wtorek, 23 kwietnia 2019

Mało znane filmy, które warto zobaczyć (odsłona 1) Szaleństwa Młodości (2010) (Wpis archiwalny)



Reżyseria: Ben C. Lucas

Na pomysł tego cyklu wpadłem dziś zupełnie przypadkowo po tym, jak zdecydowałem się powtórzyć sobie (Tak na marginesie mogę powiedzieć, iż nadal uważam, że było ta bardzo dobra decyzja) pewien dość mało znany film i ponownie wywarł on na mnie naprawdę duże wrażenie. Chodzi mi tu oczywiście o "Szaleństwa Młodości". Obraz któremu już kiedyś zresztą poświęciłem kilka słów, ale moim zdaniem zasługuje na dłuższą notkę niż tylko krótkie wymienienie plusów i minusów, gdyż jest po prostu znakomity i trzeba jasno powiedzieć, że nawet mimo kilku dość poważnych mankamentów (takich jak choćby fakt, że większość postaci na ekranie jest potwornie schematyczna a Alex Russell (którego kariera rozwinęła się chyba najlepiej z całej obsady i możecie kojarzyć z występów w takich produkcjach jak "Kronika", "Bait", "Intruz" czy "Carrie") choć bardzo się stara i w kilku scenach wypada całkiem znośnie to jednak nie do końca przekonuje jako główny antagonista) obraz stworzony przez australijskiego reżysera Bena C. Lucasa (Notabene byłem zdumiony kiedy zachęcony tą produkcją zacząłem szukać innych dzieł tego twórcy. Okazało się bowiem, że "Wasted on the Young" jest, przynajmniej jak do tej pory, jedynym filmem jego autorstwa. No cóż pozostaje nadzieję, że jeszcze kiedyś o nim usłyszymy i po raz kolejny uraczy nas prawdziwą celuloidową ucztą. Wbrew pozorom są na to spore szanse, gdyż sądząc po poziomie tego dzieła wydaje się on być twórcą, utalentowanym, dość sprawnie poruszającym się w filmowej materii i bez wątpienia znającym się na swoim fachu) to kawał naprawdę dobrego, maksymalnie satysfakcjonującego kina.

Jeśli bowiem przyjmiemy, że dobry film powinien o czymś opowiadać (Dlatego trudno mi za udany obraz uznać "The Bling Ring" czyli dzieło praktycznie o niczym) poruszać ważne problemy, zmuszać do myślenia i sprawiać byśmy odczuwali jakikolwiek emocjononalnej więzi z bohaterami to niewątpliwie przyznamy, że "Szaleństwa Młodości" są właśnie taką produkcją. Obrazem, który w mojej opinii jednoznacznie dowodzi, iż jednak da się w ciekawy sposob i bez potrzeby uciekania się do pretensjonalnych zagrywek czy stosowania szantażu emocjonalnego (zabiegów, które z taką lubością serwuje nam Jan Komasa w „Sali Samobójców”. Obrazie, który w mojej ocenie wygląda przy "Wasted on the Young" jak maluch przy lamborghini) opowiedzieć o życiowych problemach współczesnych nastolatków. 
Że aby całość robiła tak wstrząsające wrażenie by widz nie mógł oderwać wzroku od ekranu, trzymała w napięciu lepiej niż niejeden thriller i pozostawała w pamięci dłużej niż tylko do napisów końcowych wystarczy wyposażyć swoje dzieło w takie elementy filmowego abecadła jak: wciągająca, nielinearnie poprowadzona i pomysłowo skonstruowana fabuła, ciekawa oprawa wizualna (Trzeba wszak niewątpliwie zauważyć wyśmienitą robotę wykonaną przez operatora tej produkcji czyli Dana Freene'a), interesujący bohaterowie, kapitalnie budująca nastrój ścieżka dźwiękowa, bardzo mocne i emocjonalnie miażdzące zakończenie czy rewelacyjna gra aktorska dwójki głównych protagonistów czyli bardzo dobrego Oliviera Acklanda i przeuroczej oraz, co chyba najważniejsze, niezmiernie utalentowanej Adelaide Clemens (którą można pamiętać choćby ze świetnej dyspozycji zaprezentowanej w słabym "Silent Hill: Revelation" czy przewrotnym "No One Lives"). Niby niewiele, a jednak nie każdemu twórcy udaje się osiągnąć tak satysfakcjonujący efekt.

Podsumowując. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po "Szaleństwa Młodości". Uważam bowiem, że film Bena Lucasa to niemalże gotowy wzór tego jak powinno się tworzyć podobne produkcje oraz prawdziwa lektura obowiązkowa dla każdego kto lubi dobrze opowiedziane historie, które skłaniają do myślenia i pozostają w głowie długo po seansie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz