sobota, 16 stycznia 2016

Krótka piłka: "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy" (2015)

Niech Cthulhu będzie z wami!

Zacznę może od banalnego stwierdzenia, że „Gwiezdne Wojny”, kosmiczna saga powołana do życia przez George'a Lucasa w 1977 roku, dzięki wielokrotnym trawestacjom, parodiowaniu i cytowaniu szybko przekształciła się w prawdziwy popkulturowy fenomen, który nie potrzebuje specjalnego przedstawiania.
Wszak chyba nikomu, kto nie mieszka w jaskini bez dostępu do jakichkolwiek mediów lub nie jest w stanie śpiączki, nie trzeba chyba tłumaczyć kim jest Darth Vader, Han Solo, mistrz Yoda czy Luke Skywalker.
Dlatego też nie można się dziwić, że premiera najnowszej części stała się największym filmowym wydarzeniem bieżącego roku! Że o tym dziele możemy usłyszeć praktycznie wszędzie, że stało się modne i że choć od jego wypuszczenia na ekrany minął zaledwie tydzień już zdołało ono pobić wszelkie możliwe rekordy.

Ba! Nawet mnie(osobie programowo non komformistycznej, która w dodatku nigdy nie była szczególnie wielkim fanem tej sagi) udzielił się euforyczny nastrój i postanowiłem udać się do kina by na własnej skórze i na wielkim ekranie doświadczyć tej kinowej magii.

I wiecie co? Po seansie jestem delikatnie rozczarowany.

Jasne! Nie zaprzeczę, że dostaliśmy obraz wzorcowo zrealizowany, świetnie zagrany (Szczególnie przez charyzmatycznego Adama Drivera i prześliczną Daisy Ridley choć, tak na marginesie dodam, że nie do końca podobał mi się sposób w jaki potraktowano odgrywane przez nich postacie), praktycznie pozbawiony infantylnego humoru czy irytujących bohaterów w stylu Jar Jara Binksa. Dzieło widowiskowe i efektowne.

Jednak jeśli mam być szczery nie poczułem "mocy" i nie zostałem przekonany co do tego, że „Gwiezdne Wojny” faktycznie potrzebowały kontynuacji!

 Szczególnie, że o ile dobrze pamiętam zakończenie „Powrotu Jedi” było „pretty definitive”.

Zrozumiałbym zatem, gdyby twórcy tylko luźno opierali się na stworzonym przez George'a Lucasa uniwersum i opowiedzieli własną, całkowicie autonomiczną historię.

 Ale nie! Musieliśmy dostać odgrzewanego kotleta, z odrobinę zmodyfikowanymi wątkami ( Przykładowo: W oryginalnej trylogii mieliśmy konflikt opętanego przez ciemną stronę mocy ojca z synem. Co dostajemy tutaj? Konflikt opętanego przez ciemną stronę mocy syna z ojcem. Wow! Jak oryginalnie! ) doprawionego odniesieniami do poprzednich części, wprowadzonymi chyba tylko po to by dopieścić fanów zawiedzonych prequelami!

W dodatku nieco niepotrzebnie zdecydowano się z postaci Rey zrobić Mary Sue w stylu Alice z serii „Resident Evil” a ciekawą postać Kylo Rena zmarnowano przedstawiając go bardzo niekonsekwetnie (Raz bowiem mamy „wymiatacza”, który potrafi jednym ruchem ręki zatrzymać w powietrzu strzał z blastera (sztuczkę, której nie powstydziłby się chyba nawet Darth Vader) by za chwilę dostać niemal potykającą się o własne nogi fajtłapę z daddy issues, który mimo wieloletniego szkolenia daje się bez problemu pokonać w walce na miecze świetlne dziewczynie, która właściwie pierwszy raz w życiu trzymała ów miecz w ręku).

Wszystko to sprawia, że im więcej o tej produkcji myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie tylko nie jest to tak epokowa produkcja jaką mogłyby sugerować praktycznie same 10 od moich znajomych na Filmwebie ale w dodatku „Przebudzenie Mocy” nie jest nawet najlepszym blokbusterem bieżącego roku. To miano bez wątpienia należy się bowiem szalonemu „Mad Max: Fury Road”, podczas którego bawiłem się znacznie lepiej niż podczas któregokolwiek momentu dzieła J. J. Abramsa.

Mimo wszystko jednak "Przebudzenie Mocy" mi w sumie podobało i jestem ciekaw kolejnej części. Szczególnie, że będzie odpowiadał za nią nieprzeciętnie utalentowany Rian Johnson. Zobaczymy co „upichci” twórca „Loopera” i „Brick”.Poza tym chcę się też przekonać jak przebiją zniszczenie w końcówce całej planety (Tak na marginesie będącej „wykokszoną” wersją Gwiazdy Śmierci co potwierdza postawioną przeze mnie kilka akapitów temu tezę o braku specjalnej oryginalności). Wszak cechą dystynktywną każdego sequelu jest bycie bardziej widowiskowym od poprzednika.

OCENA: 7,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz