czwartek, 14 marca 2019

"Madison County" ( I nie! Nie mam na myśli tego filmu z Eastwoodem Streep) 2011 (Wpis archiwalny)



Porzućcie wszelkie nadzieje, wy którzy tu wchodzicie!

Patrzę, że moja kolekcja nieobejrzanych filmów rośnie niczym zadłużenie Grecji, i że w końcu trzeba coś z tym zrobić nawet mimo Euro. Tylko nie wiem czemu, biorąc pod uwagę że na mojej wymienionej tu już liście znajdują się takie pozycje jak "Wstyd" czy "Szpieg" ( Żeby wymienić tylko te w miarę świeże) albo mając do wyboru dokończenie 'Nazistów z Głębi Ziemii zabrałem się dziś za oglądanie akurat "Madison County". Coś musi za tym stać. Przecież jedynym powodem nie może być to, że chciałem zobaczyć jak bez chromowej maski w kształcie czaszki na gębie ( Rozumiecie? Taka aluzja do "Laid to Rest") prezentuje się Nick Principe ( No i oczywiście się nie dowiedziałem tego z tej produkcji ale od czego w sumie jest internet prawda?). Więc dlaczego?

No dobrze! Jeśli koniecznie musicie znać odpowiedź na zadane wcześniej pytanie to odpowiedź jest prosta jak równik. Z powodu fabuły a konkretnie jej opisu na Filmwebie. Grupka studentów udaje się w podróż do małego górskiego miasteczka aby przeprowadzić wywiad z autorem książki opowiadającej o przerażających morderstwach, które miały tam miejsce. Gdy docierają do celu okazuje się, że ślad po autorze zaginął. Miejscowi zachowują się tak, jakby nie widzieli go od lat, a morderstwa nigdy się nie wydarzyły... Sami przyznajcie, że to brzmi bardzo intrygująco prawda? ( Nasuwają mi się skojarzenia z "In the Mouth of Madness" ale to pewnie zbyt daleko idące). I choć dobrze wiem, że intrygujący opis filmu niekoniecznie potrafi się przekształcić w dobre dzieło ( Patrz casus "oldboya" z jego ciekawym punktem wyjścia i niesatysfakcjonującym finałem) to licząc na seans dający przynajmniej tyle frajdy co w przypadku omawianego tu wcześniej "Creature" usiadłem i nacisnąłem "Play" 

No cóż. Jeśli miałbym być szczery to nawet mimo faktu, iż romans nie jest moim ulubionym gatunkiem filmowym, chyba jednak wolałbym obejrzeć ten wymieniony w tytule obraz z Clintem Eastwoodem niż ten wyrób filmopodobny. Bo to jest bardzo zły film, i chyba nie zdziwicie się, że napisanie tej krótkiej recenzji zajęło mi aż dwa dni, jeżeli wam powiem, że ten film trafił u mnie na tą samą lub niewiele niższą półkę w galerii złego kina co niesławne "Zaciemnienie" tyle tylko, że tu mamy wszystko jeszcze gorzej zagrane, wykonane i napisane ( A myślałem, że tamto to było już dno... No cóż. Filmowcy nigdy nie przestaną mnie zadziwiać). Mamy tu więc, proszę szanownej wycieczki, mój nowy najgorszy film. I muszę powiedzieć, że zwycięstwo w tej niezbyt chwalebnej dyscyplinie jest zasłużone bo dawno się tak nie wynudziłem i to nawet mimo krótkiego czasu trwania ( 80min. ). Mamy tu bowiem masę bezsensownych dialogów, które nic nie wnoszą do treści filmu, za to przy których macki odpadają ( Stwierdzenia typu: Bohaterowie patrzą na otwarte drzwi "O! Drzwi są otwarte!". Dobrze, że to padło bo sami byśmy tego nie zauważyli!), całą serię niepotrzebnych scen ( Ten zarzut mógłby dotyczyć niemal każdej sceny tego filmu ale wyróżnia się trwająca dziesięć minut scena jednostajnej ucieczki przed psycholem, który ani nie wymachuje siekierą ani nie żongluje piłami mechanicznymi. Scena, która nie tylko przebiega monotonnie to na dodatek nie kończy się w żaden szczególnie przekonujący sposób, ale widać że była super potrzebna, chyba po to żeby ustanowić nowy rekord po tej stronie "Katakumb"), oraz bohaterów, którzy zapadają w pamięci równie mocno co gra reprezentacji Grecji w piłce nożnej na Euro.

Ale i tak to co wymieniłem w powyższym punkcie nie jest jeszcze najgorszym co ten film ma nam do zaoferowania i czym się zdecydowanie wyróznia. ( Bo szczerze mówiąc w praktycznie każdym slasherze możemy znaleźć takie cechy jak bezsensowne dialogi, niepotrzebne sceny i nijakich bohaterów i to czasami w jeszcze większej kumulacji). Najgorszy jest tu wszechogarniający chaos, wygląda jakby ktoś tu zdecydowanie za często używał nożyczek. Tylko tak ( No i brakiem talentu do opowiadania historii) wytłumaczyć można to co się w tym filmie dzieje z masą porozpoczynanych ale nie zakończonych wątków ( Np. wątek zdjęć, które robił bohater w okularach. Zdjęć, które wydawały się ważne zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę scenę kiedy okularnik ogląda je w lesie i nagle coś na nich zwraca jego uwagę. Powiększa je i wtedy... przechodzimy do następnej sceny, która nie ma z poprzednią sceną nic wspólnego a do tamtej już nie wracamy), elementów które z jakichś powodów zostały wyeksponowane i wydawały się istotne, a które nie zostały w jakikolwiek sposób rozwinięte ( Jak książka na stole, na którą, do dziś nie wiem dlaczego, zwróciła uwagę kamera) oraz wątków, które wydają się mieć urwany początek ( Typu motyw brata dziewczyny okularnika, który wyskakuje jak Filip z konopi) na czele. To właśnie ten chaos powoduje, iż tak ciężko się to wszystko ogląda. Niby coś tu się dzieje, ktoś tam ginie, ktoś morduje ale tak naprawdę nie wiemy o co w tym wszystko chodzi i prawdę mówiąc nie wiele nas obchodzi kiedy nerwowo spoglądamy na zegarek. Choć w sumie czego można oczekiwać od filmu, który nie ma nawet dobrego zakończenia ( I nie mam tu na myśli happy endu) tylko coś wyglądające jakby taśma się skończyła i ktoś z produkcji tego "dzieła" uznał, że widz się nie zorientuje. Choć jeśli wziąść pod uwagę, że koniec wieńczy dzieło to mamy tu w sumie idealne podsumowanie

Dobra! Szkoda mi więcej słów, bo chyba w wystarczający sposób uzasadniłem z jak beznadziejnym przypadkiem mamy tu do czynienia a każde następne zdanie, będzie dla niego niezasłużonym zaszczytem. To mógł być całkiem niezły film bo sam pomysł był nawet dobry tylko niestety tak krawiec kraje jak mu materiału staje. A, że trafiło na marnych krawców to mamy co mamy. Polecam zdecydowanie omijać szerokim echem a najlepiej spalić wszystkie DVD z tą produkcją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz