poniedziałek, 10 grudnia 2018

Krótka piłka: Kapitan Ameryka: Winter Soldier (2014)

Niech Cthulhu będzie z wami!


Genialny zwiastun "Avengers Endgame", którym kilka dni temu uraczyli nas bracia Russo sprawił, że postanowiłem nadrobić zaległości. Na pierwszy ogień poszedł "Ant Man i Osa" (Całkiem sympatyczna rozrywka z ciekawym czarnym charakterem i fajnymi efektami. Jedynym minusem jest lekki niedosyt związany ze znikomą obecnością wymiaru kwantowego), teraz przyszła pora na "Zimowego Żołnierza" czyli podobno najlepszy film w całym MCU. Ba! Niektórzy twierdzą, że to najlepszy film na podstawie komiksu jaki kiedykolwiek powstał.


No cóż! Jeśli mam być szczery, nie umiem wytłumaczyć, dlaczego tak długo odwlekałem seans, ponieważ to naprawdę bardzo dobra produkcja, która z miejsca awansowała na wysokie miejsce w moim osobistym rankingu. Na razie trzecie, zaraz po "Infinity War" i "Strażnikach Galaktyki". Lubię bowiem, kiedy twórcy próbują nowych rzeczy. Bawią się gatunkami jak plasteliną i łączą elementy, których nikt nie podejrzewałby o to, że będą ze sobą współpracować. W dodatku dając finalnie tak rewelacyjny rezultat.

Dlatego też pozwolę sobie stwierdzić, że ze względu na swoją dojrzałość, kapitalny klimat żywcem przeniesiony ze szpiegowskich thrillerów, trzymającą w napięciu fabułę, moralną ambiwalencję (tu nie ma klarownego podziału na tych dobrych i tych złych. Obie strony stosują podobne metody działania) , ciekawy czarny charakter (o ile Winter Soldiera można w ogóle tak określić) relatywnie małą skalę wydarzeń (mam na myśli fakt, że nie ma tu kosmicznego zagrożenia dla całej Ziemi) i powagę "Zimowy Żołnierz" to bez wątpienia powiew świeżości w kinie superbohaterskim.

wtorek, 27 listopada 2018

Krótka piłka: "Deadpool 2"

Niech Cthulhu będzie z wami!






Dzisiaj w końcu udało mi się obejrzeć "Deadpoola 2" czyli kontynuację filmu, który dwa lata temu rozbił bank i zdobył serca widzów. No cóż! Muszę powiedzieć, że zwlekałem stanowczo zbyt długo, ponieważ ten film jest rewelacyjny i bawiłem się przednio! "Deadpool 2" to podobnie jak jedynka cudowna, samoświadoma i bezpretensjonalna meta-rozrywka (jest w ogóle takie określenie? ), która nie traktuje siebie zbyt poważnie a przede wszystkim pięknie ośmiesza gatunkowe schematy. Nie da się oczywiście zaprzeczyć, że mamy tu do czynienia z „powtórką z rozrywki”, ale co z tego, kiedy rewelacyjnie się to wszystko ogląda! Chciałbym, aby każdy sequel prezentował się choć w połowie tak dobrze! Ba! Muszę powiedzieć, że mi dwójka podobała się bardziej od jedynki i wydaje się mieć większy "replayability".Główna w tym oczywiście zasługa Ryana Reynoldsa, który jest niesamowicie charyzmatyczny jako tytułowy bohater. Trzeba jednak nadmienić, że Josh Brolin w roli Cable'a wiele mu nie ustępuje (co, tak na marginesie było do przewidzenia. W końcu to rewelacyjny aktor, który ten rok bez wątpienia może zaliczyć do udanych. Fani kina komiksowego pamiętają go bowiem z wcielenia się w Thanosa czyli największe zagrożenie dla Avengers w dotychczasowej historii MCU. Moją cichą bohaterką jest jednak Zazie Beetz, której wróżę ogromną karierę i szczerze kibicuję. Po występie w fantastycznym serialu "Atlanta", który swoją drogą gorąco polecam, kolejny raz udowadnia, że jest nieprzeciętnie urocza i byłoby kapitalnie gdyby Domino w jej wykonaniu powróciła jeszcze na wielki ekran. No i oczywiście nie wolno zapominać o Peterze ;) Może jego wkład w końcowe rozstrzygnięcie jest niewielki, ale z pewnością kradnie serca i uwagę.



piątek, 16 listopada 2018

Krótka piłka: Gorzka siedemnastka (2017)


Niech Cthulhu będzie z wami!

Będę z wami w stu procentach szczery. Niespecjalnie przepadam za produkcjami, których tematyką jest dojrzewanie. Po prostu nie czuję abym był ich targetem. Czasem przyjemnie jest się rozczarować.
"Gorzka siedemnastka" autorstwa debiutującej na fotelu reżysera Kelly Fremon to wielki mały film. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku rewelacyjnego "Lady Bird" czy niemal równie dobrego "Ja, Earl i umierająca dziewczyna" dostałem kawał kapitalnego kina. Sympatyczne dzieło dające do myślenia, urzekające nastrojem, oddziałujące na emocje a przede wszystkim rewelacyjnie zagrane. Nie będę tu wspominał o charyzmie prezentowanej przez Woody'ego Harelsona, który kradnie show za każdym razem jak pojawia się na ekranie, gdyż mam wrażenie, iż wielokrotnie udowodnił, że jest rewelacyjnym aktorem. Chcę za to zwrócić uwagę na Hailee Steinfeld, która jest w tym filmie wielka i aż szkoda, że jej kreacja nie została specjalnie doceniona.

niedziela, 11 listopada 2018

Krótka piłka: Mandy (2018)




Niech Cthulhu będzie z wami!


Nie będę ukrywał, że ta produkcja była jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów roku. Wreszcie udało mi się ją obejrzeć i jedyne co mogę powiedzieć to Wow!

Kanadyjski reżyser Panos Cosmatos nie zawiódł i po genialnym "Beyond The Black Rainbow", o którym miałem już okazję pisać, zabiera nas w kolejną psychodeliczną podróż do samego jądra szaleństwa. Bo choć fabuła jest w najlepszym razie pretekstowa, to fenomenalna strona wizualna sprawia, że seans jest niezwykłym doświadczeniem, które ma szansę na długo zostać w pamięci. Te intensywne kolory, których nie powstydziłby się Refn czy Argento! Ta niepokojąca muzyka świętej pamięci Johanna Johannsona. Ten frenetyczny montaż!

Wszystkie wyżej wymienione elementy sprawiają, że "Mandy" to zdecydowanie największy filmowy odjazd tego roku! Warto też wspomnieć o fenomenalnej kreacji Nicholasa Cage'a, który przypomniał sobie, iż jest aktorem a nie internetowym memem.


wtorek, 6 listopada 2018

Emma Stone

Wczoraj 58 urodziny świętowała niesamowita Tilda Swinton, a dziś 30 wiosen kończy cudowna Emma Stone! Nie będę ukrywać, że to nie tylko jedna z moich ulubionych aktorek (zaraz obok Evy Green i Elizabeth Olsen) ale przede wszystkim absolutny ideał kobiety! Przeuroczy uśmiech, od którego nie można oderwać wzroku, magnetyzujące i hipnotyzujące spojrzenie, niesamowite oczy a przede wszystkim nieprzeciętny wdzięk oraz charyzma. Oglądając ją na ekranie ma się wrażenie obcowania z wesołą, inteligentną młodą kobietą z sarkastycznym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Ma również odwagę otwarcie mówić o swoich problemach, takich jak zmagania z zaburzeniami lękowymi. Nie zapominajmy także o nieprzyzwoicie wysokim poziomie talentu, który sprawia, że oglądanie jej na ekranie jest nie tylko przyjemnością pod względem wizualnym, ale przede wszystkim gwarancją wysokiego aktorskiego poziomu! Emma nie boi się wyzwań, jest aktorskim kameleonem i naprawdę cieszę się, że jej kariera nabrała wiatru w żagle! Należy jej życzyć tego, aby nie zamierzała zwalniać tempa!

piątek, 2 listopada 2018

Chilling Adventures of Sabrina (sezon pierwszy)





Niech Cthulhu będzie z wami!

"Chilling Adventures of Sabrina" to oparta na powieści graficznej Roberto Aguirre-Sacasy wersja przygód Sabriny Spellman nastoletniej czarownicy, którą większość z nas pamięta z popularnego kilkanaście lat temu serialu komediowego, gdzie w tę postać wcieliła się Melissa Joan Hart. W tym miejscu warto zaznaczyć, że produkcja Netflixa odbiega od poprzedniej wersji tej historii praktycznie w każdym możliwym elemencie. Moim zdaniem dokonane zmiany i postawienie na horror wypada zdecydowanie na plus.

Nie zrozumcie mnie źle. Mam duży sentyment do dzieła Neila Scovella i lubię do niego wracać, jednak trzeba powiedzieć, że przy tej inkarnacji wypada bladziutko. Poprzednia wersja była bowiem tak na prawdę niezobowiązującym sitcomem. Lekkim zabawnym oraz pełnym głupkowatych elementów. Tu natomiast akcent położony jest na horror. Mamy zatem mrok, grozę, Szatana, okultyzm, podrzynanie gardeł, składanie ofiar z ludzi i (momentami) tak gęsty klimat, że można by go ciąć siekierą. Jak to trafnie ujął jeden z internetowych komentarzy, aż dziwne iż oburzeni rodzice jeszcze nie maszerują z widłami i pochodniami na siedzibę Netflixa.

Dlatego też nie znalazło się tu miejsce dla gadającego kota Salema, będącego ulubieńcem widzów poprzedniej wersji. Trzeba powiedzieć, że taki „rozgadany” Salem to kapitalna postać i "trochę" (nawet więcej niż trochę) mi go brakuje, jednak rozumiem, że tu zwyczajnie nie byłoby dla niego miejsca. To bowiem zupełnie inna historia, a przede wszystkim poważniejsza konwencja. W związku z tym Salem się co prawda pojawia, ale nie wypowiada słów. Wyjaśnienia tego faktu są dwa (przynajmniej na takie się natknąłem). Po pierwsze Salema gra tym razem prawdziwy kot a nie marionetka, więc byłby problem ze zgraniem ruchu ust z wypowiadanymi słowami. Aby zaoszczędzić sobie kłopotów wybrano więc opcję, którą ja nazywam "R2D2" czyli bohaterka go rozumie a widzowie niePo drugie zaś podczas kręcenia zdjęć okazało się, że Kiernan Shipka ma uczulenie na koty, więc naturalną koleją rzeczy interakcje między nią a Salemem musiały zostać ograniczone do absolutnego minimum. Zmieniono zatem origin story tej postaci i jest goblinem przybierającym postać kota, a nie zaklętym człowiekiem

Na koniec warto podkreślić kapitalne kreacje aktorskie. Błyszczy przede wszystkim wcielająca się w tytułową rolę Kiernan Shipka, która udowadnia, że jej kapitalny występ w "February" nie był przypadkowy. Uwagę przykuwają jednak także Miranda Otto oraz, a może przede wszystkim rewelacyjna Michelle Gomez.

czwartek, 1 listopada 2018

Krótka piłka: Suspiria (2018)






Niech Cthulhu będzie z wami!

Wczoraj miałem okazję obejrzeć nową "Suspirię". I muszę powiedzieć, że dla mnie to najlepszy horror roku (acz przyznaję, że nie widziałem jeszcze "Hereditary" więc wszystko może się zmienić) oraz najbardziej intensywne kinowe doświadczenie od bardzo dawna (Kulminacyjna scena w "czerwonym pokoju" przyćmiewa wszystko co "wymodził" Gaspar Noe w swoim, rzekomo szokującym, "Climaxie").

Docenić warto przede wszystkim fakt, że twórcy nie starali się na siłę kopiowiać kultowego oryginału, ale "poszli swoją drogą". Wzięli wymyśloną przez Dario Argento fabułę, przefiltrowali przez własną wrażliwość i w rezultacie stworzyli zupełnie nową jakość. Warto także podkreślić kapitalne aktorstwo (Prym wiedzie oczywiście Tilda Swinton (czemu zresztą chyba trudno się specjalnie dziwić, bo przecież ta aktorka to klasa sama w sobie), ale Dakota Johnson wcale nie odstaje aż tak mocno, jak można by się spodziewać), znakomitą robotę operatorską i montażową (sposób, w jaki ukazano tutaj taniec to jakiś kosmos), muzykę znakomicie budującą niepokojący nastrój (choć nie będę ukrywać, że ścieżka dźwiękowa autorstwa zespołu Goblin, którą możemy usłyszeć w pierwowzorze podobała mi się zdecydowanie bardziej) oraz niesamowicie hipnotyzujący klimat, który sprawia, iż ani na moment nie można oderwać się od ekranu.

Z tego co zdążyłem zauważyć ten film mocno polaryzuje odbiorców. Ludzie albo są tą produkcją absolutnie zachwyceni, albo uważają za pretensjonalny bełkot. No cóż! Nie da się ukryć, że masowa publika jest przyzwyczajona do prostej i lekkiej rozrywki, więc bardziej ambitne i wymagające kino, które nie nie oferuje prostych rozwiązań oraz zmusza do samodzielnego zinterpretowania przedstawionych wydarzeń ich odrzuca. Tak było chociażby w ubiegłym roku z genialnym "Mother!" Aronofsky'ego, "Wieżą, Jasny Dzień" Jagody Szelc, "Anihilacją" Alexa Garlanda czy wieloma tytułami, których nawet nie chce mi się wymieniać.

Ja osobiście jestem zachwycony nową inkarnacją "Suspirii" i kupiłem ją w całej rozciągłości! Nie wiem oczywiście jak ten film zniesie próbę czasu i jak będzie oceniany z perspektywy kilkudziesięciu lat, ale w mojej ocenie kultowy pierwowzór nie ma nawet startu do bezkompromisowej wizji Luki Guadagnino!

OCENA: 9/10 

wtorek, 16 października 2018

Krótka piłka: The Endless (2017)






Niech Cthulhu będzie z wami!

Nie mam jakoś weny na pisanie dłuższych notek. Chciałbym wam jednak polecić kapitalny film, który miałem okazję obejrzeć. Mam tu na myśli „The Endless” czyli najnowsze dzieło reżyserskiego duetu Justin Benson i Aaron Moorhead, mającego na swoim koncie takie tytuły jak „Resolution”, o którym w swoim czasie było dość głośno, oraz „Spring”.

„The Endless” to przede wszystkim obraz, który gra z naszymi oczekiwaniami. Biorąc bowiem rozmaite gatunkowe schematy i klisze (takie jak chociażby tajemnicza sekta czy potworne zagrożenie) twórcom udaje się przekształcić je w nową, całkowicie satysfakcjonującą jakość. "Horror intelektualny" (pozwoliłem sobie "zapożyczyć" bardzo trafne określenie tej produkcji zasłyszane dziś podczas spotkania Dkf Gag​) unikający dosłowności, bazujący na niedopowiedzeniu a przede wszystkim czerpiący pełnymi garściami z twórczości Lovecrafta i próbujący, że tak to ujmę "wyrazić niewyrażalne". Krótko mówiąc kino, które „wychodzi z widzem z kina” ponieważ na długo zostaje w pamięci i skłania do myślenia.

Wielu widzów narzeka co prawda, że film bardzo powoli się rozwija i w zasadzie niewiele się wyjaśnia, jednak mnie dzieło duetu Justin Benson Aaron Moorhead całkowicie kupiło i podczas seansu siedziałem jak urzeczony. Przy okazji warto wspomnieć, że twórcy nie tylko budują niepokojący klimat, ale przede wszystkim umiejętnie mylą tropy dzięki czemu nic tu nie jest tym, czym się wydaje. Nawet pozornie szczęśliwe zakończenie może finalnie okazać się wyłącznie pięknym złudzeniem. Wszystko zależy wyłącznie od interpretacji.

środa, 3 października 2018

Kler (2018)





Niech Cthulhu będzie z wami!

Zdecydowanie najgłośniejszy film roku! Obraz, który jeszcze przed premierą wywołał prawdziwą burzę i podzielił opinię publiczną na dwa mocno spolaryzowane obozy. Osobiście mam wrażenie, że PiS działa na oślep a te wszystkie "uszczypliwości" wobec Kleru tylko napędzą jego popularność ponieważ z jednej strony wzbudzają zainteresowanie tą produkcją a z drugiej pozwalają środowiskom niechętnym partii rządzącej traktować go jako pewien rodzaj deklaracji światopoglądowej. Krótko mówiąc o lepszej reklamie producenci nie mogliby chyba nawet marzyć co zresztą ślicznie obrazują wyniki box office. Trzeba było go więc zobaczyć, by móc się o nim wypowiadać. A skoro miałem taką możliwość, podczas tegorocznej odsłony „Filmweb Offline” to postanowiłem z niej skorzystać.

Co do samej imprezy to muszę szczerze powiedzieć, że był to najlepszy zlot, w którym uczestniczyłem. Poziom filmów był bowiem kosmiczny! Nawet „Climax” Gaspara Noe, który mi osobiście nie specjalnie podszedł, uważam za ciekawe kinowe doświadczenie. Mój osobisty kandydat do tytułu najlepszego filmu to jednak "Dom, który zbudował Jack". Bawiłem się na nim bowiem wybornie. Ponadto, jest on dziełem przewrotnym, ponieważ można je traktować jako środkowy palec wymierzony w kierunku krytyków oskarżających von Triera o to, że jest egotycznym potworem, który nienawidzi kobiet) a dodatkowo poznałem fajnych ludzi i miałem okazję w przyjemnej atmosferze gadać o kinie z podobnymi sobie „fanatykami” aż do piątej rano.

Sam film natomiast mocno mnie zaskoczył. Idąc na seans byłem bowiem przekonany, iż mi się kompletnie nie spodoba. Nie dlatego jednak, żebym był jakimś fanatykiem religijnym uważającym przedstawianie kościoła w niezbyt korzystnym świetle za bluźnierstwo.

Po prostu na podstawie (mylnego jak się okazało) zwiastunu odniosłem wrażenie, że Smarzowski bawi się tu w Patryka Vegę czyli tworzy film tendencyjny i wulgarny, którego główną grupą docelową są ludzie uważający rzucane rzez ekranowego bohatera przekleństwa za szczyt wyrafinowanego humoru.

W tej kwestii niestety mocno się nie pomyliłem, ponieważ podczas wczorajszego seansu widownia zgromadzona na Sali raz po raz wybuchała śmiechem w najbardziej niestosownych momentach. Co mnie, tak na marginesie dodam, niemile zaskoczyło. Jak już bowiem wspomniałem był to pokaz dla elitarnej grupy członków portalu Filmweb. Można by zatem przypuszczać, że na sali znajdowały się osoby, które należy podejrzewać o kinowe wyrobienie.

Dodatkowo miałem wątpliwości czy w sytuacji, kiedy mamy niemalże przesyt informacji o czarnej stronie Kościoła ponieważ media raz po raz ujawniają grzechy i grzeszki, których dopuszczać się mieli kapłani da się faktycznie powiedzieć coś nowego.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektóre z opisywanych spraw mogą być i pewnie są sztucznie rozdmuchane. Że większość księży nie skrzywdziła nawet muchy. Chyba jednak dla nikogo, kto całego życia nie spędził pod kamieniem nie powinno być wątpliwości, że w Kościele, jak w każdej innej instytucji mają miejsce również ewidentne nadużycia, za których winnych należałoby surowo ukarać.

Dlatego tak bardzo podobał mi się sposób w jaki Smarzowski podszedł do zagadnienia. Bo choć z jednej strony zabrakło mi tu większego zniuansowania i podkreślenia, że nie wszyscy księża błądzą, jednak z drugiej strony stworzył obraz na tyle mocny i sugestywny, iż udało mu się sprawić, że jestem głęboko poruszony tym, co zobaczyłem. Rozumiem dlaczego Kościół tak boi się tej produkcji choć moim zdaniem jest to film uniwersalny, opowiadający o niemalże mafijnym systemie wpływania na ludzi i niszczeniu osób stojących na drodze do materialnych korzyści w myśl zasady, że cel uświęca środki. Wiara jest tu tylko przykrywką. Mam wrażenie, że identyczny film można by było zrealizować o praktycznie każdej grupie zawodowej. Zwłaszcza o politykach i ich nieczystych konszachtach z biznesem.

Oczywiście nie znaczy to, że "Kler" jest filmem pozbawionym wad. Osobiście uważam chociażby, że postać arcybiskupa granego przez Janusza Gajosa jest absurdalnie groteskowa i od całkowitej karykaturalności ratuje ją chyba tylko talent wspomnianego aktora. Dodatkowo wyrzuciłbym wątek postaci granej przez Roberta Więckiewicza. Nie tylko bowiem nie wnosi on do tej historii niczego nowego, ale w dodatku kompletnie nie czułem chemii między Więckiewiczem a Joanną Kulig. Wydaje mi się, że film zdecydowanie by zyskał gdyby skupiono się na jednym wątku.

Ogólnie jednak uważam, że „Kler” to wartościowa produkcja, która, mam wrażenie, już spełniła swoje podstawowe zadanie ponieważ stała się pretekstem do dyskusji o roli Kościoła we współczesnym społeczeństwie. Warto również podkreślić kapitalne kreacje aktorskie (zwłaszcza tę w wykonaniu Arkadiusza Jakubika). To także dzięki nim „Kler” jest obrazem, który daje „emocjonalnego kopa” i mam wrażenie na długo pozostanie w mojej pamięci.

środa, 26 września 2018

Uśmiech Brie Larsson

Witam!


Słyszeliście już o tej całej „aferze” wokół trailera „Captain Marvel”? Podobno wielu osobom w Internecie nie podobało się, że Brie Larson za mało się uśmiecha. Muszę powiedzieć, że dla mnie ta cała sprawa jest mocno absurdalna.
Po pierwsze obejrzałem ten zwiastun i kompletnie nie zauważyłem czy się uśmiecha i ile razy. Ktoś zatem musiał zadać sobie wiele trudu.
Po drugie nie wiem dlaczego formułowane są zarzuty akurat o brak uśmiechu (w trailerze :o) skoro zdecydowanie poważniejszą kwestią jest fakt, że jak na razie ta postać nie wygląda na specjalnie ciekawą (i to nie jest zarzut do aktorki. Raczej sposobu w jaki została tu przedstawiona. Z dalej idącymi wnioskami poczekam jednak do premiery filmu. Wydaje mi się jednak, że Larsson (mimo, że jest dobrą aktorką, co pokazała w „Room” czy „Scott Pilgrim kontra świat” specjalnie nie pomaga twórcom, a wręcz sprawia wrażenie jakby, za przeproszeniem „odwalała pańszczyznę”. Rezultat jest taki, że faktycznie można odnieść wrażenie jakby pod względem rozpiętości ekspresji rywalizowała ze Stevenem Seagalem). 



Po drugie nie do końca rozumiem również "feministów" i "feministki", dla których tego typu uwagi są formą seksizmu i przejawem toksycznej męskości. Nie da się im wytłumaczyć (wiem bo próbowałem :( ) że chyba są zbyt wyczuleni. Że różnym ludziom podobać się mogą różne rzeczy a niektórzy internauci zwyczajnie czepiają się dla samego czepiania. Często nie ma to nic wspólnego z płcią danej  osoby. Tego typu krytyka jakiej ofiarą stała się Brie Larsson dotyczy bowiem również mężczyzn czego zresztą dowiodłem przed chwilą na przykładzie Seagala. Można zatem domniemywać, że wolność słowa i prawo do własnej opinii, o które lewacy tak żarliwie walczą są dla nich w rzeczywistości tylko pustym sloganem. Dodatkowo przejawiają wyrażnie zauważalną hipokryzję ponieważ jakoś nie słyszałem aby ktokolwiek z nich oburzał się na skandalicznie niską karę pół roku prac społecznych za pobicie dziewczyny do nieprzytomności wymierzoną jakiś czas temu przez sąd w Gdańsku wnukowi Lecha Wałęsy. Albo bronili ostro flekowanej za rolę w „Zmierzchu” Kristen Stewart. Czyżby bronić można było wyłącznie aktorki z Oscarem?

niedziela, 23 września 2018

Żywe trupy po białostocku

Porzućcie wszelkie nadzieje, wy którzy tu wchodzicie!
FA
Jak zapewne pamiętacie (choć w zasadzie to pytanie jest w sumie trochę bezzasadne i retoryczne bo przecież przez tak krótki okres czasu trochę trudno zapomnieć) wczoraj wspomniałem o amatorskim filmie "Flesh Area", który parę lat temu powstał w moim pięknym mieście i nawet umieściłem tu jego trailer. Tak więc nie mogłem go nie obejrzeć prawda? I kiedy wydawało mi się, że łatwiejsze byłoby wylądowanie Tu-154 we mgle niż znalezienie jego kopii i kiedy traciłem już nadzieję, że kiedykolwiek mi się to uda (A trzeba się było przejść na jedyny pokaz kinowy to już miałbym to za sobą) okazało się, że pełny obraz można znaleźć w dobrej jakości na You Tube i wystarczy tylko usiąść i go wreszcie obejrzeć.


Muszę przyznać, że nie wiem jak należałoby właściwie ocenić ten film. Teoretycznie powinien mi bardzo przypaść do gustu bo są tu zombie a jak często powtarzam "Są zombie. Jest zabawa!".  Z drugiej jednak strony czy należy przy ocenie patrzeć wyłącznie na pasję twórców, którzy postanowili zrobić horror mając do dyspozycji naprawdę ( z naciskiem na naprawdę) niewielkie pieniądze? Czy też na takie obiektywne składniki jak logiczna fabuła (Zresztą jak ja mam tu mówić o logiczności bądź nielogiczności skoro właściwie to nawet nie wiem czy tu była jakakolwiek wiodąca fabuła bo choć coś tu się niby działo to jednak cały czas przez to rozkoszne błądzenie i zupełnie niepotrzebne wątki miałem poczucie zagubienia i gdyby ktoś mnie zapytał o czym był ten film poza tym, że były tu żywe trupy to miałbym poważne problemy z odpowiedzią na to pytanie. Nie wiem dlaczego twórcy nie zdecydowali się chociażby rozszerzyć swojego własnego pomysłu z końcówki filmu? Czyli młoda dziewczyna budzi się w jakichś podziemiach, nie wie kim jest i dlaczego się tu znalazła. Do tego przecież też można dodać nieumarłych i taka historia przynajmniej miała by jakąś myśl wiodącą), bohaterowie ( Zważywszy na to, że nie ma tu nie tylko jakichś bohaterów charakterystycznych pokroju Asha z trylogii "Martwe Zło", którzy występowaliby w więcej niż kilku scenach to jeszcze ci, których jakimś cudem mamy zazwyczaj są zabijani zanim zdążymy się do nich przywiązać), dialogi ( Z tym akurat nie jest najgorzej, ale całe wrażenie psują kiepsko dopasowane postsynchrony przez co niekiedy ruch warg nie pasuje do wypowiedzianych słów.), sprawy techniczne ( choć niewątpliwie jak na środki, które twórcy mieli do dyspozycji to nie ma się do czego przyczepić bo przynajmniej krew wygląda jak krew a nie jak jasno czerwona farba) czy aktorstwo (zważywszy na to, że nie mamy tu do czynienia z zawodowcami po szkołach aktorskich więc nie można od nich wymagać grania na poziomie profesjonalistów) czyli tych wszystkich cech, za które z taką nieskrywaną przyjemnością zmasakrowałem takie gnioty jak "Madison County" czy "Zaciemnienie". W przypadku takich produkcji, których twórcy nie ukrywają, że powstały głównie dla ich własnej radochy z gry nie wskazane jest stosowanie tych samych kryteriów oceny co w przypadku produkcji profesjonalnej.
Jest jednak jedno kryterium (choć od razu przyznaję, że niezwykle subiektywne), które w tym wypadku zastosować można czyli odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak oglądało mi się daną produkcję? I muszę przyznać, że był to seans udany bo na pewno nie miałem wrażenia straty czasu. Głównie dlatego, że tak jak wspomniałem, akcja filmu toczyła się w znanych mi lokacjach co jest pewną innowacją i muszę się przyznać, że trochę dziwnie mi się to oglądało ale też warto zwrócić w tym miejscu uwagę na dość mroczny momentami klimat i dość schizofreniczne ujęcia takie jak mogliśmy podziwiać chociażby w tym zwiastunie i aż szkoda, że w ostatecznym filmie było ich tak mało. 

Podsumowując. To nie była rozczarowująca pozycja bo nie miałem w stosunku do niej jakoś super rozbuchanych oczekiwać. Uważam, że warto docenić fakt, iż w naszym kraju ( który nie oszukujmy się pod względem filmów grozy jest pustynią) znajdują się ludzie, którzy próbują coś w tym gatunku zmienić, nawet jeśli są to próby nie do końca udane.
Ocena: 5/10
***
Tytuł Polski: Flesh Area
Reżyseria: Adam Zyskowski
Scenariusz: Adam Zyskowski, Daniel Zwierzyński, Sławomir Cywoniuk
Obsada: Adam Zyskowski, Albert Rysiejsko, Katarzyna Bogdańska, Tomasz Halicki i inni
Rok: 2009
Kraj: Polska
Gatunek: Horror, Komedia
Czas trwania: 1h. 04min.

czwartek, 23 sierpnia 2018

15 moich ulubionych reżyserów



Witajcie!

Od poprzedniego tego typu zestawienia minął rok. Pora więc, abym (z braku lepszego pomysłu na notkę) ponownie przyjrzał się temu zagadnieniu oraz przedstawił wam 15 twórców, na których w mojej opinii zawsze można liczyć, że dostarczą pełnowartościowy produkt. 
  

Miejsce 01. 



Roman Polański

Wiem, że ten wybór może być przez wielu uznany za kontrowersyjny (szczególnie w erze #metoo)  i pewnie niejednej osobie się narażę, ale mnie nie interesuje to, co, komu i gdzie Polanski wsadzał 40 lat temu. Ja bowiem nie oceniam go w tym momencie jako człowieka, ale przede wszystkim jako reżysera. W takim ujęciu natomiast Polański to bez wątpienia wybitny twórca konsekwentnie eksplorujący mroczną stronę ludzkiej psychiki, którego żaden z filmów mnie nie zawiódł co się naprawdę bardzo rzadko zdarza.A poza tym lubię być przekorny i "płynąć pod prąd".

Miejsce 02. 



David Lynch

Mistrz i twarz współczesnego surrealizmu. Zwichrowana wyobraźnia (prawie tak, jak jego fryzura), niesamitowy indywidualizm i konsekwencja w tworzeniu dzieł trudnych w odbiorze i znajdujących się w opozycji do obowiązujących trendów. Za konsekwentne unikanie zaszufladkowania. Za odwagę bycia artystą i marzycielem. Za tworzenie kina oryginalnego i urzekającego nastrojem, który jest absolutnie nie do podrobienia.

Miejsce 03.



Jim Jarmusch

Mistrz kinowego „niedziania się”. Jego obrazy są niespieszne . Próżno w nich szukać wybuchających samochodów czy gołych panienek nawet wtedy, kiedy teoretycznie coś powinno się dziać (Tak jak np. w "Poza Prawem", który opowiada o uciekinierach z więzienia choć samego momentu ucieczki nie widzimy). Dlatego też dla przeciętnego odbiorcy będą to ciężkie w odbiorze. A mimo to ciężko oderwać wzrok od ekranu gdyż bohaterowie są ciekawi a dialogi, których w tym filmach nie brakuje, są błyskotliwie napisane.

Miejsce 04. 



Christopher Nolan 

Reżyser, który nigdy mnie nie zawiódł a jego nazwisko jest zawsze gwarantem najwyższej jakości! Swoimi dziełami, takimi jak chociażby "Batman Początek", "Dunkierka", „Memento”, „Incepcja” czy „Prestiż” przedefiniował on bowiem pojęcie kina akcji pokazując, że tym mianem nie musiamy koniecznie określać tylko pustych intelektualnie ale oszałamiających wizualnie widowisk w stylu Michaela Baya.

Miejsce 05. 



David Fincher

Filmowy samouk, który potrafi fenomenalnie opowiadać obrazem. Stworzone przez niego dzieła (Ze szczególnym uwzględnieniem Siedem, Zodiaca, Gry, Social Network i Fight Clubu) są drapieżne, pełne energii a przede wszystkim utrzymane w niezwykle mrocznym klimacie. Krótko mówiąc stanowią kwintesencję doskonale zrealizowanego Thrillera. 

Miejsce 06. 


Lars von Trier

"Niespokojna dusza" współczesnego kina. Twórca niezwykle oryginalny i bezkompromisowy, którego filmy sprawiają widzowi autentyczny ból i do głębi poruszają. Swoją drogą przyznam, że już od dłuższego czasu przymierzam się do zmierzenia z całą filmografią tego duńskiego prowokatora i skandalisty jednak na razie nie czuję się jeszcze psychicznie gotowy. Miejsce na mojej liście to zasługa genialnej „Melancholii” czyli jednego z najlepszych filmów jakie w życiu widziałem.

Miejsce 07. 


Xavier Dolan

Ośmielę się stwierdzić, że nikt nie potrafi budować tak niesamowitego nastroju, jak ten nieprzyzwoicie utalentowany kanadyjczyk nie przez przypadek uważany za jednego z najlepszych i najbardziej obiecujących współczesnych filmowców. Tak na marginesie dodam, że jego twórczość poznałem dzięki niezależnym od siebie rekomendacjom ze strony dwóch koleżanek, którym będę za ten fakt dozgonnie wdzięczny. 



Miejsce 08.



Yorgios Lanthimos


Grecki reżyser swoje miejsce na tej liście zawdzięcza dwóm tytułom (Jednym z nich jest "Kieł" drugim "Homar") , które trudno wyrzucić z pamięci i które nie pozostawiają obojętnym. Za chłód, minimalizm a przede wszystkim za krytykę współczesnego świata (przypominającą twórczość mojego ulubionego pisarza Michela Houllebecqa) oraz odgórnie narzuconych wzorców zachowań czy paradygmatów.



Miejsce 09. 



Denis Villeneuve

Skoro każdy film tego pana oceniłem na dziewiątkę to chyba nie może go zabraknąć w tym zestawieniu nieprawdaż? Niecierpliwie czekam na dalszy rozwój jego talentu i kolejne produkcje. 



Miejsce 10. 



Quentin Tarantino



Myślę, że nie muszę uzasadniać dlaczego się na tej liście znalazł? Przecież mówimy tu o człowieku, który zredefiniował kino a takie filmy jak nowatorskie i rewelacyjnie napisane "Pulp Fiction", „Bękarty Wojny” czy chociażby "Django" to dziś absolutna klasyka. Dodam więc tylko, iż fakt, że Tarantino znajduje się tak daleko poza podium to „zasługa” mojego rozczarowania wtórnością zaprezentowaną w „Nienawistnej Ósemce”. Mam nadzieję, że planowanym filmem o rodzinie Mansona wróci tam, gdzie jego miejsce czyli do pierwszej trójki.



Miejsce 11. 




Kar Wai Wong

Filmy, które urzekają klimatem. Mają w sobie magię ale i groze snu, wywołuja w widzach poczucie osamotnienia i smutku. Ogladajac je czujemy sie jak w innym swiecie. Uwielbiam taki specyficzny, dziwny i enigmatyczny klimat jaki udaje się Wai Wongowi wykreować.



Miejsce 12.



Kevin Smith


Reżyser, który kręci świetne pełne humoru, luzu ale też refleksji nad życiem filmy takie jak "Sprzedawcy" {Clerks} czy "W pogoni za Amy" {Chasing Amy} a w dodatku ma godny podziwu dystans do samego siebie (czego dowodzą choćby jego występy przed słuchaczami z amerykańskich uczelni w ramach cyklu „An Evening with Kevin Smith”) oraz niezwykły dar opowiadania kapitalnych anegdot.



Miejsce 13.



Edgar Wright


Mimo, że nie ma wielkiego dorobku na koncie to jego dotychczasowe produkcje po prostu powalają, tak jak np. tegoroczny Baby Driver, który polecam zobaczyć każdemu, kto (tak jak ja) kocha kino. Wright posiada bowiem niezwykłą umiejętność bawienia się popkulturą, nieprzeciętne zdolności a przede wszystkim specyficzne poczucie humoru, które tak bardzo mi odpowiada.



Miejsce 14. 



Nicolas Winding Refn

Bezkompromisowy twórca, u którego forma zdaje się być dużo ważniejsza od treści. 



Miejsce 15. 



Tom Ford 

Wyróżnienie nieco może na wyrost, gdyż Ford właściwie nie jest nawet reżyserem tylko projektantem mody. W dodatku ma na swoim koncie tylko dwa filmy. Zarówno mianowicie "Samotny Mężczyzna" jak i "Nocturnal Animals" są jednak wysmakowanymi wizualnie i ociekającymi perwersyjnością arcydziełami, za które miejsce w moim zestawieniu się po prostu należy.