sobota, 2 marca 2019

Czarny Łabędź (2010)

Niech Cthulhu będzie z wami!
Staram się ratować moje stare wpisy z Bloxa, który niedługo (to znaczy z końcem kwietnia) ma zostać definitywnie zamknięty. Wielka szkoda bo spędziłem tam dobrych kilka lat i z tym okresem w moim życiu wiąże się cała masa wspomnień. No cóż! Mówi się trudno. Na początek kilka słów o (wciąż) jednym z najlepszych filmów jakie w życiu widziałem.
Byłem ostatnio w kinie. Tak! Nie przeczytaliście źle choć wiem jak to może zabrzmieć. Koleś prowadzi blog filmowy i mówi, że ostatnio był w Kinie. Przecież to, że tak pojadę klasykiem, "oczywista oczywistość". Więc już tłumaczę o co mi chodzi. Byłem ostatnio w kinie na tym filmie:
Black
Poszedłem tylko i wyłącznie po to, aby zobaczyć czy rola Natalie Portman jest rzeczywiście taka dobra jak wskazywała by na to ta cała lawina nagród z nominacją do Oscara na czele. Po samym filmie nie spodziewałem się jakichś przesadnych rewelacji. No bo powiem szczerze po usłyszeniu gdzieś tam, kiedyś jakichś nielicznych informacji o tym filmie skojarzyłem, że będzie o balecie, a to w moim przypadku nie jest coś "co tygryski lubią najbardziej" więc nie spodziewałem się jakichś rewelacji. Przed seansem przeczytałem, że jest tam wiele erotyzmu i gorących scen lesbijskich (Jest chyba jedna) co nie nastrajało optymizmem. Po prostu już nie raz i nie dwa przekonałem się, że reżyser płycizny scenariusza najczęściej uzupełnia golizną co jest może i dobrym chwytem bo jak wiadomo najlepiej sprzedają się sex i przemoc, ale to chyba raczej w filmach komercyjnych jak np. w tych wszystkich teen-slasherach a nie w filmie twórcy, który chce uchodzić za reżysera kina ambitnego i wcześniej wsławił się wyreżyserowaniem absolutnie nowatorskiego "Requiem dla snu" {Requiem for a dream}. Ale cóż nie co dzień może być niedziela prawda? Zresztą, czy naprawdę w takim roku jak ten, w którym powstał taki znakomite dzieła jak "Incepcja" {Inception} Christophera Nolana i "Scott Pilgrim"{ Scott Pilgrim vs. the world} Edgara Wrighta( o którym gdzieś napisano, że to najlepszy film tego roku spośród tych, które nie weszły na ekrany polskich kin ) można było spodziewać się czegoś jeszcze bardziej oryginalnego i spektakularnego? Ja nie wierzyłem, że to się może udać. Byłem przekonany, że limit się wyczerpał. Dlatego z niepokojem oczekiwałem pokazu. Zasiadłem w wygodnym kinowym fotelu, zgasło światło i...
I okazało się, że gdybym nie poszedł na ten fim to prawdopobnie popełnił bym największy bła swojego życia. Bo to nie jest film o balecie tylko raczej można by to nazwać swoistym remakiem "Wstrętu" {Repulsion} osadzonym w środowisku tancerek baletowych, w dodatku jakby maczał w tym palce sam David Lynch. To jest tak samo poschizowana wizja i może dlatego mnie chwyciła za gardło i nie chciała puścić. Aronofsky ma od dziś u mnie wielki "szacun" za to, że dał mi wrażenie obcowania z czymś doskonałym i idealnym. Bo właśnie tym jest jest dla mnie ten film Ideałem! Dziką psychodeliczną, kipiącą od zmysłowego erotyzmu ( Scena Natalie Portman i Mili Kunis dostarcza więcej wrażeń niż niejeden film porno mimo, że jest od nich o wiele bardziej subtelnie pokazana) i niebywale intensywną jazdą bez trzymanki, która sprawia, że widz przez dłuższy czas po seansie nie potrafi, ochłonąć po seansie. I tu w tym miejscu należy pochwalić kapitalną robotę jaką wykonał Mathew Libatique. To właśnie jego genialne zdjęcia dają widzowi poczucie jakby znajdował się w paszczy szaleństwa, jakby zbliżył się do Conradowskiego jądra ciemności. Te zdjęcia to po prostu czysta poezja. Nie zapominajmy jednak też o muzyce( Wiem, że można zarzucić, że to wykorzystanie tego co zrobił Czajkowski i wyłącznie nowa arańżacja. Ale za to jak brzmi!) a szczególnie o aktorstwie. Wszyscy zaangażowani w tą produkcję aktorzy wznoszą się na wyżyny swoich możliwości i nieważne czy to zjawiskowa Natalie Portman( jeśli nie dostanie za ten film Oscara to będzie to jawna niesprawiedliwość ), urzekająca naturalnością Mila Kunis (W ogóle przed tym filmem jakoś nie wiedziałem, że jest taka aktorka!), pozostający w cieniu ale też wyrazisty Vincent Cassel, czy nie mająca pierwszoplanowej roli ale też nie odstająca poziomem Winona Ryder. Bez tych wszystkich elementów ta budowla nie byłaby możliwa do wzniesienia, a razem tworzą ten wspaniały gmach, który miałem okazję i przyjemność podziwiać a muszę powiedzieć, że żaden film nie wywołał we mnie takiego wrażenia jak właśnie "Czarny Łabędź"! . I jest to wrażenie w 100% pozytywne!
Wiem, że ten film raczej nie przypadnie do gustu wszystkim np. widzom typu "Popcorno-żerca", który lubi tam jakieś "Och,Karol" czy inne tego typu badziewie. Tak już jest z arcydziełem! Arcydzieło nigdy nnie trafia do wszystkich, lecz prawdziwi kinomani, którzy kochają delektować się tym co widzą i odczuwają prawdziwą sztukę każdym neuronem swojego będą zachwyceni. Można nawet pokusić się o to, że wpadną w stan podobny do ekstazy. Na koniec pragnę przeprosić jeśli to co piszę wyda się komuś chaotyczne, ale po prostu wciąż przeżywam to co widziałem na ekranie.
Ocena
10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz