niedziela, 24 marca 2019

Kolejne sezony "Flashforward" czyli polscy dziennikarze mają tajne źródło w Hollywood! (Wpis archiwalny)



Porzućcie wszelkie nadzieje, wy którzy tu wchodzicie!


Czasami czytając teksty publicystyczne, i to nawet te napisane przez najbardziej przez siebie cenionych dziennikarzy (tak jak ma to miejsce w przypadku pana Piotra Zaremby, którego niezwykle szanuję za bardzo rzeczowe, wyważone i przystępnie wyjaśniające istotę problemu analizy meandrów polskiej polityki) można natrafić na szokujące i żenujące "kwiatki" ewidentnie świadczące o tym, iż dany autor aby dostać wierszówkę próbuje udawać eksperta w dziedzinie, o której tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia i naraża się na śmieszność i utratę reputacji. Pomijając bowiem fakt, że z tak pisanego artykułu nie sposób jest niczego dowiedzieć się o jego przedmiocie, bo autor, żeby nie zdradzić się z tym jak mało wie o poruszanym przez siebie zagadnieniu (Nie wiem dlaczego, ale przyszła mi na myśl książka, do której tak na marginesie przymierzam się od dość długiego czasu czyli "Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?" autorstwa Pierre'a Bayarda), stara się tak formułować myśli by były jak najbardziej ogólnikowe. Ale to jeszcze nie jest jeszcze najgorsze. Problem pojawia się wtedy (i właśnie taki przypadek zainspirował mnie do napisania tych kilku słów komentarza) kiedy, traktując odbiorców jak idiotów, popełnia poważne, merytoryczne błędy, wywołujące uśmiech politowania u każdego, choć trochę oblatanego w temacie. Błędy, które tak na marginesie można by było poprawić w ciągu pięciu sekund, gdyby ktoś zadał sobie trud sięgnięcia do internetu (klawiatura, wbrew pozorom, naprawdę nie gryzie) i sprawdzenia fundamentalnych dla swojego wywodu faktów (Jest to dla mnie tym ważniejsze, iż sam mam naturę perfekcjonisty (Co bardzo często przeszkadza mi w życiu, jako że niejednokrotnie rezygnuję z jakiegoś działania będąc przekonanym, że nie wyjdzie mi ono na satysfakcjonująco wysokim poziomie) i nie wyobrażam sobie, bym mógł nie zweryfikować podawanych przez siebie informacji, więc jestem niejako wyczulony na takie lekceważenie kluczowych kwestii i liczenie na to, iż nikt się nie zorientuje.)

No dobrze ja tu się rozpisuję o najbardziej lubianym przez siebie problemie ( Czyli o sobie), a wy pewnie, czytając to wszystko, zastanawiacie się jaki te wynurzenia mają związek z tematem. Więc już wam wyjaśniam. Jako, że nie samym oglądaniem filmów człowiek żyje, to w moje ręce trafił dziś najnowszy numer tygodnika "W Sieci". Posród wielu innych interesujących materiałów, takich jak choćby artykuł Łukasza Adamskiego zatytułowany "Wielki powrót De Niro i wcześniejsza emerytura Di Caprio", zamieszczono tam krótki felieton, przywołanego tu już, pana redaktora Zaremby p.t. "Ujrzycie swoją przyszłość" poświęcony serialowi "Flashforward". I choć z ogólną wymową tego entuzjastycznego tekstu się zgadzam (Pan redaktor stawia tam między innymi tezę, iż mamy epokę inteligentnego, ambitnego serialu), to jednak zdanie "Oby [ autorzy dop. mój] sami nie pogubili się w kolejnych ( sic!) sezonach "Flash Forward". Z "Zagubionymi" tak się w końcu stało." wprawiło mnie w konsternację, sprawiło, że złapałem się za głowę i długo nie mogłem uwierzyć w to co czytam! Jakie kolejne sezony? Przecież, z tego co wiem to serial anulowano po pierwszym sezonie już trzy lata temu, mimo wielu próśb, petycji czy happeningów ze strony fanów. Czyżby zatem polscy dziennikarze mieli swoje "Głębokie Gardło" w wytwórni ABC i jako pierwsi dowiedzieli się o wznowieniu produkcji? A może powód jest bardziej prozaiczny, i po prostu ktoś (najpewniej sam autor) dla dobrej puenty postanowił zrezygnować ze sprawdzenia faktów? Nie wiem jak wy, ale ja przychylam się raczej do tej drugiej opcji. Co oczywiście nie znaczy, że pochwalam tego typu postawę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz