środa, 13 marca 2019

"Za czarną tęczą" {Beyond the black rainbow} (2010) (Wpis archiwalny)



Niech Cthulhu będzie z wami!



Zauważyliście chyba, że na swoim blogu staram się nie szafować dziesiątkami. Głównie po to, aby zbyt szybko się nie zdeprecjonowały i aby pozostały one zarezerwowane dla obrazów prawdziwie wybitnych, które wywarły na mnie niezatarte wrażenie. Dzieł takich jak "Czarny Łabędź", "Mr Nobody", "Atlas Chmur" czy "Drzewo Życia" (I pewnie jeszcze kilka innych tytułów, których w tej chwili nie mogę sobie przypomnieć). No cóż! Gdyby nie zakończenie (które trochę zbyt mocno skręca w stronę kompletnie randomowego slashera i niezbyt pasuje do całej reszty) ieprzekonujące "Beyond the black rainbow" bez wątpienia dołączyłby do tego elitarnego grona.

Zdaje sobie oczywiście sprawę, że niewielu z was podzieli moją opinię. Wszak nie każdy lubi takie filmy, które nie są proste w odbiorze, których tempo jest leniwe a fabuła przejawia daleko posunięte pogmatwanie (do tego stopnia, że łatwo tu o zarzut przekombinowania a nawet wręcz przerostu formy nad treścią).

Jednak ja na szczęście mam ten komfort, że nie muszę liczyć się z opiniami innych ludzi i mogę śmiało powiedzieć, że dla mnie debiutanckie dzieło Panosa Cosmatosa (W sumie aż dziwne, że iż ten film wyszedł spod ręki debiutanta. Jednak twórca (Notabene będący synem znanego reżysera George'a P. Cosmatosa, autora m.in. omawianych już przeze mnie "Cobry" i "Leviatana"), wykazał się taką artystyczną dojrzałością i twórczym potencjałem, że praktycznie z miejsca trafia na moją krótką listę młodych filmowców, godnych tego, by pilnie przyglądać się ich dalszej karierze) to prawdziwa perełka współczesnego kina. Jeden z najlepszych obrazów sf, jakie widziałem w bieżącym stuleciu (Zaraz obok "Moon" Duncana Jonesa, "Upstream Color" i "Primera" Shane'a Carrutha, "Incepcji" Christophera Nolana, "Zero Theorem" Terry'ego Gilliama oraz, wspomnianego tu już, "Mr Nobody" Jaco Van Dormaela). Godny reprezentant dokładnie takiego kina jakie lubię czyli niepokojącego, intrygującego, enigmatycznego, przyzwoicie zagranego (w przypadku Evy Bourne nawet lepiej niż przyzwoicie), nietuzinkowego, wymagającego skupienia, nie udzielającego prostych odpowiedzi, wyśmienicie zrealizowanego (fenomenalna muzyka Sinoi Caves oraz świetna scenografię) posiadającego głębię i urzekającą atmosferę, pozostającego w pamięci po seansie oraz zmuszającego do myślenia oraz sprawiającego, że seans jest prawdziwym, niepowtarzalnym doświadczeniem.

Podsumowując. Tak jak już mówiłem "Beyond the black rainbow" nie jest tytułem dla każdego, więc trudno mi go komukolwiek polecać. Jeśli jednak macie ochotę na film, który ponad wszelką wątpliwość udowadnia, że interesujący pomysł zawsze będzie górował nad wizualnymi atrakcjami to powinniście rzucić na niego okiem. Raczej nie powinniście się zawieść.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz