wtorek, 23 kwietnia 2019

Krótka piłka: Lot nad kukułczym gniazdem (Wpis archiwalny)

Niech Cthulhu będzie z wami!
LNKG
Reżyseria: Milos Forman
Chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że taki tytuł jak "Lot nad kukułczym gniazdem", jak najzupełniej słusznie należący do kanonu największych osiągnięć światowej kinematografii, zasługuje na odpowiednią oprawę i dogłębne omówienie. Ja jednak muszę przyznać, że w tym wypadku zupełnie nie potrafię tego zrobić.
I to wcale (a może nie tylko) dlatego, że o wybitnych filmach pisać jest najtrudniej, bo widzieli je już chyba wszyscy (a dodatkowo zdecydowana większość zapewne zapoznała się z pierwowzorem literackim czyli książką Kena Keseya) więc trudno jest powiedzieć o nim coś czego ktoś, gdzieś, kiedyś już nie sformułował.
Muszę bowiem przyznać, że choć jakaś metoda na przezwyciężenie takich trudności na pewno by się znalazła (W końcu, jak to mówią, im większy opór tym większa przyjemność) to po prostu doszedłem do wniosku, iż kompletnie nie wierzę w to bym potrafił obiektywnym i krytycznym okiem spojrzeć na film, którego, nie ukrywam jestem wielkim fanem i który, kiedy rozpoczynałem tworzenie własnej filmoteki, stanowił jeden z zakupowych prioryterów. Sam obraz zresztą nie daje jakichś wielkich powodów do narzekań, gdyż jest nie tylko kapitalnie zagrany (Warto zwrócić uwagę na wybitne kreacje (tak swoją drogą nagrodzone zasłużonym gradem nagród, podobnie zresztą jak całe dzieło) jakie stworzyli tu zarówno Jack Nicholson (czyli człowiek, co do którego nie ukrywam, że jest moim ulubionym aktorem, na którym staram się wzorować podczas swoich scenicznych występów i który w mojej ocenie mógłby zagrać z jednakowo satysfakcjonującym rezultatem praktycznie wszystko (Choć i tak pewnie w rezultacie zagrałby po prostu "siebie na zadany temat") jak i Louise Fletcher (która może po występie u Formana nie zrobiła jakiejś wyjątkowo imponującej kariery, ale nie była to na pewno wina braku talentu, gdyż w omawianym tu dziś dziele odwaliła kawał dobrej roboty i w sposób niezwykle wiarygodny wykreowała postać zimnej, wyrachowanie i totalnie antypatycznej antagonistki, którą widz szczerze znienawidzi już od chwili jej pierwszego pojawienia się na ekranie. W sumie aż trudno jest sobie wyobrazić w tej roli inną aktorkę, ale wspomnę, że mało brakowało byśmy jako siostrę Ratched oglądali chociażby Anne Bancroft (Niezapomniana pani Robinson z "Absolwenta"), Angelę Lansbury, Geraldine Page czy Ellen Burstyn (genialna kreacja w "Requiem dla Snu") ale przede wszystkim, mimo upływu lat, nadal pozostaje aktualny, nic nie traci na swojej atrakcyjności i w swej wymowie jest zaiste wstrząsający (Szczególnie kiedy ogląda się go po raz pierwszy raz i na świeżo. Wówczas zdecydowanie "ryje psychikę")
Podsumowując. Myślę, że nikogo nie trzeba specjalnie zachęcać do obejrzenia "Lotu nad Kukułczym Gniazdem". Jest to bowiem tak głośne dzieło, iż każdy kto chciał je obejrzeć to albo już to zrobił albo zrobi w najbliższym czasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz