Niech Cthulhu będzie z wami!
Staram się ratować moje stare wpisy z Bloxa, który
niedługo (to znaczy z końcem kwietnia) ma zostać definitywnie
zamknięty. Wielka szkoda bo spędziłem tam dobrych kilka lat i z
tym okresem w moim życiu wiąże się cała masa wspomnień. No cóż!
Mówi się trudno. Na początek kilka słów o (wciąż) jednym z
najlepszych filmów jakie w życiu widziałem.
Byłem ostatnio w kinie. Tak! Nie przeczytaliście
źle choć wiem jak to może zabrzmieć. Koleś prowadzi blog filmowy
i mówi, że ostatnio był w Kinie. Przecież to, że tak pojadę
klasykiem, "oczywista oczywistość". Więc już tłumaczę
o co mi chodzi. Byłem ostatnio w kinie na tym filmie:
Poszedłem tylko i wyłącznie po to, aby zobaczyć
czy rola Natalie Portman jest rzeczywiście taka dobra jak wskazywała
by na to ta cała lawina nagród z nominacją do Oscara na czele. Po
samym filmie nie spodziewałem się jakichś przesadnych rewelacji.
No bo powiem szczerze po usłyszeniu gdzieś tam, kiedyś jakichś
nielicznych informacji o tym filmie skojarzyłem, że będzie o
balecie, a to w moim przypadku nie jest coś "co tygryski lubią
najbardziej" więc nie spodziewałem się jakichś rewelacji.
Przed seansem przeczytałem, że jest tam wiele erotyzmu i gorących
scen lesbijskich (Jest chyba jedna) co nie nastrajało optymizmem. Po
prostu już nie raz i nie dwa przekonałem się, że reżyser
płycizny scenariusza najczęściej uzupełnia golizną co jest może
i dobrym chwytem bo jak wiadomo najlepiej sprzedają się sex i
przemoc, ale to chyba raczej w filmach komercyjnych jak np. w tych
wszystkich teen-slasherach a nie w filmie twórcy, który chce
uchodzić za reżysera kina ambitnego i wcześniej wsławił się
wyreżyserowaniem absolutnie nowatorskiego "Requiem dla snu"
{Requiem for a dream}. Ale cóż nie co dzień może być niedziela
prawda? Zresztą, czy naprawdę w takim roku jak ten, w którym
powstał taki znakomite dzieła jak "Incepcja" {Inception}
Christophera Nolana i "Scott Pilgrim"{ Scott Pilgrim vs.
the world} Edgara Wrighta( o którym gdzieś napisano, że to
najlepszy film tego roku spośród tych, które nie weszły na ekrany
polskich kin ) można było spodziewać się czegoś jeszcze bardziej
oryginalnego i spektakularnego? Ja nie wierzyłem, że to się może
udać. Byłem przekonany, że limit się wyczerpał. Dlatego z
niepokojem oczekiwałem pokazu. Zasiadłem w wygodnym kinowym fotelu,
zgasło światło i...
I okazało się, że gdybym nie poszedł na ten fim
to prawdopobnie popełnił bym największy bła swojego życia. Bo to
nie jest film o balecie tylko raczej można by to nazwać swoistym
remakiem "Wstrętu" {Repulsion} osadzonym w środowisku
tancerek baletowych, w dodatku jakby maczał w tym palce sam David
Lynch. To jest tak samo poschizowana wizja i może dlatego mnie
chwyciła za gardło i nie chciała puścić. Aronofsky ma od dziś u
mnie wielki "szacun" za to, że dał mi wrażenie obcowania
z czymś doskonałym i idealnym. Bo właśnie tym jest jest dla mnie
ten film Ideałem! Dziką psychodeliczną, kipiącą od zmysłowego
erotyzmu ( Scena Natalie Portman i Mili Kunis dostarcza więcej
wrażeń niż niejeden film porno mimo, że jest od nich o wiele
bardziej subtelnie pokazana) i niebywale intensywną jazdą bez
trzymanki, która sprawia, że widz przez dłuższy czas po seansie
nie potrafi, ochłonąć po seansie. I tu w tym miejscu należy
pochwalić kapitalną robotę jaką wykonał Mathew Libatique. To
właśnie jego genialne zdjęcia dają widzowi poczucie jakby
znajdował się w paszczy szaleństwa, jakby zbliżył się do
Conradowskiego jądra ciemności. Te zdjęcia to po prostu czysta
poezja. Nie zapominajmy jednak też o muzyce( Wiem, że można
zarzucić, że to wykorzystanie tego co zrobił Czajkowski i
wyłącznie nowa arańżacja. Ale za to jak brzmi!) a szczególnie o
aktorstwie. Wszyscy zaangażowani w tą produkcję aktorzy wznoszą
się na wyżyny swoich możliwości i nieważne czy to zjawiskowa
Natalie Portman( jeśli nie dostanie za ten film Oscara to będzie to
jawna niesprawiedliwość ), urzekająca naturalnością Mila Kunis
(W ogóle przed tym filmem jakoś nie wiedziałem, że jest taka
aktorka!), pozostający w cieniu ale też wyrazisty Vincent Cassel,
czy nie mająca pierwszoplanowej roli ale też nie odstająca
poziomem Winona Ryder. Bez tych wszystkich elementów ta budowla nie
byłaby możliwa do wzniesienia, a razem tworzą ten wspaniały
gmach, który miałem okazję i przyjemność podziwiać a muszę
powiedzieć, że żaden film nie wywołał we mnie takiego wrażenia
jak właśnie "Czarny Łabędź"! . I jest to wrażenie w
100% pozytywne!
Wiem, że ten film raczej nie przypadnie do gustu
wszystkim np. widzom typu "Popcorno-żerca", który lubi
tam jakieś "Och,Karol" czy inne tego typu badziewie. Tak
już jest z arcydziełem! Arcydzieło nigdy nnie trafia do
wszystkich, lecz prawdziwi kinomani, którzy kochają delektować się
tym co widzą i odczuwają prawdziwą sztukę każdym neuronem
swojego będą zachwyceni. Można nawet pokusić się o to, że
wpadną w stan podobny do ekstazy. Na koniec pragnę przeprosić
jeśli to co piszę wyda się komuś chaotyczne, ale po prostu wciąż
przeżywam to co widziałem na ekranie.
Ocena
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz