czwartek, 14 marca 2019

"Drzazgi" ( 2008 ) (Wpis archiwalny)



Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie!

Dzisiejszy wpis może wam się wydać odrobinę nie na miejscu i nie w klimacie, bowiem nie tylko nie będzie tu seryjnych morderców, zwyrodnienia i chorych klimatów to dodatkowo mamy tu polski film a przecież niejednokrotnie mówiłem i pisałem, że łatwiej jest znaleźć tropy muszki owocówki na śniegu niż dobrą polską produkcję zwłaszcza z ostatnich lat ( No nie przesadzajmy! Trochę by się tego znalazło jak np. " Dla Ciebie i Ognia") ale nic na to nie poradzę. Skoro słyszałem o tym obrazie wiele dobrego i to z ust osób, którym czego jak czego ale gustu filmowego odmówić nie mogę, i skoro mieli to dziś dawać w telewizji to po prostu musiałem go obejrzeć. A skoro obejrzałem to musiałem się z wami podzielić. Proste prawda? Ale spójrzcie na to z drugiej strony. Przynajmniej jest to wpis o konkretnym filmie ( czyli to do czego ten blog został stworzony) zamiast fillerów w postaci zwiastunów, plakatów lub moich fantasmagorii na tematy około filmowe w stylu obsady "The Thing 3". Dobra. Nie gadamy, zaczynamy.

I na początek garść małego narzekania na TVP. Ja rozumiem, że Euro to superważna sprawa ( Przecież sam to oglądam, więc mówienie przeze mnie inaczej byłoby hipokryzją do kwadratu), i że mecz Hiszpanii z Portugalią się nieco przeciągnął ale czy naprawdę tak super niezwykle istotne były te wszystkie dodatki w postaci gadania na dachu fabryki czekolady czy w strefie kibica z ludźmi, którzy nie są jakimiś super futbolowymi ekspertami? Czy naprawdę nie można było tego pominąć? To naprawdę denerwujące jeżeli czeka się na film, który ma być nadany po meczu a tu ci siedzą i ględzą jacyś celebryci, którzy koniecznie muszą się przy okazji mistrzostw europy polansować ( Ale przynajmniej obejrzałem sobie recenzję "Faces of Death" od Cinema Snoba. Zawsze to jakiś plus). Ale wróćmy może do tematu.

No cóż. Nie będę ukrywał, że obraz pana Macieja Pieprzycy bardzo mi się spodobał i uważam go za niezwykle udany jak na polskie warunki ( Muszę się przyznać do tego, że długo nie mogłem uwierzyć, że oglądam naszą rodzimą produkcję bo brak tu gryzących poczucie dobrego smaku dialogów rodem z tych wszystkich komedii traumatycznych czy polskich seriali ani nie jest to film koszmarnie ponury i dołujący jak te wszystkie "Place Zbawiciela"). Choć z drugiej strony biorąc pod uwagę jaki poziom reprezentowały sobą produkcje jakie oglądałem w ciągu ostatnich kilku dni to naprawdę nie potrzeba wiele aby się wyróżnić bo poprzeczka oczekiwań była obniżona tak nisko, że w sumie wystarczyłoby, że produkcja będzie choć wyglądała na profesjonalną, aktorzy będą przynajmniej udawali, że potrafią grać a jedyną umiejętnością scenarzysty nie będzie wyłącznie podpisanie się na czeku i już bym powiedział, że jest dobrze. Tu na szczęście twórcy nie poszli aż na taką łatwiznę. Więc przyjrzyjmy się bliżej elementom, które sprawiają, że ten film się pozytywnie i zdecydowanie zapada w pamięć.

No cóż. Mówiąc czy pisząc o zaletach tej produkcji przede wszystkim należy pochwalić misterną, koronkową czy wręcz szkatułkową kompozycję scenariusza duetu Maciej Pieprzyca, Bartosz Kurowski. Pochwały należą się tu choćby za brak chaosu i doskonałe rozpisanie wydarzeń. Zwróćcie bowiem uwagę, że mimo prowadzenia wielu wątków, które z początku wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego widać, że to wszystko jest bardzo dobrze przemyślane, zaplanowane i poprowadzone tak, że doskonale się zazębia i praktycznie nie ma tu żadnych większych zgrzytów. I choć taka konstrukcja fabuły nie jest w światowej kinematografii czymś super wyjątkowym i oryginalnym bo można powołać się choćby na przykład oskarowego "Miasta Gniewu", które niewątpliwie stanowiło poważne źródło inspiracji ( Ale to bynajmniej nie jest żaden zarzut bo czerpanie dobrych wzorców jest w jakiejkolwiek twórczości czymś niezwykle wskazanym) to i tak na tle polskiej fabularnej inercji i wałkowania w kółko tych samych fabularnych schematów "Drzazgi" zdecydowanie się pozytywnie wyróżniają bo przynajmniej próbują zrobić coś nowego.

Skoro wspomniałem o fabule, to chcę zwrócić uwagę na kolejny pozytyw, który warto wyróżnić w postaci odrębnego podpunktu. Mam tu na myśli wymowę tej produkcji. Nie ma tu bowiem nachalnego dydaktyzmu, narzucania nam przez twórców czegoś na zasadzie obowiązku podążania ścieżką interpretacji z punktu A do punktu B. W zamian za to daje nam się coś co ja sobie osobiście bardzo cenię w filmach czyli wolność interpretacji, zwłaszcza jeżeli chodzi o zakończenie przez co cała ta opowieść pozostaje w pamięci na zdecydowanie dłużej niż byłoby w przeciwnym wypadku

Następnym pozytywnym aspektem tego filmu jest aktorstwo i to o dziwo tych, którzy dopiero raczkują w celuloidowym biznesie czyli tercetu Pawlicki-Piechota-Hycnar którym udało się stworzyć bardzo wiarygodne i przekonujące kreacje. Muszę powiedzieć, że zdecydowanie warto im się będzie przyglądać bo z tej mąki zdecydowanie będzie chleb. Warto również zwrócić uwagę na drugi plan gdzie błyszczy kilka gwiazd polskiego kina, z których jak dla mnie najlepiej wypada Krzysztof Globisz. Natomiast nie byłbym sobą gdybym trochę nie ponarzekał więc pragnę zwrócić uwagę na fakt, że jest to kolejny polski film, w którym występują dwaj panowie Tomaszowie czyli Kot i Karolak. Czy oni naprawdę muszą występować wszędzie? Czy my w Polsce naprawdę nie mamy innych aktorów? Chodzi mi tu zwłaszcza o pana Karolaka, bo do Tomasza Kota nic nie mam, poza tym że uważam go za zbyt rzadko odpowiednio wykorzystywanego, od kiedy widziałem jego fantastyczną kreację w "Skazanym na Bluesa". Pan Karolak choć tu w mało znaczącej roli to jednak jest praktycznie taki sam jak zawsze i w ogóle nie widzę w nim jakiegokolwiek rozwoju ani nawet szans na takowy.

Skoro analizę zacząłem od chwalenia to i na tym skończę, zanim przejdę do podsumowania. Chcę napisać po kilka dobrych słów o dwóch aspektach, których nie wspomniałem, a które zdecydowanie na to zasługują a mam tu na myśli zdjęcia i muzykę. Zdjęcia dlatego, że niektóre ujęcia typu np. latający w powietrzu welon są po prostu przepiękne i chyba trzeba byłoby nie mieć artystycznego zmysłu, żeby się nimi nie zachwycić. Muzyka zaś dlatego, że dzięki właśnie temu filmowi odkryłem bardzo utalentowaną i o dziwo polską ( Bo przez cały czas trwania filmu byłem świecie przekonany, że piosenki w nim są dziełem jakiejś artystki zagranicznej i to z najwyższej półki) piosenkarkę Pati Yang.

Podsumowując. Mamy tu do czynienia ze zdecydowanie najbardziej pozytywnym zaskoczeniem roku i filmem, który choć polski, to jednak zdecydowanie zasługuje na to aby dać mu szansę. Ja zdecydowanie się nim nie zawiodłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz