środa, 10 kwietnia 2019

Krótka piłka: Czerwony Pająk (2015) (Wpis archiwalny)







Niech Cthulhu będzie z wami!



Zacząć należy chyba od stwierdzenia, że "Czerwony Pająk" to trzeci w tym roku (po świetnym „Fotografie” Waldemara Krzystka i bardzo dobrym „Demonie” Marcina Wrony) przedstawiciel endemicznego gatunku jakim jest udany polski film grozy.



W dodatku mamy tu do czynienia z obrazem opowiadającym o seryjnych mordercach czyli dotykającym, dodam tak na marginesie, mojej ulubionej tematyki zaraz po szpitalach psychiatrycznych. Zresztą nie będę ukrywał, że to właśnie tematyka była głównym powodem, dla którego zdecydowałem się przejść do kina. I w sumie muszę powiedzieć, że się nie zawiodłem!



Dostałem bowiem dzieło klimatyczne, pięknie sfotografowane (Jak na dłoni widać tu, że Marcin Koszałka nie przez przypadek uważany jest za jednego z najzdolniejszych polskich operatorów. ), intensywne, ciekawe (warto w tym miejscu zaznaczyć, że kanwą scenariusza stała się autentyczna historia jednego z najbardziej znanych polskich seryjnych morderców Karola Kota znanego też jako „Wampir z Krakowa”), dysponujące wyśmienitą kreacją aktorską Adama Woronowicza a przede wszystkim pod względem ogólnego nastroju bardziej przypominające „Zodiaka” niż „Siedem” (Co, jeśli mam być szczery, dla mnie jest akurat plusem ponieważ uważam pierwszy z wyżej wymienionych obrazów za chyba największe osiągnięcie Davida Finchera i jeden z najbardziej niedocenionych filmów XXI wieku). Właściwie mógłbym się przyczepić tylko do trzech rzeczy: Niezbyt przekonującego Filipa Pławiaka, całkowitego braku wyrazistych postaci drugoplanowych oraz tego, że oglądając ten film trudno nie oprzeć się wrażeniu, że tkwiący w tej historii potencjał został zaledwie liźnięty.



Mimo wszystko jednak uważam, że jeśli ktoś lubi mroczne klimaty a przede wszystkim tematykę seryjnych morderców to „Czerwony Pająk” raczej nie powinien go rozczarować

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz