czwartek, 7 marca 2019

Krótka piłka: Anioł (El Angel) 2018




Niech Cthulhu będzie z wami!


„Are people crazy? Does anybody consider the chance to be free? Going wherever you want; however you want. We all have a destiny. I am a natural-born thief. I don't believe in "this is yours, and this is mine”.


Dzisiaj, dzięki zdobytej w Internetowym konkursie darmowej wejściówce do kina, miałem okazję obejrzeć film „Anioł” (El Angel) w reżyserii Luisa Ortegi. Potencjalnego (niestety niedoszłego, ponieważ ostatecznie argentyński obraz nie dostał niestety nawet nominacji) konkurenta „Zimnej Wojny” i „Romy” w walce o tegoroczne Oscary dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Dzieło, dodam tak na marginesie oparte (z tego co się orientuję dość luźno) na życiu seryjnego mordercy Carlosa Robledo Pucha zwanego "Aniołem śmierci" działającego na początku lat 70. XX wieku.

I muszę przyznać, że choć nie jest to może poziom poruszającego podobną tematykę „Domu, który zbudował Jack” Larsa von Triera to jednak wyszedłem z kina całkowicie usatysfakcjonowany. Swoją drogą nie sposób nie zwrócić uwagi, iż podobieństwa między tymi dwiema wyżej wymienionymi produkcjami nie sprowadzają się wyłącznie do samej tematyki.

Oba filmy są bardzo stylowe (Choć w nieco inny sposób. W przypadku „Anioła” stylowość to przede wszystkim kostiumy, scenografia oraz kapitalnie dobrana ścieżka dźwiękowa. Przykładem niech będzie ta piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=viOS0IlrwI8), świetnie zrealizowane a przede wszystkim oba są zaskakująco lekkie jak na swoją tematykę czym zresztą, z tego co zdążyłem zauważyć narażają się u wielu widzów na zarzut psychologicznej powierzchowności czy moralnej ambiwalencji. Ba! Niektórzy doszukują się tu moralnej ambiwalencji a nawet relatywizacji popełnianych przez naszego „protagonistę” czynów, co moim zdaniem nie jest bezpodstawne. 

Prawdą jest bowiem, iż w obu przypadkach ma się wrażenie, że bohaterowie przedstawiani są nie jako osoby czyniące zło (tak na marginesie dodam, iż prawdziwy Carlos Puch został uznany za winnego 11 morderstw, jednego usiłowania zabójstwa, 17 kradzieży, dwóch porwań, jednego gwałtu i usiłowania gwałtu), ale raczej jako kontestatorzy walczący z systemem czy społecznymi konwenansami. Reżyserzy z nimi (świadomie lub nie) sympatyzują i trzeba przyznać, że udaje im się sprawić, iż my widzowie (raczej później niż prędzej) orientujemy się, iż zaczynamy kibicować głównemu bohaterowi. Zwyczajnie i tak „po ludzku” chcemy, aby mu się „upiekło”.

Na koniec warto zwrócić uwagę na wcielającego się w rolę główną niespełna dwudziestoletniego Lorenzo Ferro, który póki co jest moim największym odkryciem tego roku, wróżę mu ogromną przyszłość i mam nadzieję go jeszcze kiedyś zobaczyć na ekranie. Swoją drogą przez cały seans nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż Ferro wygląda trochę jak Xavier Dolan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz