z kina” ponieważ na długo zostaje w pamięci i skłania do myślenia.

Wielu widzów narzeka co prawda, że film bardzo powoli się rozwija i w zasadzie niewiele się wyjaśnia, jednak mnie dzieło duetu Justin Benson Aaron Moorhead całkowicie kupiło i podczas seansu siedziałem jak urzeczony. Przy okazji warto wspomnieć, że twórcy nie tylko budują niepokojący klimat, ale przede wszystkim umiejętnie mylą tropy dzięki czemu nic tu nie jest tym, czym się wydaje. Nawet pozornie szczęśliwe zakończenie może finalnie okazać się wyłącznie pięknym złudzeniem. Wszystko zależy wyłącznie od interpretacji.

środa, 3 października 2018

Kler (2018)





Niech Cthulhu będzie z wami!

Zdecydowanie najgłośniejszy film roku! Obraz, który jeszcze przed premierą wywołał prawdziwą burzę i podzielił opinię publiczną na dwa mocno spolaryzowane obozy. Osobiście mam wrażenie, że PiS działa na oślep a te wszystkie "uszczypliwości" wobec Kleru tylko napędzą jego popularność ponieważ z jednej strony wzbudzają zainteresowanie tą produkcją a z drugiej pozwalają środowiskom niechętnym partii rządzącej traktować go jako pewien rodzaj deklaracji światopoglądowej. Krótko mówiąc o lepszej reklamie producenci nie mogliby chyba nawet marzyć co zresztą ślicznie obrazują wyniki box office. Trzeba było go więc zobaczyć, by móc się o nim wypowiadać. A skoro miałem taką możliwość, podczas tegorocznej odsłony „Filmweb Offline” to postanowiłem z niej skorzystać.

Co do samej imprezy to muszę szczerze powiedzieć, że był to najlepszy zlot, w którym uczestniczyłem. Poziom filmów był bowiem kosmiczny! Nawet „Climax” Gaspara Noe, który mi osobiście nie specjalnie podszedł, uważam za ciekawe kinowe doświadczenie. Mój osobisty kandydat do tytułu najlepszego filmu to jednak "Dom, który zbudował Jack". Bawiłem się na nim bowiem wybornie. Ponadto, jest on dziełem przewrotnym, ponieważ można je traktować jako środkowy palec wymierzony w kierunku krytyków oskarżających von Triera o to, że jest egotycznym potworem, który nienawidzi kobiet) a dodatkowo poznałem fajnych ludzi i miałem okazję w przyjemnej atmosferze gadać o kinie z podobnymi sobie „fanatykami” aż do piątej rano.

Sam film natomiast mocno mnie zaskoczył. Idąc na seans byłem bowiem przekonany, iż mi się kompletnie nie spodoba. Nie dlatego jednak, żebym był jakimś fanatykiem religijnym uważającym przedstawianie kościoła w niezbyt korzystnym świetle za bluźnierstwo.

Po prostu na podstawie (mylnego jak się okazało) zwiastunu odniosłem wrażenie, że Smarzowski bawi się tu w Patryka Vegę czyli tworzy film tendencyjny i wulgarny, którego główną grupą docelową są ludzie uważający rzucane rzez ekranowego bohatera przekleństwa za szczyt wyrafinowanego humoru.

W tej kwestii niestety mocno się nie pomyliłem, ponieważ podczas wczorajszego seansu widownia zgromadzona na Sali raz po raz wybuchała śmiechem w najbardziej niestosownych momentach. Co mnie, tak na marginesie dodam, niemile zaskoczyło. Jak już bowiem wspomniałem był to pokaz dla elitarnej grupy członków portalu Filmweb. Można by zatem przypuszczać, że na sali znajdowały się osoby, które należy podejrzewać o kinowe wyrobienie.

Dodatkowo miałem wątpliwości czy w sytuacji, kiedy mamy niemalże przesyt informacji o czarnej stronie Kościoła ponieważ media raz po raz ujawniają grzechy i grzeszki, których dopuszczać się mieli kapłani da się faktycznie powiedzieć coś nowego.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektóre z opisywanych spraw mogą być i pewnie są sztucznie rozdmuchane. Że większość księży nie skrzywdziła nawet muchy. Chyba jednak dla nikogo, kto całego życia nie spędził pod kamieniem nie powinno być wątpliwości, że w Kościele, jak w każdej innej instytucji mają miejsce również ewidentne nadużycia, za których winnych należałoby surowo ukarać.

Dlatego tak bardzo podobał mi się sposób w jaki Smarzowski podszedł do zagadnienia. Bo choć z jednej strony zabrakło mi tu większego zniuansowania i podkreślenia, że nie wszyscy księża błądzą, jednak z drugiej strony stworzył obraz na tyle mocny i sugestywny, iż udało mu się sprawić, że jestem głęboko poruszony tym, co zobaczyłem. Rozumiem dlaczego Kościół tak boi się tej produkcji choć moim zdaniem jest to film uniwersalny, opowiadający o niemalże mafijnym systemie wpływania na ludzi i niszczeniu osób stojących na drodze do materialnych korzyści w myśl zasady, że cel uświęca środki. Wiara jest tu tylko przykrywką. Mam wrażenie, że identyczny film można by było zrealizować o praktycznie każdej grupie zawodowej. Zwłaszcza o politykach i ich nieczystych konszachtach z biznesem.

Oczywiście nie znaczy to, że "Kler" jest filmem pozbawionym wad. Osobiście uważam chociażby, że postać arcybiskupa granego przez Janusza Gajosa jest absurdalnie groteskowa i od całkowitej karykaturalności ratuje ją chyba tylko talent wspomnianego aktora. Dodatkowo wyrzuciłbym wątek postaci granej przez Roberta Więckiewicza. Nie tylko bowiem nie wnosi on do tej historii niczego nowego, ale w dodatku kompletnie nie czułem chemii między Więckiewiczem a Joanną Kulig. Wydaje mi się, że film zdecydowanie by zyskał gdyby skupiono się na jednym wątku.

Ogólnie jednak uważam, że „Kler” to wartościowa produkcja, która, mam wrażenie, już spełniła swoje podstawowe zadanie ponieważ stała się pretekstem do dyskusji o roli Kościoła we współczesnym społeczeństwie. Warto również podkreślić kapitalne kreacje aktorskie (zwłaszcza tę w wykonaniu Arkadiusza Jakubika). To także dzięki nim „Kler” jest obrazem, który daje „emocjonalnego kopa” i mam wrażenie na długo pozostanie w mojej pamięci.

środa, 26 września 2018

Uśmiech Brie Larsson

Witam!


Słyszeliście już o tej całej „aferze” wokół trailera „Captain Marvel”? Podobno wielu osobom w Internecie nie podobało się, że Brie Larson za mało się uśmiecha. Muszę powiedzieć, że dla mnie ta cała sprawa jest mocno absurdalna.
Po pierwsze obejrzałem ten zwiastun i kompletnie nie zauważyłem czy się uśmiecha i ile razy. Ktoś zatem musiał zadać sobie wiele trudu.
Po drugie nie wiem dlaczego formułowane są zarzuty akurat o brak uśmiechu (w trailerze :o) skoro zdecydowanie poważniejszą kwestią jest fakt, że jak na razie ta postać nie wygląda na specjalnie ciekawą (i to nie jest zarzut do aktorki. Raczej sposobu w jaki została tu przedstawiona. Z dalej idącymi wnioskami poczekam jednak do premiery filmu. Wydaje mi się jednak, że Larsson (mimo, że jest dobrą aktorką, co pokazała w „Room” czy „Scott Pilgrim kontra świat” specjalnie nie pomaga twórcom, a wręcz sprawia wrażenie jakby, za przeproszeniem „odwalała pańszczyznę”. Rezultat jest taki, że faktycznie można odnieść wrażenie jakby pod względem rozpiętości ekspresji rywalizowała ze Stevenem Seagalem). 



Po drugie nie do końca rozumiem również "feministów" i "feministki", dla których tego typu uwagi są formą seksizmu i przejawem toksycznej męskości. Nie da się im wytłumaczyć (wiem bo próbowałem :( ) że chyba są zbyt wyczuleni. Że różnym ludziom podobać się mogą różne rzeczy a niektórzy internauci zwyczajnie czepiają się dla samego czepiania. Często nie ma to nic wspólnego z płcią danej  osoby. Tego typu krytyka jakiej ofiarą stała się Brie Larsson dotyczy bowiem również mężczyzn czego zresztą dowiodłem przed chwilą na przykładzie Seagala. Można zatem domniemywać, że wolność słowa i prawo do własnej opinii, o które lewacy tak żarliwie walczą są dla nich w rzeczywistości tylko pustym sloganem. Dodatkowo przejawiają wyrażnie zauważalną hipokryzję ponieważ jakoś nie słyszałem aby ktokolwiek z nich oburzał się na skandalicznie niską karę pół roku prac społecznych za pobicie dziewczyny do nieprzytomności wymierzoną jakiś czas temu przez sąd w Gdańsku wnukowi Lecha Wałęsy. Albo bronili ostro flekowanej za rolę w „Zmierzchu” Kristen Stewart. Czyżby bronić można było wyłącznie aktorki z Oscarem?

niedziela, 23 września 2018

Żywe trupy po białostocku

Porzućcie wszelkie nadzieje, wy którzy tu wchodzicie!
FA
Jak zapewne pamiętacie (choć w zasadzie to pytanie jest w sumie trochę bezzasadne i retoryczne bo przecież przez tak krótki okres czasu trochę trudno zapomnieć) wczoraj wspomniałem o amatorskim filmie "Flesh Area", który parę lat temu powstał w moim pięknym mieście i nawet umieściłem tu jego trailer. Tak więc nie mogłem go nie obejrzeć prawda? I kiedy wydawało mi się, że łatwiejsze byłoby wylądowanie Tu-154 we mgle niż znalezienie jego kopii i kiedy traciłem już nadzieję, że kiedykolwiek mi się to uda (A trzeba się było przejść na jedyny pokaz kinowy to już miałbym to za sobą) okazało się, że pełny obraz można znaleźć w dobrej jakości na You Tube i wystarczy tylko usiąść i go wreszcie obejrzeć.


Muszę przyznać, że nie wiem jak należałoby właściwie ocenić ten film. Teoretycznie powinien mi bardzo przypaść do gustu bo są tu zombie a jak często powtarzam "Są zombie. Jest zabawa!".  Z drugiej jednak strony czy należy przy ocenie patrzeć wyłącznie na pasję twórców, którzy postanowili zrobić horror mając do dyspozycji naprawdę ( z naciskiem na naprawdę) niewielkie pieniądze? Czy też na takie obiektywne składniki jak logiczna fabuła (Zresztą jak ja mam tu mówić o logiczności bądź nielogiczności skoro właściwie to nawet nie wiem czy tu była jakakolwiek wiodąca fabuła bo choć coś tu się niby działo to jednak cały czas przez to rozkoszne błądzenie i zupełnie niepotrzebne wątki miałem poczucie zagubienia i gdyby ktoś mnie zapytał o czym był ten film poza tym, że były tu żywe trupy to miałbym poważne problemy z odpowiedzią na to pytanie. Nie wiem dlaczego twórcy nie zdecydowali się chociażby rozszerzyć swojego własnego pomysłu z końcówki filmu? Czyli młoda dziewczyna budzi się w jakichś podziemiach, nie wie kim jest i dlaczego się tu znalazła. Do tego przecież też można dodać nieumarłych i taka historia przynajmniej miała by jakąś myśl wiodącą), bohaterowie ( Zważywszy na to, że nie ma tu nie tylko jakichś bohaterów charakterystycznych pokroju Asha z trylogii "Martwe Zło", którzy występowaliby w więcej niż kilku scenach to jeszcze ci, których jakimś cudem mamy zazwyczaj są zabijani zanim zdążymy się do nich przywiązać), dialogi ( Z tym akurat nie jest najgorzej, ale całe wrażenie psują kiepsko dopasowane postsynchrony przez co niekiedy ruch warg nie pasuje do wypowiedzianych słów.), sprawy techniczne ( choć niewątpliwie jak na środki, które twórcy mieli do dyspozycji to nie ma się do czego przyczepić bo przynajmniej krew wygląda jak krew a nie jak jasno czerwona farba) czy aktorstwo (zważywszy na to, że nie mamy tu do czynienia z zawodowcami po szkołach aktorskich więc nie można od nich wymagać grania na poziomie profesjonalistów) czyli tych wszystkich cech, za które z taką nieskrywaną przyjemnością zmasakrowałem takie gnioty jak "Madison County" czy "Zaciemnienie". W przypadku takich produkcji, których twórcy nie ukrywają, że powstały głównie dla ich własnej radochy z gry nie wskazane jest stosowanie tych samych kryteriów oceny co w przypadku produkcji profesjonalnej.
Jest jednak jedno kryterium (choć od razu przyznaję, że niezwykle subiektywne), które w tym wypadku zastosować można czyli odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak oglądało mi się daną produkcję? I muszę przyznać, że był to seans udany bo na pewno nie miałem wrażenia straty czasu. Głównie dlatego, że tak jak wspomniałem, akcja filmu toczyła się w znanych mi lokacjach co jest pewną innowacją i muszę się przyznać, że trochę dziwnie mi się to oglądało ale też warto zwrócić w tym miejscu uwagę na dość mroczny momentami klimat i dość schizofreniczne ujęcia takie jak mogliśmy podziwiać chociażby w tym zwiastunie i aż szkoda, że w ostatecznym filmie było ich tak mało. 

Podsumowując. To nie była rozczarowująca pozycja bo nie miałem w stosunku do niej jakoś super rozbuchanych oczekiwać. Uważam, że warto docenić fakt, iż w naszym kraju ( który nie oszukujmy się pod względem filmów grozy jest pustynią) znajdują się ludzie, którzy próbują coś w tym gatunku zmienić, nawet jeśli są to próby nie do końca udane.
Ocena: 5/10
***
Tytuł Polski: Flesh Area
Reżyseria: Adam Zyskowski
Scenariusz: Adam Zyskowski, Daniel Zwierzyński, Sławomir Cywoniuk
Obsada: Adam Zyskowski, Albert Rysiejsko, Katarzyna Bogdańska, Tomasz Halicki i inni
Rok: 2009
Kraj: Polska
Gatunek: Horror, Komedia
Czas trwania: 1h. 04min.

czwartek, 23 sierpnia 2018

15 moich ulubionych reżyserów



Witajcie!

Od poprzedniego tego typu zestawienia minął rok. Pora więc, abym (z braku lepszego pomysłu na notkę) ponownie przyjrzał się temu zagadnieniu oraz przedstawił wam 15 twórców, na których w mojej opinii zawsze można liczyć, że dostarczą pełnowartościowy produkt. 
  

Miejsce 01. 



Roman Polański

Wiem, że ten wybór może być przez wielu uznany za kontrowersyjny (szczególnie w erze #metoo)  i pewnie niejednej osobie się narażę, ale mnie nie interesuje to, co, komu i gdzie Polanski wsadzał 40 lat temu. Ja bowiem nie oceniam go w tym momencie jako człowieka, ale przede wszystkim jako reżysera. W takim ujęciu natomiast Polański to bez wątpienia wybitny twórca konsekwentnie eksplorujący mroczną stronę ludzkiej psychiki, którego żaden z filmów mnie nie zawiódł co się naprawdę bardzo rzadko zdarza.A poza tym lubię być przekorny i "płynąć pod prąd".

Miejsce 02. 



David Lynch

Mistrz i twarz współczesnego surrealizmu. Zwichrowana wyobraźnia (prawie tak, jak jego fryzura), niesamitowy indywidualizm i konsekwencja w tworzeniu dzieł trudnych w odbiorze i znajdujących się w opozycji do obowiązujących trendów. Za konsekwentne unikanie zaszufladkowania. Za odwagę bycia artystą i marzycielem. Za tworzenie kina oryginalnego i urzekającego nastrojem, który jest absolutnie nie do podrobienia.

Miejsce 03.



Jim Jarmusch

Mistrz kinowego „niedziania się”. Jego obrazy są niespieszne . Próżno w nich szukać wybuchających samochodów czy gołych panienek nawet wtedy, kiedy teoretycznie coś powinno się dziać (Tak jak np. w "Poza Prawem", który opowiada o uciekinierach z więzienia choć samego momentu ucieczki nie widzimy). Dlatego też dla przeciętnego odbiorcy będą to ciężkie w odbiorze. A mimo to ciężko oderwać wzrok od ekranu gdyż bohaterowie są ciekawi a dialogi, których w tym filmach nie brakuje, są błyskotliwie napisane.

Miejsce 04. 



Christopher Nolan 

Reżyser, który nigdy mnie nie zawiódł a jego nazwisko jest zawsze gwarantem najwyższej jakości! Swoimi dziełami, takimi jak chociażby "Batman Początek", "Dunkierka", „Memento”, „Incepcja” czy „Prestiż” przedefiniował on bowiem pojęcie kina akcji pokazując, że tym mianem nie musiamy koniecznie określać tylko pustych intelektualnie ale oszałamiających wizualnie widowisk w stylu Michaela Baya.

Miejsce 05. 



David Fincher

Filmowy samouk, który potrafi fenomenalnie opowiadać obrazem. Stworzone przez niego dzieła (Ze szczególnym uwzględnieniem Siedem, Zodiaca, Gry, Social Network i Fight Clubu) są drapieżne, pełne energii a przede wszystkim utrzymane w niezwykle mrocznym klimacie. Krótko mówiąc stanowią kwintesencję doskonale zrealizowanego Thrillera. 

Miejsce 06. 


Lars von Trier

"Niespokojna dusza" współczesnego kina. Twórca niezwykle oryginalny i bezkompromisowy, którego filmy sprawiają widzowi autentyczny ból i do głębi poruszają. Swoją drogą przyznam, że już od dłuższego czasu przymierzam się do zmierzenia z całą filmografią tego duńskiego prowokatora i skandalisty jednak na razie nie czuję się jeszcze psychicznie gotowy. Miejsce na mojej liście to zasługa genialnej „Melancholii” czyli jednego z najlepszych filmów jakie w życiu widziałem.

Miejsce 07. 


Xavier Dolan

Ośmielę się stwierdzić, że nikt nie potrafi budować tak niesamowitego nastroju, jak ten nieprzyzwoicie utalentowany kanadyjczyk nie przez przypadek uważany za jednego z najlepszych i najbardziej obiecujących współczesnych filmowców. Tak na marginesie dodam, że jego twórczość poznałem dzięki niezależnym od siebie rekomendacjom ze strony dwóch koleżanek, którym będę za ten fakt dozgonnie wdzięczny. 



Miejsce 08.



Yorgios Lanthimos


Grecki reżyser swoje miejsce na tej liście zawdzięcza dwóm tytułom (Jednym z nich jest "Kieł" drugim "Homar") , które trudno wyrzucić z pamięci i które nie pozostawiają obojętnym. Za chłód, minimalizm a przede wszystkim za krytykę współczesnego świata (przypominającą twórczość mojego ulubionego pisarza Michela Houllebecqa) oraz odgórnie narzuconych wzorców zachowań czy paradygmatów.



Miejsce 09. 



Denis Villeneuve

Skoro każdy film tego pana oceniłem na dziewiątkę to chyba nie może go zabraknąć w tym zestawieniu nieprawdaż? Niecierpliwie czekam na dalszy rozwój jego talentu i kolejne produkcje. 



Miejsce 10. 



Quentin Tarantino



Myślę, że nie muszę uzasadniać dlaczego się na tej liście znalazł? Przecież mówimy tu o człowieku, który zredefiniował kino a takie filmy jak nowatorskie i rewelacyjnie napisane "Pulp Fiction", „Bękarty Wojny” czy chociażby "Django" to dziś absolutna klasyka. Dodam więc tylko, iż fakt, że Tarantino znajduje się tak daleko poza podium to „zasługa” mojego rozczarowania wtórnością zaprezentowaną w „Nienawistnej Ósemce”. Mam nadzieję, że planowanym filmem o rodzinie Mansona wróci tam, gdzie jego miejsce czyli do pierwszej trójki.



Miejsce 11. 




Kar Wai Wong

Filmy, które urzekają klimatem. Mają w sobie magię ale i groze snu, wywołuja w widzach poczucie osamotnienia i smutku. Ogladajac je czujemy sie jak w innym swiecie. Uwielbiam taki specyficzny, dziwny i enigmatyczny klimat jaki udaje się Wai Wongowi wykreować.



Miejsce 12.



Kevin Smith


Reżyser, który kręci świetne pełne humoru, luzu ale też refleksji nad życiem filmy takie jak "Sprzedawcy" {Clerks} czy "W pogoni za Amy" {Chasing Amy} a w dodatku ma godny podziwu dystans do samego siebie (czego dowodzą choćby jego występy przed słuchaczami z amerykańskich uczelni w ramach cyklu „An Evening with Kevin Smith”) oraz niezwykły dar opowiadania kapitalnych anegdot.



Miejsce 13.



Edgar Wright


Mimo, że nie ma wielkiego dorobku na koncie to jego dotychczasowe produkcje po prostu powalają, tak jak np. tegoroczny Baby Driver, który polecam zobaczyć każdemu, kto (tak jak ja) kocha kino. Wright posiada bowiem niezwykłą umiejętność bawienia się popkulturą, nieprzeciętne zdolności a przede wszystkim specyficzne poczucie humoru, które tak bardzo mi odpowiada.



Miejsce 14. 



Nicolas Winding Refn

Bezkompromisowy twórca, u którego forma zdaje się być dużo ważniejsza od treści. 



Miejsce 15. 



Tom Ford 

Wyróżnienie nieco może na wyrost, gdyż Ford właściwie nie jest nawet reżyserem tylko projektantem mody. W dodatku ma na swoim koncie tylko dwa filmy. Zarówno mianowicie "Samotny Mężczyzna" jak i "Nocturnal Animals" są jednak wysmakowanymi wizualnie i ociekającymi perwersyjnością arcydziełami, za które miejsce w moim zestawieniu się po prostu należy. 













sobota, 21 lipca 2018

Znaczenie jest bez znaczenia.

Niech Cthulhu będzie z wami


Śledząc filmowe fora i portale zauważyłem, że zdecydowana większość widzów zdaje się tej produkcji zwyczajnie nie rozumieć. Odniesienia do niej można bowiem spotkać co najwyżej przy okazji wymieniania najgorszych filmów świata obok takich "arcydzieł" jak "Piraniokonda" czy "Sharknado". No cóż! Muszę przyznać, że jakoś specjalnie się temu nie dziwię.

Dzieła francuskiego twórcy Quentina Dupieux  to bardzo specyficzne kino, które znacząco odbiega od schematów, do których przyzwyczaiły nas "normalne" produkcje. Takie filmy jak "Rubber" wymagają bowiem nie tylko "zawieszenia niewiary", ale również (a może przede wszystkim) znajomości określonej konwencji, by czerpać przyjemność z seansu. Nie każdy odbiorca przygotowany jest na tego typu transgresyjne doświadczenie. Przeciętny widz może zatem uznać, iż nie ma tu za grosz logiki, po prostu wyłączy odbiornik a później będzie narzekał z jak beznadziejną produkcją mieliśmy do czynienia.

Mnie jednak  ten szalony i niezwykle oryginalny obraz, który sam siebie nazywa "hołdem dla bez powodu" bardzo przypadł mi do gustu. Pewnie to wynik tego, iż jestem nieskrywanym wielbicielem cudownie purnonsensowych w swym klimacie skeczy „Latającego Cyrku Monthy Pythona”oraz koneserem odjechanego kina, w którym, że się tak wyrażę , "im dziwniej tym lepiej!".

Warto wszak zauważyć jedną podstawową i fundamentalną rzecz. "Mordercza Opona" to dzieło samoświadome, które bawi się naszymi oczekiwaniami. Produkcja urzekająca nieprzewidywalnością, absurdem i groteskową formą skierowana w głównej mierze do "wyrobionego" odbiorcy, któremu nie przeszkadza ciągłe "puszczanie oka" oraz bawienie się estetyką kiczu czy konwencjami. Kogoś, kto potrafi się zagłębić w to, co autor chciał przekazać i nie ma podejścia typu "O! Jak się pięknie mordują".

Osobiście uważam zatem, że ten kapitalny obraz powinien być postrzegany przede wszystkim jako rozkoszny pastisz kina grozy klasy Z z jego idiotycznymi antagonistami, kulawymi dialogami czy nielogicznym zachowaniem bohaterów, a przede wszystkim jako wielka postmodernistyczna zgrywa z widzów, czego zresztą twórcy specjalnie nie ukrywają i informują nas o tym niemal otwartym tekstem stosując kapitalny zabieg z „burzeniem czwartej ściany”.

Należy zatem pogodzić się z tym, że wydarzenia na ekranie niczym tytułowa opona toczą się swoim rytmem i pozwolić dać się uwieść tej pozycji jak najpiękniejszej dziewczynie. Zapewniam, że kto tak postąpi absolutnie nie będzie żałować! Ja osobiście jestem absolutnie zakochany w tym filmie i chętnie do niego wracam, kiedy tylko mam taką możliwość.




Mordercza Opona (Rubber)

Reżyseria: Quentin Dupieux

Scenariusz: Quentin Dupieux

Kraj: Francja, Angola

Gatunek: Dramat, Horror, Komedia

Czas trwania: 85 minut





czwartek, 19 lipca 2018

"Wieża, Jasny Dzień" czyli Mroczny, słowiański impresjonizm

Niech Cthulhu będzie z wami!


Opis fabuły (za Filmwebem)
Na parę dni przed uroczystością Komunii Świętej córki Mulę i Michała odwiedza niecodzienny gość: niewidziana przez rodzinę od lat młodsza siostra Muli - Kaja która jest biologiczną matką dziewczynki. Czy Kaja będzie starała się odzyskać dziecko? Rodzinie jej zachowanie wydaje się co raz bardziej dziwne. Wokół także dochodzi do wydarzeń, które trudno wyjaśnić. Kościelna uroczystość się zbliża, a atmosfera między siostrami gęstnieje. Wkrótce ma się okazać, że istnieje inny ważniejszy powód, dla którego Kaja wróciła.