Niech
Cthulhu będzie z wami!
Nie
sądziłem, że kiedykolwiek to powiem (Ba! Że to w ogóle będzie możliwe) i naprawdę sam nie mogę w to
uwierzyć ale z ciężkim sercem przyznaję się do tego, iż zawiodłem się na filmie Quentina Tarantino!
Owszem
jest tu kilka przebłysków (np. finałowa „rozwałka”, gra
aktorska Samuela L. Jacksona (szkoda tylko, że reszta obsady nie
zbliżyła się do jego poziomu. A już szczególnie komicznie wypadł
w mojej ocenie Tim Roth, który z jakiegoś powodu starał się
zastąpić Christopha Waltza i powtórzyć jego kreację z „Django”.
Skoro taki był koncept reżysera, to może po prostu trzeba było
zatrudnić prawdziwego Waltza zamiast ekwiwalentu? ), niezłe zdjęcia czy muzyka Ennio
Morricone) ale w ogólnym rozrachunku „Nienawistna Ósemka” (a
szczególnie jej pierwsza połowa) mnie rozczarowała, wymęczyła,
nie zaagażowała i wynudziła. Ba! Nawet dialogi, które zawsze są
mocną stroną produkcji sygnowanych nazwiskiem Tarantino, tym razem
wyszły jakoś tak bez polotu.
A
najgorsze w tym wszystkim jest to, że naprawdę nie wiem, czy to
kwestia zmęczenia materiału, twórczego wypalenia wspomnianego
wyżej reżysera czy może faktu, iż nie specjalnie przepadam za
westernami.
Podsumowując.
„Nienawistna Ósemka” to najpoważniejszy kandydat do tytułu
największego rozczarowania bieżącego. Jest mi smutno, że jeden z
moich ulubionych reżyserów stworzył tak nijaką produkcję i mam
nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.
OCENA:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz