piątek, 15 marca 2019

"Amerykańska Zbrodnia" {An American Crime} (2007) (Wpis archiwalny)


Niech Cthulhu będzie z wami!
An American Crime



Jak zapewne pamiętacie (Ja w każdym razie pamiętam. Takie filmy naprawdę trudno wyrzucić z głowy) kilka dni temu kierowany masochistycznym instyktem (tym samym, który kazał mi w swoim czasie oglądać "Serbski Film", "Cannibal Holocaust", "Martyrs" czy "Ludzi zza Słońca". Muszę się naprawdę nie lubić) postanowiłem obejrzeć "Dziewczynę z Sąsiedztwa" czyli ekranizację głośnej i dość kontrowersyjnej powieści Jacka Ketchuma zainspirowanej prawdziwymi wydarzeniami czyli bulwersującą sprawą zabójstwa Sylvii Likens. Oczywistym było więc, że prędzej czy później będę musiał sięgnąć również po "American Crime", który (jak zostałem poinformowany w komentarzach) rzekomo, jako że wierniej trzyma się prawdziwych wydarzeń, stara się w miarę możliwości unikać dosłowności w pokazywaniu okrutnych scen przez co nie jest tak przerysowany (Takiego jak choćby kreacja Blanche Baker, scena z gwałtem czy palnikiem w filmie Gregory'ego Wilsona) czy i obrzydliwie "over the top", miał być znacznie lepszym filmem. No cóż mimo najszczerszych chęci nie mogę się z tym do końca zgodzić.

Zacznę od tego, że choć u podstaw obydwu filmów leży ten sam punkt wyjścia (którym jest, przypomnę, przywołana tu już sprawa Sylvii Likens) to jednak z uwagi na fakt, że są one stworzone przez różnych twórców będących wyznawcami diametralnie odmiennych koncepcji więc w obu akcenty rozłożone są zdecydowanie inaczej. W jednym większą uwagę skupia się więc na jak na wywołaniu reakcji emocjonalnej (Co muszę przyznać w znacznym stopniu mu się udaje) i jak najwierniejszym oddaniu faktów podczas gdy drugi stawia sobie za cel szokowanie dla samego szokowania i wydaje się delektować czysto sadystyczną przyjemnością płynącą z pokazywania okrucieństwa.

Nie wiem. Może to kwestia wynikająca z kolejności oglądania tych produkcji (Rzecz, którą psychologia zwie "efektem pierwszeństwa") ale muszę powiedzieć, że nie tylko nie widzę miedzy tymi obrazami jakiejś kolosalnej różnicy poziomów to na dodatek dzieło stworzone przez Gregory'ego Wilsona podobało mi się jednak trochę bardziej.

Nie zrozumcie mnie źle."Amerykańska Zbrodnia" to film godny obejrzenie i autentycznie wart polecenia bo jest naprawdę dobrym, świetne zagranym ( Co mnie jakoś nie specjalnie dziwi. Przecież jeśli weźmiemy pod uwagę nazwiska aktorów zaangażowanych w ten projekt, wśród których znaleźli się m. in. James Franco, Catherine Keener i Ellen Page to będzie jasnym fakt, iż osiągnięcie wysokiego poziomu nie mogło się nie udać. Z drugiej jednak strony warto pamiętać, iż "każdy kij ma dwa końce" i zatrudnianie osób kojarzonych z innymi, często znacznie lepszymi tytułami może nieść za sobą ryzyko, że widz nie skupi się na opowiadanej historii i nie wczuje w emocje bohaterów jeśli będzie miał w pamięci inne wcielenia danego aktora i przykładowo zamiast pana prokuratora będzie widział Hadleya z rewelacyjnego "Domu w Głębi Lasu" a zamiast Sylvii Likens Ariadnę z "Incepcji". Mało znani aktorzy chyba jednak są w takim wypadku najlepszym wyjściem bo choć może nie do końca umieją we właściwy sposób ukazać złożoność psychiki odgrywanej przez siebie postaci to jednak nie dość, że świetną kreacją mogą sobie wyrobić pewną markę w branży i uznanie u odbiorcy (Tak jak miało to miejsce w przypadku choćby fenomenalnej w "The Loved Ones" Robin McLeavy", charyzmatycznego Kevina Howartha w "The Last Horror Movie", szalonego Billa Moseleya w "House of a 1000 corpses",uroczej Amy Seimetz w "A horrible way to die" czy intrygującego Caleb Landry Jones w "Antiviralu") to na dodatek pozwalają sobie na zdecydowanie więcej gdyż cechuje ich odwaga (i nie chodzi mi tu tylko o tzw. sceny rozbierane) oraz skłonność do podejmowania ryzyka), a jeśli porównamy ją z "Dziewczyną z Sąsiedztwa to również lepszym warsztatowo, głębszym pod względem psychologicznym (zwłaszcza jeśli chodzi o lepiej umotywowane okrucieństwo) obrazem ludzkiego zniewolenia i tego, że jak to mówią "człowiek człowiekowi wilkiem".

Paradoksalnie jednak "Amerykańska Zbrodnia" jak na poruszany ciężki i potwornie przytłaczający temat wydaje się być obrazem nieco zbyt uładzonym a jej ciężar gatunkowy jest zdecydowanie zbyt lekki. W mojej ocenie bowiem to właśnie "The Girl Next Door" (nawet mimo wielu pretensji jakie zasłużenie zebrała) znacznie lepiej pasuje do opowiadanej historii, ma większy "Shock Value", wywiera mocniejsze wrażenie a nawet odważę się stwierdzić, iż mimo wielokrotnie składanej deklaracji, że nie lubię filmów epatujących okrucieństwem i wolę atmosferę niż noże czy siekierę to właśnie jej przejaskrawienie, dosłowność, klimat, wyrazistość i swoisty "brud" (Zwróćcie choćby uwagę na charakteryzację głównej bohaterki poddanej tym wszystkim okropnym zabiegom i sami ocencie, w którym filmie wypada ona wiarygodniej) bardziej przypadły mi do gustu.

Podsumowując. Jeśli szukacie obrazu w miarę wiernie ukazującego prawdę o sprawie Sylvii Likens powinniście sięgnąć po "Amerykańską Zbrodnię". Jeżeli natomiast nie jesteście zainteresowani odtwarzaniem autentycznych wydarzeń tylko filmem, który was zaszokuje, poruszy i zostanie w pamięci na jakiś czas wtedy zdecydowanie lepszym wyjście będzie jedynie "Dziewczyna z Sąsiedztwa"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz