piątek, 15 marca 2019

4 Festiwal Teatrów Amatorskich "Mikstura" czyli szkoda, że nas tam nie ma! (Wpis archiwalny)



Porzućcie wszelkie nadzieje, wy którzy tu wchodzicie!



Jak ten czas szybko leci! Czuję się jakbym dopiero wczoraj zdawał wam relacje i przekazywał swoje refleksje na temat ubiegłorocznej edycji a tu już zaczęła się kolejna odsłona i znów muszę (Gdyż, jak pewnie zdążyliście już zauważyć po kilku notkach, które znalazły tu swoje miejsce, sam param się amatorsko teatralną twórczością) odsunąć na moment zwykłą tematykę tego bloga, a w zamian wybrać się na to niezwykłe wydarzenie aby poobserwować innych w poszukiwaniu inspiracji (Siebie niestety nie mogłem zaprezentować bo nasza wspaniała teatralna grupa po raz kolejny nie uporała się na czas. Ale o tym będzie jeszcze pora wspomnieć) i przekazać wam garść świeżutkich jak świeże bułeczki spostrzeżeń.

Muszę zacząć od tego, że jeśli przyjąć poziom dzisiejszych spektakli (Bo od razu się przyznaję, że nie widziałem wczorajszych ) za reprezentatywny dla całej imprezy to absolutnie nie jestem pod wrażeniem i dostrzegam ewidentny regres. O ile bowiem z poprzednich edycji pamiętam jakieś tam fragmenty większości prezentowanych dramatów (Oczywiście wyłączając te produkcje, w których sam wystąpiłem. Te mam w pamięci niemal w całości) o tyle nie wyobrażam sobie abym cokolwiek potrafił sobie przy okazji następnej edycji przypomnieć z dzisiejszych bo nie widziałem nic takiego co rzuciłoby mnie na kolana, albo sprawiło, żebym zbierał szczękę z podłogi. Dzień upłyną mi bowiem pod znakiem absolutnego chaosu i pokazów absolutnie nieczytelnych, których zupełnie nie zrozumiałbym gdybym wcześniej nie przeczytał ich opisu nich w festiwalowej książeczce. Znacie mnie! Wiecie jak bardzo chciałbym się zachwycić. Jak wielkim szacunkiem darzę ludzi, którzy wyrażają siebie przez sztukę podczas gdy mogliby w tym czasie popijać tanie wino pod gruszą. Jak cenię dzieła, które nie są proste w odbiorze! I wiem , że artysta niekoniecznie trafia w gusta wszystkich (Bo znam to z autopsji). Po prostu z trzech zaprezentowanych dziś sztuk, aż dwie pod przykryciem oszałamiającej formy ukrywają płytką jak Morze Martwe treść i cytując jedną z "Myśli Nieuczesanych" Stanisława Jerzego Leca w artystyczny sposób wyrażają "muszę siku". Dlatego absolutnie nie jestem pod wrażeniem. Zresztą, żeby nie być gołosłownym, przedstawię wam krótko dzisiejsze spektakle

1. "Opowieść o studni" Teatr Tańca Inoj

Może to wynik tego, że taka forma kompletnie do mnie nie przemawia. Bo choć widać było, że dziewczyny na scenie starają się wypaść jak najlepiej to jednak totalnie nie wiem co twórcy chcieli nam pokazać i w jaki sposób to przesłanie miałoby wynikać z zaprezentowanego widowiska. Działo się tu zbyt dużo i zbyt chaotycznie aby to nawet próbować ogarnąć więc oglądanie dłużyło mi się niemiłosiernie i co chwila spoglądałem na zegarek.

2. "Morbus Bleuleri" MultiArt Studio

Tu już było zdecydowanie lepiej niż w przypadku poprzednika co jednak nie znaczy, że dobrze. O ile bowiem sama historia była naprawdę ciekawa ( Aż prosiła się jednak o rozbudowanie i poprowadzenie we wstecznej narracji, na wzór tej jaką zastosowano choćby w "Memento") to forma polegająca na błyskaniu widzom po oczach czerwonymi światłami, co pewnie miało być NIEZWYKLE (Tak bardzo, że trzeba o tym pisać wielkimi literami bo małe mogłyby nie udźwignąć tego ciężaru) symboliczne, była co najmniej irytująca i odwracała uwagę od clou spektaklu lepiej niż ruska propaganda od sytuacji gospodarczej ZSRR.

3. "Lata nauki Wilhelma Meistra" Mikołaj Prynkiewicz

Gdyby wszystkie dzisiejsze sztuki stały co najmniej poziomie tego monodramu, który przyjechał do nas ze Słupska to niezmiernie trudno by mi było wybrać tą najlepszą. A tak mamy tu zdecydowanego zwycięzcę i mojego osobistego faworyta do odegraniu znaczącej roli przy wręczaniu nagród. Nie wiem jednak czy bardziej zadecydowało o tym moje uwielbienie dla dzieł wznoszących się na poziom meta; fakt, że była to najbardziej normalna i konwencjonalna z dzisiejszych sztuk czy też osobowość sceniczna grającego tu aktora

Na koniec warto byłoby poświęcić kilka słów zasygnalizowanemu we wstępie oraz lekko liźniętemu powyżej zagadnieniu czyli nieobecności mojej rodzimej grupy teatralnej czyli Studenckiego Koła Teatralnego "Stukot". Patrząc bowiem na poziom tegorocznych uczestników serce mi się kraje, że nie udało nam się spiąć pośladów i wyrobić ze zgłoszeniem wszak patrząc na tematykę i formę przygotowywanego przez nas spektaklu na podstawie umieszczanej tu kiedyś krótkometrażówki (Dla tych, którzy nie widzieli tej) była niepowtarzalna szansa aby zdobyć jeśli nie pierwsze miejsce (Bo tak jak pisałem nie wiem jak prezentowały się zespoły, które występowały wczoraj) to na pewno pozycję w pierwszej trójce. Ale cóż trudno jest osiągnąć cel kiedy większość członków zespołu nie rozumie, że gra się drużynowo i totalnie olewa swoje obowiązki. Ale cóż widocznie my jesteśmy jak polska reprezentacja to znaczy gramy fair play pozwalając innym zdobywać nagrody.

Podsumowując. Nie wiem czy, biorąc pod uwagę dzisiejsze raczej negatywne wrażenia, warto udać się również w dniu jutrzejszym na festiwalowe pokazy. Bo z jednej strony nowy dzień to nowa nadzieja, ale z drugiej jeżeli miałbym po raz kolejny solennie się wynudzić to wolę zostać w domu i obejrzeć jakiś interesujący film (Na przykład wciąż odkładane na lepsze czasy "Wkraczając w pustkę" Gaspara Noe).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz