piątek, 15 marca 2019

"Ostatni Horror" {The Last Horror Movie} (2003) (Wpis archiwalny)



Porzućcie wszelkie nadzieję, wy którzy tu wchodzicie!

Skoro wczoraj mieliśmy zadziwiająco dobry film to dziś dla odmiany i kontrastu wypadałoby się przyjrzeć jakiejś totalnej filmowej szmirze, wielkiemu niewypałowi i prawda? A gdzie najłatwiej obraz klasyfikujący się do tego nurtu? W jednym z moich ulubionych gatunków czyli horrorze! Gatunku, który chyba jak żaden inny w historii kina przeplata produkcje wybitne, genialne i kultowe (Jak "Coś", "Halloween" czy "Dom 1000 trupów" ) z produkcjami co najwyżej średnimi jeśli nie beznadziejnymi lub kompletnie nieudanymi ( Jak niesławne "Madison County" czy równie "dobre" "Zaciemnienie"). Ale dość gadania czas przejść do działania. Oto "Ostatni Horror"


Tytuł tej produkcji jest nie przypadkowy czego twórcy nawet nie starają się ukryć informując o tym w finałowym monologu naszego "bohatera". Tylko o ile oni nadają temu znaczenie jakoby miał to być ostatni horror jaki obejrzę bo jak skończę to zginę. Well! Skoro to piszę to znaczy, że to się nie spełniło choć muszę przyznać, że można się przy czymś takim poczuć nieswojo. Dlatego może nad interpretuję ale dla mnie pierwotne znaczenie jest tak wyraźne, że równie dobrze ktoś mógłby napisać je markerem na wielkim bilbordzie. Ewidentnie mieli zamiar zrobić horror ostateczny czyli najkrwawszy, najbardziej kontrowersyjny najbrutalniejszy i najbardziej przerażający film grozy w historii kina tak żeby nikomu do głowy nie przyszło do głowy kręcić takich produkcji tylko coś nie wyszło i woleli dorobić do tego zdecydowanie inną ideologię.

Jednak to i tak jest naprawdę dobra produkcja dowodząca, że jeśli moim zamiarem było wybranie największej szmiry jaką uda mi się znaleźć to jestem w tym równie dobry co polscy sportowcy w zdobywaniu medali na tegorocznej olimpiadzie. Chociaż mam dla siebie pewne wytłumaczenie. Dałem się bowiem zwieść tytułowi i oczekiwałem kolejnego głupkowatego slashera w stylu "Krwawych Wzgórz", "Madison County" czy "Poziomu-2". Tymczasem dostajemy tu raczej moralitet na wzór genialnego "Funny Games" (Co nie jest jedynym podobieństwem pomiędzy tymi filmami bo przecież tu też mamy częste burzenie czwartej ściany. Zresztą jest tu o wiele więcej podobieństw do innych filmów ale o tym będzie jeszcze czas wspomnieć), w którym również (choć nieco innymi metodami) co najmniej zrównuje się psychopatów z widzami. Stawia się tu śliską choć przyznaję trafną teorię, że widzowie oczekują krwi i cierpień bo gdyby było inaczej to przecież wyłączyliby odbiorniki (Nawet pada tu niemal dosłownie przeniesiona z wcześniejszego o sześć lat filmu Michaela Haneke kwestia "Tego właśnie oczekiwaliście prawda?").

Tak jak wspomniałem nie jest to super nowatorska produkcja. Można by się doszukiwać podobieństw i to wcale nie takich małych do belgijskiego "Człowiek pogryzł psa", "Behind the mask: The rise of Leslie Vernon" (Tylko zrobiony w o wiele poważniejszej tonacji od tego drugiego) czy nawet omawianego tu "Poughkeepsie Tapes". Cały bowiem film śledzimy tu nakręcone w paradokumentalnej konwencji poczynania krok po kroku seryjnego mordercy (Wg. typologii motywacji Ronalda Holmesa- "Misjonarza" który jak sam mówi "próbuje nakręcić inteligentny film o mordowaniu mordując przy okazji ludzi") czyli nie tylko sceny morderstw (Które wyglądają słabo w mojej ocenie, ale w sumie nie można oczekiwać wiele w tym aspekcie w filmie, którego budżet był widocznie niewielki) oraz musimy słuchać wynurzeń do kamery.

I pewnie musiałbym temu filmowi wystawić co najwyżej piątkę gdyby nie dwie rzeczy. Naprawdę zaskakujący finał, oraz totalnie miażdząca rola Kevina Howartha w roli Maxa naszego "protagonisty", który naprawdę stworzył zaskakująco naprawdę kapitalną postać i naprawdę jedną z lepszych jakie widziałem już od bardzo dawno. Mieliśmy tu bowiem wszystkie elementy jakie powinna mieć każda kreacja: kapitalna mimika, magnetyczny głos, niesamowita charyzma. Myślę że mógłbym postawić znak równości pomiędzy tą kreacją a tą, którą w filmie "Milczenie owiec" stworzył Anthony Hopkins. Tak! O takiej skali tu mówimy. Aż szkoda, że jest tak mało często obsadzany w dobrych produkcjach bo myślę, że przy takiej dyspozycji jaką tu wykazał poradziłby sobie nawet w tych z najwyższej półki.

Podsumowując. Po raz kolejny zaskoczyłem się na horrorze i po raz kolejny nie muszę tłumaczyć, że mimo wykazanej tu nie innowacyjności wolę takie produkcje, w których twórcy próbują nam coś przekazać niż kolejną schematyczną wersję slasherów, w których grupa młodych ludzi wyjeżdża gdzieś do lasu i zostaje zamordowana przez psychola. A poza tym zawsze pozostaje przyciąga do ekranu i nie pozwalająca oderwać wzroku rola Kevina Howartha. Dlatego wszystkim polecam, żeby przynajmniej dać temu filmowi szansę bo myślę, że warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz