Niech Cthulhu
będzie z wami!
Opis
fabuły (za Filmwebem)
Lekkoduch
Winfried postanawia złożyć swojej zapracowanej córce wizytę w Bukareszcie.
Spotkaniu towarzyszy jego ekscentryczne alter ego "Toni Erdmann",
przedstawiający się jako trener personalny szefa dziewczyny.
Moje wrażenia
Moje wrażenia
Przede wszystkim
zacznę od tego, że film Maren Ade, czyli prawdopodobnie najpoważniejszy
kandydat do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego (powiedziałbym, że
wręcz murowany zwycięzca gdyby nie to, iż słyszałem głosy mówiące o tym, że akademia
może chcieć zagrać na nosie Donaldowi Trumpowi i nagrodzić "Klienta" irańskiego
reżysera Asghara Farhadi) jest dziełem bardzo specyficznym, który nie każdemu przypadnie do gustu.
Mimo sporej porcji
humoru nie jest to bowiem głupkowata komedyjka w stylu "Głupiego i głupszego" mająca wywoływać salwy śmiechu kolejnymi coraz bardziej przerysowanymi wygłupami swojego bohatera.
Nie ma tu
porywającego tempa akcji ani pięknych ujęć, na których można "zawiesić
oko" i którymi można się zachwycać.
Przeciwnie! Można
powiedzieć, że jest to dzieło dość kameralne (żeby nie powiedzieć teatralne),
które podobnie jak filmy Jima Jarmuscha skupia gros uwagi na bohaterach i
dialogach.
Dlatego też nie
dziwię się głosom, że "Toni Erdmann" to najlepszy sposób na zmarnowanie
trzech godzin. Ja jednak mimo wszystko jestem bardzo zadowolony z seansu!
Dostałem bowiem
wspaniały, mądry, kapitalnie zagrany (nadal nie mogę się zdecydować czy lepiej
wypadł wcielający się w tytułowego bohatera Peter Simonischek czy grająca jego
córkę Sandra Huller) i subtelnie opowiedziany film, który budzi delikatne skojarzenia
z "Podwójnym życiem" Jodie Foster czy "Idiotami" Larsa Von
Triera ponieważ uczy że jedynym sposobem
na to, by wypełnić pustkę egzystencji jest odnaleźć i pielęgnować swojego "wewnętrznego idiotę".
Nigdy nie tracić
poczucia humoru, nie traktować życia śmiertelnie poważnie i na przekór konwencjom
czy schematom "normalności" starać się pielęgnować własną
oryginalność.
Podsumowując.
Mimo, że do końca roku i mojego podsumowania jeszcze sporo czasu jednak mam
wrażenie, że "Toni Erdmann" znajdzie się na wysokim miejscu listy
najlepszych filmów 2017.
Dodam też, że bardzo boję się zapowiedzianego dziś amerykańskiego remaku tej produkcji. Bo choć Jack Nicholson jest jednym z moich ulubionych to jednak jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by hollywood nie przedobrzyło i nie zniszczyło tej subtelności, która była siłą oryginału.
OCENA: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz