środa, 13 marca 2019

"Zew Cthulhu" {The Call of Cthulhu} 2005 czyli "Artysta" nie był pierwszy (Wpis archiwalny)



Porzućcie wszelkie nadzieje, wy którzy tu wchodzicie!




Pamiętacie jak na początku tego roku wszyscy rozlegały się powszechne ochy i achy bo niemal wszyscy wszem i wobec głosili, że "Artysta" to najbardziej oryginalny film od czasów kina niemego bo nikt jeszcze nie wpadł na pomysł aby stworzyć projekt stylizowany na produkcję z tamtych lat? Otóż to była mniej więcej taka sama prawda jak głoszenie przez apologetów "Blair Witch Project", że ten film wynalazł formułę found footage (Podczas gdy powszechnie wiadomo, że pierwszym filmem tego nurtu był "Cannibal Holocaust"). Przed obsypanym nagrodami dziełem Michela Hazanaviciusa powstał bowiem amerykański film "Znak Cthulhu" w reżyserii Andrew Lemana. Film, który zrobił dokładnie to samo co produkcja francuska jednak kilka lat wcześniej (Konkretnie w 2005), i której powinna palma pierwszeństwa nie przypadła . chyba tylko dlatego, że była to produkcja niezależna, w klimatach horrorowych (Które na ogół są przez większość tak zwanych "znawców" deprecjonowane niemal na równi z SF. Jak chcecie dowodów to wymieńcie jakikolwiek film tego rodzaju, który zdobył "Oscara". Wiem, że nie wymienicie bo żaden {No dobrze! Moje ulubione "Milczenie Owiec" sięgnęło przecież po tą statuetkę. Ale tylko dlatego, że jego twórcy kategorycznie odżegnywali się od przypinania ich filmowi etykietki horroru więc się nie liczy.}) i o skromnym budżecie nie przedostała się więc do świadomości przeciętnego widza w stopniu choćby zbliżonym do tegorocznej rewelacji (Notabene muszę wspomnieć, że wciąż jeszcze nie udało mi się obejrzeć zdobywcy tegorocznego Oscara za najlepszy film roku i chyba znowu czeka na mnie w grudniu potężna dawka WFZ {Wyrównywania filmowych zaległości}). Ja jednak postanowiłem jej się przyjrzeć zwłaszcza, że nie jest długa bo trwa dokładnie 47 minut czyli tyle co odcinek dobrego serialu.

Gwoli wyjaśnienia fabuła tego dzieła powstała na podstawie opowiadania H. P. Lovecrafta twórcy, który mimo iż stanowi źródło inspiracji dla wciąż nowych pokoleń filmowców (Żeby wymienić tylko tak różne odległe od siebie przykłady jak John Carpenter i Joss Whedon) to jednak nie może się chyba doczekać na film dorównujący poziomem jego dziełom. Opowiada ona o młodym chłopaku, który odkrywa iż jego zmarły dziadek zostawił mu w spadku bogatą dokumentację badań nad tajemniczym kultem Cthulhu. Ten zafascynowany sprawą postanawia przeprowadzić własne śledztwo. Nie przypuszcza jednak, że wiąże się to z ogromnym niebezpieczeństwem i koszmarem, którego skali sobie nawet nie wyobraża.

I choć muszę powiedzieć, że zdecydowanie nie jest to produkcja idealna, gdyż kilka elementów wyraźnie rzuca się w oczy to jednak jestem pod ogromnym wrażeniem jak przy tak niskim budżecie udało się twórcom odwzorować niemal idealnie klimat filmów z tamtych lat i jak bardzo wszystkie elementy się na niego składające (od scenografii przez muzykę po pracę kamery) ze sobą współgrają. To sprawia, że w ogóle nie czułem się jakbym oglądał film nakręcony współcześnie i w ogóle nie wyobrażam sobie jakby to wyglądało nakręcone bardziej "tradycyjnymi" metodami a przede wszystkim z użyciem wszechobecnej współcześnie masy beznadziejnego CGI. Trzeba docenić jednak również to, że aktorzy odwalają masę kapitalnej roboty odwzorowując ówczesny nad ekspresyjny i pozbawiony niuansów styl gry kojarzący się bardziej z tym jaki obecnie zobaczyć można w klasycznym teatrze, i który nie każdemu widzowi przyzwyczajonemu do innego, bardziej wyważonego, typu aktorstwa przypadnie do gustu. Kurczę! Aż żałuję, że obejrzałem go na komputerze a nie tak jak np. "Nosferatu symfonię grozy" na wielkim ekranie z muzyką na żywo. Przecież to jest film stworzony do takich projekcji i musiałoby to być fantastyczne i obłędne przeżycie. Dlatego mam propozycję do rozważenia dla organizatorów przyszłorocznej akcji "Lato w mieście" aby jednym z filmów pokazywanym nam kinomanom w ten sposób była właśnie ta produkcja. Na pewno nie będziecie tego żałować.

Podsumowując. "Zew Cthulhu" to produkcja, której w przeciwieństwie do wielu innych dzieł rzekomo inspirujących się twórczością "Samotnika z Providence", która nie profanuje materiału źródłowego, i którą każdy miłośnik horroru powinien obejrzeć. Bo choć nie każdemu przypadnie do gustu jej nieco archaiczny styl to jednak potrafi zauroczyć choćby opowiedzianą historią. A poza tym jest to przecież rzecz relatywnie króciutka więc nie zajmuje dużo czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz