czwartek, 11 lutego 2016

Nietzsche nie miał racji: Bóg żyje! Mieszka w Brukseli!

Niech Cthulhu będzie z wami!

Chyba nie może dziwić fakt, że miałem względem tego filmu bardzo wysokie oczekiwania. W końcu to dzieło Jaco Van Dormaela twórcy genialnego „Mr Nobody”. W dodatku koncept fabularny (Bóg żyje, mieszka w Brukseli z żoną i córką oraz jest antypatycznym gburem) wydawał mi się nie tylko urzekająco przewrotny (tak na marginesie warto zaznaczyć, że nie dostajemy tu topornej, prymitywnej, antyreligijnej prowokacji (czego prawdę mówiąc trochę się obawiałem) ale dzieło wysublimowane i poruszające szerokie spektrum problemów. Po komentarzach i ocenach na Filmwebie (np. takich: widać jednak, że większość widzów w naszym pięknym kraju ludzi bardziej świętych od papieża tego prostego faktu nie zrozumiała i poczuła się niemal do żywego dotknięta. No cóż! Niektórzy po prostu powinni nauczyć się dystansu do pewnych spraw zamiast brać wszystko śmiertelnie poważnie) ale również bardzo obiecujący. I zdecydowanie się nie zawiodłem!

Dostałem bowiem dzieło będące czymś przypominającym skrzyżowanie „Dogmy” Kevina Smith (acz ze zdecydowanie bardziej wysublimowanym humorem) z książką „Balladyny i Romanse” Ignacego Karpowicza oraz „Być jak John Malkovich”Spike'a Jonze'a.

Produkcję inteligentną, autentycznie zabawną, subtelnie opowiedzianą, znakomicie zagraną (wyróżniają się zwłaszcza Benoit Poelvoorde jako Bóg i Pili Groyne jako Ea jego córka), posiadającą interesujących bohaterów, urzekającą absurdalnym i purenonsensowym nastrojem a przede wszystkim pobudzającą do refleksji.

Obraz, który praktycznie z miejsca stał się poważnym pretendentem do tytułu najlepszego filmu bieżącego roku.

Podsumowując. Gorąco polecam „Zupełnie Nowy Testament” każdemu, kto a) ma poczucie humoru b) nie przeszkadza mu żartowanie z religii i ogólna polityczna niepoprawność c) lubi kino nietuzinkowe i oryginalne.


OCENA: 9/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz