Niech
Cthulhu będzie z wami!
Przyznam
się szczerze, że poza kilkoma wyjątkami takimi jak fenomenalne "Moulin
Rouge" czy zwariowane "Córki Dancingu" nigdy nie byłem fanem
musicali. W dodatku niespecjalnie przypadł mi do gustu poprzedni film Damiena
Chazelle czyli "Whiplash", który nadal uważam za przereklamowaną gorszą wersję
"Czarnego Łabędzia". Wobec tego nie może być chyba dla nikogo
specjalnym zdziwieniem, że nie miałem w planach oglądać "La La Land"
Ponieważ
jednak wszyscy wokół dosłownie zwariowali na punkcie tej produkcji, zbiera ona
wszystkie możliwe nagrody filmowe i wyrosła na oscarowego pewniaka wypadało ją
obejrzeć i przekonać się, czy faktycznie jest tak dobra.
I
wiecie co? Absolutnie nie żałuję, że zdecydowałem się na seans, ponieważ
"La La Land" mi się bardzo podobał!
Jasne!
Można się czepiać, że fabuła jest, delikatnie rzecz biorąc niespecjalnie
oryginalna i była wykorzystana jakieś, lekko licząc, milion razy jednak jeśli mam być szczery to jest w tej chwili bez znaczenia.
Całość jest bowiem znakomicie zrealizowana,
opowiedziana z wdziękiem, świeżością i energią a przede wszystkim nie da się
zaprzeczyć temu, iż wywołuje autentyczne emocje oraz posiada niemalże magiczny
nastrój. W dodatku ewidentnie widać, że film powstał z miłości do kina czemu niejednokrotnie daje wyraz.
Powinienem
dodać, że Emma Stone jest przeurocza a z Ryanem Goslingiem łączy ją
nieprawdopodobna ekranowa chemia, ale to akurat wiedziałem przed seansem choćby
z ich wspólnego występu w rewelacyjnym "Crazy Stupid Love"
Podsumowując.
Choć osobiście wolałbym zwycięstwo "Arrival" czy "Manchester By
The Sea" (Nie mówiąc już o niesprawiedliwie pominiętych "Nocnych Zwierzętach"
Toma Forda) jednak nie będę zaskoczony ani specjalnie zawiedziony jeśli w nocy z 26 na 27
lutego okaże się, że to film Damiena Chazelle zgodnie z przewidywaniami rozbije
bank podczas oscarowej gali!
Dostaliśmy
bowiem bardzo dobra produkcję, która, czego nie będę ukrywał, przemówiła do
mojego wewnętrznego marzyciela i romantyka głęboko ukrytego pod maską
zgorzkniałego cynika-nihilisty.
OCENA:
8/10
U mnie było prościej, bo ja kocham musicale. Jestem marzycielka, romantyczka. Uwielbiam Ryana Goslinga i Emme Stone. Czego więcej mogłam oczekiwać od filmu? Nawet ubrania głównych bohaterów były idealne :D
OdpowiedzUsuńJa jestem totalnie zauroczona i mocno trzymam kciuki za wszystkie kategorie, choć sądzę, że Ryan nie dostanie statuetki, gdyż rola życia jeszcze przed nim ;)
Mam nadzieje jednak ze z piosenek wygra "City of stars". Zaczarowala mnie tak, jak Ciebie "Audition".
No ale jak Emma juz dostanie Oscara to może się obyć bez tej kolejnej statuetki :D