niedziela, 17 marca 2019

Krótka piłka: "Fantastyczna Czwórka" (2015) (Wpis archiwalny)


Krótka piłka: "Fantastyczna Czwórka" (2015)

bradesinarus



Niech Cthulhu będzie z wami!



Przyznam się szczerze. W przeciwieństwie do wielu osób, dla których wystarczającym powodem do narzekania, a wręcz jej skreślenia zanim jeszcze zawitała na kinowe ekrany, było odejście przez twórców od komiksowego kanonu i obsadzenie w roli Johnny'ego Storma czarnoskórego Michaela B. Jordana, ja niemal zawsze uważałem, że nowa wersja „Fantastycznej Czwórki” ma (a raczej powinienem napisać miała) potencjał by być naprawdę dobrą produkcją. Opierałem się przede wszystkim na tym, iż debiutanckim dziełem Josha Tranka była rewelacyjna „Kronika” zatem chciałem zobaczyć czy uda przy zdecydowanie większym budżecie uda mu się osiągnać co najmniej podobny, jeśli nie lepszy efekt.



Niestety tak się nie stało co jednak, przynajmniej w mojej opinii, nie jest winą Josha Tranka! Ba! On stracił na tym wszystkim najwięcej ponieważ nie będzie mu dane wyreżyserowanie spin offu „Gwiezdnych Wojen”, do którego pierwotnie był przecież zaangażowany, a dodatkowo prawdopodobnie w ogóle zaprzepaścił szansę na karierę w Hollywood!



Zresztą tak na marginesie warto dodać kulisy powstawania omawianej tu dziś produkcji czyli ciągłe pasmo konfliktów na linii producenci- reżyser i wzajemnych oskarżeń o sabotowanie prac zakończone spektakularnym rozstaniem i dokończeniem filmu przez kogo innego są znacznie ciekawsze niż finalny produkt, którego nie mogę określić innym słowem niż bałagan.



Bo choć są w tym filmie elementy, które mi się podobają (Przykładowo aktorzy wypadają całkiem nieźle (Dotyczy to zwłaszcza Milsa Tellera, względem którego przed seansem miałem największe obiekcje ponieważ niezbyt przypadł mi do gustu w „Whiplash”), Kate Mara jak zwykle wygląda apetycznie, Toby Keebell prezentuje się świetnie jako Victor Van Doom (szkoda tylko, że jest go tak mało) a całość z powodu poważniejszego tonu i nastawienia na aspekt psychologiczny delikatnie przypomina mi „Hulka” w reżyserii Anga Lee) to jednak pomiędzy bohaterami brakuje choćby grama chemii, ekranowe wydarzenia nie angażują, że zbyt mało się tutaj dzieje a zakończenie kompletnie nie pasuje do całej reszty.



Podsumowując: Nie wiem i najprawdopodobniej nigdy się nie dowiem, czy gdyby Josh Trank dostał od władz Foxa wolną rękę i pozwolono mu wcielić w życie swoją autorską wizję „Fantastycznej Czwórki” dostalibyśmy dobry, albo chociaż przynajmniej satysfakcjonujący obraz. Wiem jednak, że tego co finalnie otrzymaliśmy nazwać absolutnie nie mogę dobrym filmem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz