środa, 13 marca 2019

Pozytywnie zaskakujące postmodernistyczne "Iluzje". Wrażenia po obejrzeniu białostockiej wersji sztuki Iwana Wyrypajewa


Porzućcie wszelkie nadzieje, wy którzy tu wchodzicie!



Liczba dnia: 9509 ( Tyle kroków musiałem dziś wykonać aby obcować ze sztuką przez duże S. I zdecydowanie było warto)

Mam nadzieję, że się nie obrazicie na to, iż tym wpisem (Żeby wam to wynagrodzić postaram się pisać krótko) wykraczam poza ramy tego bloga (Który to już raz?) ale ostatnio wpadł mi do głowy pewien pomysł (Dobrze, że nie kula...). Po co tracić czas pod koniec roku, na oglądanie kompletnie nie satysfakcjonujących produkcji pokroju "Igrzysk Śmierci" skoro istnieją inne możliwości? Zwłaszcza wtedy, kiedy jest szansa zobaczenia, i to (nie licząc kosztów biletów autobusowych) zupełnie za darmo, sztuki głośnego współczesnego dramaturga Iwana Wyrypajewa w wykonaniu naszych lokalnych aktorów. Niebagatelne znaczenie miało też to, że jedną z ról grał tu mój kolega. Jak więc mogłoby mnie tam zabraknąć?

I wiecie co? Choć z początku myślałem, iż ten spektakl mi się nie spodoba ( Sądząc po wstępie do niego można było przypuszczać, że będzie to taka sobie, przeciętna wręcz, historia o miłości tylko w nieco bardziej egzaltowanej formie) i że jeśli zdecyduje się na jakikolwiek komentarz to będzie on syczący jadem uszczypliwości i nieskrywanej złośliwości (Czyli taki jaki wychodzi mi najlepiej) to po nim muszę porównać oglądaną sztukę do wspominanego przeze mnie na tych łamach libańskiego filmu "Dokąd teraz" (Tyle, że oczywiście nie dosłownie, bo nie ma tu przecież wojny i wizyty ukraińskich prostytutek. Są za to kosmici co zdecydowanie wypełnia dawkę dziwności) i powiedzieć jedno: jestem kompletnie oczarowany. To co widziałem było zaskakująco dobre i nosiło znak wysokiej jakości! Mieliśmy tu bowiem do czynienia z wyśmienitym, niezwykle wiarygodnym i zasługującym na podziw aktorstwem, ciekawą eklektyczną formą przypominającą bardziej układanie porozrzucanych przez wiatr puzzli, którym brakuje elementów niż tradycyjny teatr (Co ma swoje uzasadnienie w tekście {cytuję z pamięci więc dokładnego brzmienia nie przytoczę. Chodzi mi bardziej o oddanie znaczenia} "Świat to nie jest jedność. Nie ma jedności. Świat to zbiór małych, w żaden sposób nie powiązanych rzeczy". Czysty postmodernizm prawda? Tak na marginesie to dziś uświadomiłem sobie jedną, bardzo ważną, rzecz, którą teraz chcę wam zdecydowanie zakomunikować. Tak! W takim samym procencie w jakim wypełnia mnie uwielbienie do postmodernizmu [Bo, jak to ktoś mądry kiedyś powiedział, "Inaczej się dziś nie da"] jestem formalistą [Dobrze, że nie formaliną] czyli stoję na stanowisku, że opakowanie jest często ważniejsze od wnętrza a forma od treści i przyznaję się, iż niezwykle łatwo mnie tym kupić. To źle wiem! Ale zastanówcie się przez chwilę. Dlaczego nie można od sztuki wymagać tego by nie była nieoheblowaną deską i poza przekazywaniem nam pewnych wartości czy poglądów przyciągała uwagę również estetyką wykonania i pomysłowością aranżacji czyli tym wszystkim czego dziełu podlaskich twórców niezależnych zdecydowanie nie brakowało ?) oraz naprawdę interesującą i zmuszającą do myślenia treścią, (Chociaż na upartego mógłbym zauważyć pewne zgrzyty takie jak np. utożsamienie miłości z pożądaniem co chyba nie jest tym samym uczuciem) umiejętnie mylącą tropy między tym co w tej historii jest prawdą a co tylko zmyśleniem i znajdującą się w stanie idealnej symbiozy ze stroną wizualną.

Nie byłbym jednak sobą, a i opis nie byłby uczciwy, gdybym nie wspomniał o bardzo ważnej refleksji, jaka nasunęła mi się, kiedy jedno nieopacznie (Albo może celowo. Trudno powiedzieć. Aż tak dobrze nie znam twórczości Wyrypajewa) użyte na scenie sformułowanie zdecydowanie zaburzyło w mojej ocenie odbiór zgodny z intencjami twórców. Oglądanie dużej ilości filmów sprawia mianowicie, że pozornie neutralne treści zaczynają żyć własnym życiem i nabierają nowego znaczenia. Na przykład taki niewinny zdawałoby się tekst jak: "Chcę z tobą zagrać w pewną grę". Normalny widz usłyszawszy te słowa nie wykryje hipertekstualności tego przekazu i przejdzie nad tym do porządku dziennego. Kinomaniak zaraz widzi coś takiego i cały misternie budowany klimat idzie się kochać bo człowiek zaczyna się zastanawiać czy zaraz z jakiegoś kąta nie wylezie Jigsaw.

Podsumowując. Nie żałuję, że zamiast zostać w domu i katować filmy zdecydowałem się wybrać na ten spektakl bo "Iluzje" to naprawdę interesująca sztuka, który każdy powinien zobaczyć. Chylę czoła przed ekipą stojącą za tym przedsięwzięciem bo wykonali kawał naprawdę dobrej roboty i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane zobaczyć to przedstawienie po raz kolejny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz